122. Legilimens

578 27 19
                                    



Do szkoły wróciłam w jeszcze podlejszym humorze. Klara również miała mieszane uczucia. Jej mama zniknęła. Ojciec mówił, że ma się tym nie przejmować, że wszystko jest w porządku, ale to i tak nie dawało spokoju dziewczynie. Coś było zdecydowanie nie tak, a ona nie miała pojęcia co. W każdym razie obie, nie miałyśmy ochoty na żadne rozmowy z przyjaciółmi, a tym bardziej na uzewnętrznianie się przed wszystkimi. Dodatkowo kolejny tydzień zaczynałyśmy eliksirami. Po kłótni ze Snape'em, nie chciałam na niego patrzeć, ale gdybym znowu nie pojawiła się na zajęciach, nauczyciel nie miałby dla mnie litości. To było pewne. Dlatego lepiej było przecierpieć lekcję i starać się jakoś żyć dalej.

Siedziałyśmy właśnie w lochach przy klasie, czekając na nauczyciela. Klara, nie chcąc marnować czasu, wyciągnęła z torby podręcznik od Obrony. Jeszcze chwila, a będzie znała go na pamięć. Ja natomiast wpatrywałam się w pusty korytarz bez wyrazu, nasłuchując Jego kroków. Byłam spięta i zestresowana. Na weselu powiedziałam mu wiele nieprzyjemnych słów, obiecałam, że puszczę się z innym, jak nie zacznie mnie w końcu traktować poważnie, ale On jak zwykle miał to w głębokim poważaniu.

Nagle usłyszałyśmy stukot laski, odbijający się echem po lochach. Spojrzałyśmy z Klarą na siebie, marszcząc mocno brwi. Czyżby Moody pomylił piętra? Podniosłyśmy się z podłogi, kiedy chód profesora stał się bardziej wyraźny. W końcu zza zakrętu wyłonił się Moody. Minę miał nietęgą. Jego magiczne oko zatrzymało się na nas, a prawdziwe rozglądało po zebranych i zdziwionych uczniach.

- Co się stało? – Zapytała szeptem Klara, ściskając moją rękę. Wzruszyłam ramionami, wyczuwając pod skórą niepokój.

Moody podszedł do drzwi i otworzył je zaklęciem. Pchnął ciężkie wrota i stanął z boku, zapraszając nas do środka. Uczniowie zaczęli powoli wchodzić, szepcząc żywo między sobą.

- Gdzie jest profesor Snape? – Zapytała nagle Pansy Parkinson, zatrzymując się na moment.

- Aż tak wszyscy za nim tęsknicie? – Zakpił Moody.

- Profesor Snape nigdy nie opuszczał swoich zajęć – zauważyła zaniepokojona Hermiona.

- Wchodźcie do Sali, zaraz wszystko wam wyjaśnię – powiedział głośno nauczyciel, pospieszając gestem dłoni całe zgromadzenie do środka.

Gdy go mijałyśmy z Klarą, uśmiechnął się tylko i przejechał językiem po wargach. Poklepał przyjaciółkę po ramieniu, wchodząc zaraz za nią do środka i tym samym zamykając pochód. Wszyscy zaczęli wyciągać podręczniki od eliksirów, nie przestając plotkować o dziwnej nieobecności Snape'a. Moody z kolei stanął przy jego biurku, dokładnie badając, co na nim stoi. Jego wzrok zatrzymał się na dzienniku nauczycielskim, a następnie przeniósł na nas.

Odchrząknął. Na tyle głośno, aby wszyscy zamilkli.

- Zastanawiacie się pewnie, dlaczego to ja prowadzę lekcje, a nie profesor Snape – zaczął z lekkim grymasem. – Otóż, profesor Snape musiał opuścić szkołę na kilka dni, na prośbę dyrektora.

Po klasie znowu przeszła fala szeptów. Ron i Neville ucieszyli się, jakby wygrali 100 galeonów, Hermiona wydawała się być niepocieszona utratą cennej lekcji, Harry nie bardzo się tym przejmował, a Klara wzruszyła tylko ramionami. Ja miałam mieszane uczucia. Z jednej strony byłam zadowolona, że nie będę musiała go oglądać od razu po kłótni, ale z drugiej strony, coś dziwnego nie dawało mi spokoju. Pragnęłam zapytać konkretnie Moody'ego o Severusa, ale gdybym teraz podniosła rękę, wszyscy zaczęliby dziwnie patrzeć na mnie. Wypytanie profesora na osobności, również wzbudziłoby podejrzenia. Musiałam zacisnąć pięści i przyjąć do wiadomości to, co powiedział Moody. Być może byłam zbyt przewrażliwiona?

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz