35. Plotki, problemy, spotkanie z Draco

1K 35 0
                                    


Ocknęłam się i zerknęłam w stronę stołu nauczycielskiego, ale ten był pusty. To wyjaśniało, dlaczego nikt nie wtrącił się w szarpaninę pomiędzy chłopakami. Na szczęście „sami" się rozeszli. Odsunęłam od siebie nieruszoną owsiankę, wstałam od stołu i pobiegłam za Alex, szybko ją doganiając. Przyjaciółka szła w stronę dormitorium. Zerknęła na mnie smętnie.

- Wszystko w porządku? - zapytałam przejęta. - Wyglądało jakby się o Ciebie bili.

- Bo prawie się pobili - mruknęła Alex i potrząsnęła głową. - Georgowi odbiło... Nie widziałam go jeszcze w takim stanie.

- Może jednak powinnaś wyjaśnić mu całą sytuację? Jestem pewna, że by to pomogło – nalegałam. - Gdyby nie chciał Ci uwierzyć, to ja stanę po Twojej stronie. Przecież nie masz nic na sumieniu!

- To chyba nie ma znaczenia - Alex wzruszyła ramionami. - Jest strasznie zazdrosny. A ja jakoś nie mam ochoty z nim teraz rozmawiać..

Zastanowiłam się. Alex miała więcej doświadczenia w związkach, więc nie powinnam jej prawić kazań. Szczególnie, że mój pierwszy i jedyny chłopak był ze mną na niby, a zauważał mnie tylko wtedy, gdy było mu wygodnie. Mimo to ciężko było mi tak po prostu odpuścić.

- Mogę porozmawiać z nim za Ciebie – zaproponowałam.

- Nie – potrząsnęła głową. - On teraz musi ochłonąć.

- Nie można tak tego zostawić... – skrzyżowałam przed sobą ręce.

- Pewnie w końcu z nim pogadam... - zapewniała mnie przyjaciółka. - Po prostu nie dzisiaj, dobra?

- To może chociaż napisz mu liścik...

- Nie dzisiaj – twardo powtórzyła Alex, przyspieszając kroku.

Dogoniłam ją i przyjrzałam jej się uważnie. Po chwili objęłam ją ramieniem.

- Alex, co się dzieje? - choć korytarz którym szłyśmy był pusty, przyciszyłam głos. - Chodzi o to spotkanie z McGonagall?

- Nie... - mruknęła przyjaciółka, po czym zawahała się. – A właściwie tak – powiedziała nagle i rozejrzała się dyskretnie.

- Nie mów, że przyłapali Cię, gdy wracałaś? – otworzyłam szeroko oczy. - Znowu wezwą Twojego ojca? - zapytałam zmartwiona.

Przyjaciółka przyłożyła palec do ust, pokazując mi, bym była cicho. Złapała mnie za nadgarstek i wciągnęła do mijanej przez nas, pustej sali od zaklęć. Zamknęła za nami drzwi, a potem oparła się o nie plecami i westchnęła ciężko. Wyraźnie biła się z myślami. Widząc ją w tym stanie, strasznie się przejęłam. Ostatnim razem przyłapali ją w basenie z dwoma chłopakami. Co stało się tym razem?

- Nie wezwą mojego ojca – powiedziała w końcu.

- To... to chyba dobrze? – zapytałam nieśmiało i podeszłam bliżej niej.

- Nie do końca. Klara... ja wcześniej skłamałam – Alex popatrzyła na mnie niepewnie. – Wtedy, gdy pytałaś o Flinta.

Zmarszczyłam brwi.

- To mnie dopadł. Wracałam do dormitorium, a on się przypieprzył i nie dochodziło do niego, że mówię „nie". Gdyby nie profesor Moody... - urwała.

Byłam w szoku. Oczy mi się zaszkliły. Czułam, jak przechodzą mi po plecach ciarki. Już wczoraj ta historia wydała mi się straszna, a co dopiero, gdy dotyczyła mojej przyjaciółki. Od razu mocno ją przytuliłam. W tej chwili nawet Draco przestał istnieć. W jednej chwili wypchnęłam go z głowy.

- Przepraszam... - szepnęłam.

Alex drgnęła lekko i objęła mnie.

- Co?... Za co mnie przepraszasz? – zapytała.

- Gdybym z Tobą wróciła, zamiast tam siedzieć, pewnie nic by Ci się nie stało – rozpłakałam się. Czułam się winna.

- Gdybyś wróciła ze mną, mógłby się przykleić do Ciebie.

- We dwie miałybyśmy większe szanse! – niemal krzyknęłam ocierając rękawem łzy. - W ogóle nie powinnyśmy iść z Lucjanem! Gdybyśmy siedziały w dormitorium...!

- ...Wtedy nie całowałabyś się z Draco Malfoyem – przerwała mi Alex.

Od razu się zaczerwieniłam. Przyjaciółka poruszyła brwiami, próbując załagodzić sytuację.

– Słuchaj. – kontynuowała. - W gruncie rzeczy prawie nic mi nie zrobił. Trochę się szarpaliśmy... no i pojawił się Moody. Unieruchomił go czarem.

- Pewnie drętwotą – wtrąciłam nieco spokojniejsza.

- Dokładnie – kiwnęła głową i odsunęła mnie od siebie. – A dzisiaj wezwali mnie do Dumbledore'a i zastanawiali się co z nim zrobić.

- Powinni wywalić go ze szkoły – potrząsnęłam głową.

- Też tak uważam... ale nie wywalili go. Snape ma go przypilnować. Na wszelki wypadek lepiej trzymać się z daleka od Marcusa i jego ekipy – Alex westchnęła.

- Racja – przytaknęłam. – On od początku wydawał mi się dziwny, ale żeby aż tak... - mówiłam z niedowierzaniem. – Profesor Moody ma rację, że trzeba uważać. Jesteśmy w szkole, tu powinno być bezpiecznie.

- Właśnie, powinno – Alex potarła swoje ramię. - W każdym razie, nie mówiłam Ci o tym, bo bałam się Twojej reakcji – wyjaśniła. – Nie chciałam, żebyś zaczęła panikować czy coś.

- Martwię się o Ciebie, to chyba normalne – znowu ją przytuliłam, a ona poklepała mnie po plecach.

- No tak, ale tak jak mówiłam, w gruncie rzeczy do niczego nie doszło. Nie przejmuję się tym za bardzo, staram się to wyrzucić z głowy... - westchnęła cicho. - Tylko że widzisz, wszystko się kumuluje. Gdy w końcu wróciłam do wieży, było już późno, a George był wściekły. Zanim pozbierałam myśli, wszystko poplątało się jeszcze bardziej.

- Gdyby dowiedział się co Cie spotkało, na pewno wykazałby więcej zrozumienia – stwierdziłam po namyśle.

- Nie chcę, żeby widzieli we mnie ofiarę. Byłam w złym miejscu o złym czasie i tyle. Niech wszyscy o tym zapomną. Ty też – Alex przymrużyła oczy i wycelowała we mnie palcem. – Obiecaj, że nikomu nie powiesz ani słowa.

Spojrzałam zaskoczona na jej palec, a później popatrzyłam jej prosto w oczy. Miała poważną minę. Obietnice bywały trudne, ale gdy chciałam, potrafiłam ich dochowywać. Przełknęłam głośno ślinę i przyłożyłam prawą dłoń do serca.

- Obiecuję. Ani słowa – powiedziałam z powagą.

Alex jedynie kiwnęła głową i od razu otworzyła drzwi. Wyszła na zewnątrz, a ja zaraz za nią. Parę osób na korytarzu dziwnie na nas patrzyło, że wychodzimy z sali lekcyjnej w środku weekendu, ale teraz nas to nie obchodziło. Kontynuowałyśmy marsz do dormitorium w ciszy. Rozmyślałam o tym, co powiedziała mi przyjaciółka. To straszne, że w naszej szkole może spotkać nas coś złego. Sądziłam, że umiejętności aurora przydadzą mi się dopiero po zakończeniu edukacji, a jednak niebezpieczeństwo było tak blisko. Powinnam bardziej przyłożyć się do zajęć z profesorem Moody'm! Wciąż przejęta, objęłam się ramionami. Alex zerknęła na mnie i zarzuciła mi ramię na barki.

- Nie myśl o tym za dużo – wypaliła. – Nie ma sensu.

- Trudno wyrzucić to z głowy –stwierdziłam zgodnie z prawdą.

- Na Twoim miejscu myślałabym o czymś innym. Albo kimś innym. Zapomniałaś o swoim spotkaniu z Draco? – przyjaciółka szturchnęła mnie lekko i uśmiechnęła się do mnie.

- O rany... - szeroko otwarłam oczy. – Która godzina?! Spóźniłam się?!

- Spokojnie, jeszcze wcześnie – Alex zaśmiała się.

Weszłyśmy do pokoju wspólnego. Było tam tylko kilka osób. Ja od razu spojrzałam na zegar, a przyjaciółka rozejrzała się pobieżnie i ruszyła do sypialni. Widząc, że mam jeszcze sporo czasu do spotkania, popędziłam za nią. Ona legła na łóżku i dyskretnie ukryła coś pod poduszką. Ja zaczęłam krążyć po pokoju.

- Do obiadu jeszcze tak długo... - jęknęłam.

- Będziesz tak krążyć aż do spotkania?

- Nie wiem – mruknęłam.

Po namyśle postanowiłam, że się pouczę. Zaczęłam energicznie wypakowywać książki, obkładając nimi całą pościel. Na koniec usiadłam na środku.

- Budujesz fort? - zapytała Alex, przekręcając się na bok. Podparła się łokciem.

- Tak jakby - zaśmiałam się nerwowo, sięgając po podręcznik do zaklęć. – W sumie ostatnio często coś robimy i ledwo nadążam z nauką...

- Wiesz, miałabyś jej mniej, gdybyś nie zgłaszała się do odrabiania cudzych zajęć – przyjaciółka rzuciła mimochodem.

- Właściwie, to zgłaszałam się do pomocy – wyjaśniłam. - A jakoś tak wyszło, że mam zrobić całe - mówiąc, jednocześnie robiłam notatki w zeszycie. - No i nie zamierzam mu ich robić do końca szkoły...

- To że nie zamierzasz, nie znaczy że nie będziesz.

Zerknęłam na Alex. Dziewczyna nagle naciągnęła mocniej spódniczkę, by zakryć nogi i poprawiła się na łóżku.

- Nie zrozum mnie źle - kontynuowała. - Życzę Ci dobrze, ale moim zdaniem na jednym się nie skończy.

- Zobaczymy. Na pewno od jednego muszę zacząć. Gdyby tylko chciał się wspólnie uczyć... - rozmarzyłam się. - Wtedy faktycznie mogłabym robić te zadania. Wiesz, wspólnie.

Alex pokręciła głową i przewaliła się na plecy. Wpatrywała się w sufit, głęboko nad czymś zastanawiając. Ja próbowałam skupić się na lekcjach, ale nie szło mi tak dobrze jak zawsze. Byłam podenerwowana. Dlaczego Draco najpierw chciał, żebym odrobiła za niego zadanie, a później zaproponował, że będzie mi towarzyszył? Co jeśli nie spełnię jego oczekiwań? Czy w ogóle mu się podobam? Dlaczego wczoraj mnie pocałował?... Policzki mnie paliły. W pewnym momencie odsunęłam od siebie zeszyty i też położyłam się na łóżku.

- Myślisz, że powinnam się ubrać jakoś specjalnie? – zapytałam nagle.

-Do biblioteki? - Alex uniosła się na łokciach. - Raczej nie. Nawet nie wiesz, czy to randka.

- Czyli iść w mundurku? - zeskoczyłam z łóżka i zajrzałam do kufra.

- Bez przesady, to dzień wolny. Ubierz się luźno.

Wyjęłam z kufra ciemny, rozciągnięty sweter i pokazałam go przyjaciółce. Ta popukała się palcem w czoło.

- Luźno w sensie na luzie - wyjaśniła.

Westchnęłam ciężko i raz jeszcze przejrzałam zawartość mojego kufra. Lubiłam chodzić w mundurku, ale może faktycznie nie wypadało. Ostatecznie ubrałam jasne jeansy. Alex pożyczyła mi swój obcisły, czarny podkoszulek, ale gdy go założyłam i zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, spanikowałam. Zamiast podkoszulka założyłam więc zapasową koszulę z mundurku. Sprawdziłam, czy nie brakuje żadnego guzika, a potem zapakowałam torbę, gotowa do wyjścia.

- Idziesz już? - zapytała przyjaciółka, zaskoczona moim pośpiechem.

- Tak. Nie chcę się spóźnić!

Nawet jeszcze nie było obiadu, ale tak bardzo bałam się, że przegapię nasze spotkanie, że nie mogłam usiedzieć w miejscu. Alex życzyła mi powodzenia, a ja wybiegłam z sypialni. W pokoju wspólnym byli niemal wszyscy. Harry, Ron i Hermiona siedzieli blisko kominka, czytając proroka codziennego. Starali się ignorować szum świeżych plotek. Gdy przechodziłam koło grupki gryfonów, chcąc nie chcąc sama usłyszałam za dużo. Wyglądało na to, że historia wczorajszej nocy zataczała piąte koło, nabierając przy okazji nowych, nieprawdziwych wątków.

- Słyszeliście o tej akcji w nocy? Ponoć ta dziewczyna była naćpana – mówiła jakaś gryfonka z piątego roku. – Razem coś wzięli, a potem zaczęli szaleć na korytarzu i wtedy ich przyłapano...

Zatrzymałam się na moment, zaciskając dłonie w pięści. Nie znałam całej historii, ale nie podejrzewałam Alex o narkotyzowanie się. Tym bardziej z Flintem.

- Ja słyszałam, że chodziło o jakąś małolatę z Hufflepuffu, dlatego tak się wściekli – wtrąciła Lavender Brown.

- Teraz niby będą co godzinę sprawdzać w sypialniach czy wszyscy śpią! – emocjonował się Seamus.

- Dajcie spokój – zaśmiał się siedzący nieopodal Lee Jordan. - To przecież tylko brednie, żeby zniechęcić nas do nocnych eskapad.

- Dla mnie brzmiało realnie – Lavender skrzyżowała ręce przed sobą.

- Zakazanego lasu też się boisz? – mrugnął Lee.

Ugryzłam się w język i wyminęłam grupkę, postanawiając nie mieszać w ich dyskusję. Drogę zastąpił mi Fred.

- Widziałaś Georga? – zapytał rudzielec.

- Yy... - szybko zastanowiłam się. – Nie, nie widziałam – potrząsnęłam głową. - Od śniadania.

- Cholera, to tak jak ja – Fred skrzywił się. – No nic, dzięki.

Chłopak ruszył dalej, podchodząc do kolejnych osób. Zauważyłam, że Angelina też chodzi i wypytuje ludzi. Odruchowo rozejrzałam się, ale Georga zdecydowanie nie było w pokoju wspólnym. Pomyślałam, że może faktycznie poszedł gdzieś ochłonąć. Wydało mi się jednak dziwne, że nawet Fred nie wiedział, gdzie znajduje się bliźniak. Zerknęłam na zegar. Wciąż miałam dużo czasu. Zawróciłam więc do sypialni, by pogadać o tym z Alex. Przyjaciółka leżała tak jak przedtem, wpatrzona w sufit. Gdy tylko otwarłam drzwi, spojrzała na mnie lekko zdezorientowana.

- Co, już po? – zapytała.

- Nie, jeszcze nie poszłam – zamknęłam za sobą drzwi i zawahałam się. – Mówiłaś, że nie chcesz widzieć Georga?...

- Bo nie chcę. A co, czeka na mnie na dole? – prychnęła Alex i obróciła się do mnie plecami.

- Nie do końca... Fred wszystkich wypytuje, czy ktoś go widział. Zniknął po tej akcji na śniadaniu. To trochę dziwne, nie? Oni wszędzie chodzili razem.

- No, dość dziwne... – przyjaciółka znieruchomiała na moment, zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie przez ramię. – Ja go też nie widziałam. Z resztą Fred powinien prędzej znać ich kryjówki...

- Właśnie to samo pomyślałam. Myślisz, że nic mu nie jest? – przejęłam się.

- Nie wiem... - westchnęła Alex. – Mam nadzieję, że nic.

Podniosła się i usiadła na skraju łóżka, wyraźnie nad czymś zastanawiając.

- Dużo masz czasu do spotkania? – zapytała.

- Trochę. To ma być po obiedzie.

- To zajrzyjmy w kilka miejsc, tak dla spokoju ducha.

Kiwnęłam głową. Alex wstała i razem wyszłyśmy z sypialni. Gdy przechodziłyśmy obok plotkującej grupki, złapałam przyjaciółkę za nadgarstek i szybko pociągnęłam w stronę obrazu. Nie chciałam, żeby musiała słuchać tych głupot. Z tego pośpiechu w obrazie zderzyłam się z wchodzącym do dormitorium Nevillem. Odbiliśmy się od siebie. Ja wpadłam plecami na Alex, a chłopak się wywrócił.

- Przepraszam! – pisnęłam. - Nic Ci nie jest?

- Uch.. Cześć Klara – Neville podniósł się z ziemi i spojrzał za mnie. – I cześć Alex.

Uśmiechnęłam się lekko, a Alex pomachała mu bez większego entuzjazmu. Wciąż była rozkojarzona i smętna.

- Masz jakieś zajęcia dodatkowe? – zapytał gryfon, ruchem głowy wskazując na moją wypchaną torbę.

- Nie – energicznie potrząsnęłam głową. – Po prostu idę zaraz zrobić zaległy referat na historię magii.

- Do biblioteki? - Neville jakby coś sobie przypomniał. Podrapał się za uchem. – W sumie też jeszcze nie zrobiłem... poczekacie na mnie? Poszlibyśmy razem.

-No... - zawahałam się, zerkając na przyjaciółkę. – No niby mogę poczekać, ale tak szczerze mówiąc, to nie idziemy prosto tam. I potem jestem umówiona na miejscu – spojrzałam na niego przepraszająco.

- I trochę się spieszymy – pospieszyła mnie przyjaciółka, pociągając lekko w stronę schodów.

- Ach... - chłopak speszył się. – No to nie było tematu.

- Co nie zmienia faktu, że też możesz iść do biblioteki – kontynuowałam, już schodząc. - Biblioteka jest przecież ogromna.

- Wiem, wiem, ale jednak zostanę – mruknął Neville, machnął nam na pożegnanie i zawrócił na pięcie.

Wyglądał, jakby ktoś z niego wypompował powietrze. Nic nie rozumiejąc, popatrzyłam za nim przez krótką chwilę, a potem wzruszyłam ramionami. Z Alex szybko zeszłyśmy po schodach na parter. Początkowo zajrzałyśmy do Wielkiej Sali. Teraz, gdy nie było pory jedzenia, sala świeciła pustkami. Oczywiście Georga tam nie było.

- Masz w ogóle pomysł, gdzie go szukać? – zapytałam, rozglądając się po drodze.

- Mam kilka, ale żaden nie jest konkretny. Może sprawdzimy pokój życzeń? – zaproponowała Alex, od razu ruszając w jego stronę.

- On jest ogromny... - jęknęłam. – Jeśli tam się ukrył, to będzie jak szukanie igły w stogu siana.

- Chcę tam chociaż zajrzeć.

Znalazłyśmy się na korytarzu, gdzie zawsze pojawiały się drzwi. Oczywiście teraz ich nie było. Stanęłyśmy więc obie przed zwykłą, kamienną ścianą. Alex obmacała zimne kamienie, ja rozejrzałam się podejrzliwie.

- Myślisz, że o tej porze już tam będzie pełno ludzi? – zapytałam przyciszonym głosem. - Bo wiesz, wczoraj ja, Lucjan i Draco chyba wychodziliśmy jako ostatni. Wszystko było już poskładane...

- Może było już późno... - przyjaciółka westchnęła. Stanęła w miejscu i zacisnęła mocno powieki, skupiając się.

- Co robisz? – zapytałam.

- Próbuję wezwać te głupie drzwi – warknęła przyjaciółka, uderzając pięścią w ścianę. – Czemu nie działa!

- A jak to się robi? – stanęłam obok niej, przodem do ściany.

- Zamykasz oczy i chyba musisz tego bardzo, bardzo chcieć... I pewnie coś jeszcze, ale nie wiem co.

Tak jak ona zamknęłam oczy i próbowałam sobie wyobrazić, że drzwi są tam, gdzie widziałam je po raz ostatni. Co jakiś czas uchylałam powiekę, ale ściana pozostawała ścianą. W pewnym momencie w powietrzu wyczuć można było specyficzną woń korzennych, męskich perfum. Zaciekawiona pociągnęłam nosem. Nagle ktoś odchrząknął.

- Nowe hobby, Lamberd? – do naszych uszu dobiegł wyprany z emocji głos Mistrza Eliksirów.

Aż podskoczyłyśmy. Szybko otworzyłam oczy i spojrzałam w bok, w stronę źródła dźwięku. Drzwi nadal nie było, ale dwa kroki od Alex stał on - profesor Snape. Blada, kamienna twarz, czarne, proste włosy i to przeszywające spojrzenie jego czarnych jak dwa tunele oczu. Mężczyzna stał wyprostowany z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Jak zawsze ubrany nienagannie w swoje czarne, zapinane na rząd niewielkich guziczków szaty. Wyglądało na to, że przyglądał nam się od pewnego czasu, a dopiero teraz uznał za stosowne, by dać nam znać o swojej obecności. Właściwie to miałam wrażenie, że dla odmiany teraz widział tylko Alex. Patrzyli na siebie jak zaklęci. Przyjaciółka miała minę, jakby miała zaraz zemdleć. Ja wycofałam się o pół kroku.

- Nic dziwnego, że wasz dom tak słabo stoi w punktacji, skoro gryfoni spędzają czas wolny na wpatrywaniu się w ściany – Snape stwierdził z kpiną.

Miałam chęć to wyjaśnić, ale wiedziałam, że nie możemy podać prawdziwego powodu dlaczego stoimy w tym miejscu w tak podejrzany sposób. Zająknęłam się więc tylko i pociągnęłam Alex za rękaw. Ta ocknęła się nagle i tak jak ja, wycofała o pół kroku. Profesor nie spuszczając jej z oczu, spokojnym krokiem zmniejszył dystans między nami. Alex spanikowała lekko i złapała mnie mocno za ramię. Na twarzy profesora pojawił się cień pełnego wyższości uśmiechu. Miałam wrażenie, że panika mojej przyjaciółki sprawia mu odrobinę przyjemności. A może tylko mi się zdawało?

- Następnym razem proponuję dla niepoznaki stanąć przed ścianą z obrazami. A teraz z drogi – Snape rzucił z wyższością, jednocześnie zbliżając się o kolejny krok. - Blokujecie przejście.

Znowu pociągnęłam przyjaciółkę za rękaw. Mężczyzna opuścił ręce i niecierpliwie wyminął nas. Zrobił to jednak w taki sposób, że przechodząc niemal otarł się o Alex. Wraz z podmuchem powietrza, dostałyśmy w twarz kolejną dawką jego perfum. Przyjaciółka jęknęła cicho i przymknęła oczy. Ja spojrzałam zdziwiona za profesorem. Prawie wpadł na Alex, by tylko nam udowodnić, jak bardzo stoimy na środku? Nie znajdowałam lepszego wytłumaczenia. Z resztą przy jego temperamencie, dobrze, że w ogóle nas nie stratował i nie porozstawiał po kątach za nic.

- Nie rozumiem go... - szepnęłam na ucho przyjaciółce, ale dopiero wtedy, gdy Snape całkowicie zniknął nam z oczu.

- Ja czasem też... - Alex w końcu otworzyła oczy. Miała nieodgadnioną minę.

- Chyba nic z tego? – ruchem głowy wskazałam na ścianę.

Alex spojrzała nieprzytomnie na mnie, a później na ścianę. Dopiero po chwili jakby się ocknęła.

- No, nie ma szans. W sumie to chyba odechciało mi się szukać... – stwierdziła nagle, wpatrując się w korytarz, gdzie zniknął profesor Snape. - Na pewno George się sam znajdzie.

- To co, idziemy do biblioteki? – zaproponowałam.

- W sumie zaraz obiad. Ty nie idziesz jeść?

- Nie – potrząsnęłam głową. – Chcę zająć miejsce i już wszystko przygotować.

- Nie jesteś zbyt nadgorliwa? – Przyjaciółka uniosła brwi.

- Po prostu bardzo mi zależy – zapewniłam ją.

Alex wzruszyła ramionami i raz jeszcze spojrzała w miejsce, gdzie zniknął profesor Snape. Potem ruszyłyśmy razem przez szkołę, rozdzielając się pod Wielką Salą. Dalej szłam sama. Gdy wymijałam dziedziniec, dostrzegł mnie Lucjan. Chłopak stał z kumplami pod drzewem, ale gdy tylko mnie zobaczył, pokazał im wystawiony w górę kciuk i szybko mnie dogonił. Jak zwykle znienacka przyjacielsko objął mnie ramieniem. Ja odruchowo drgnęłam i zerknęłam na niego niepewnie.

- Moja wspaniała dziewczyna! – brunet powitał mnie z przesadnym entuzjazmem. – Dokąd tak lecisz? – zapytał, jednocześnie próbując w trakcie marszu pociągnąć mnie w stronę dziedzińca.

- Do biblioteki – odpowiedziałam i dla odmiany pociągnęłam go w stronę schodów na pierwsze piętro.

- Będziesz się uczyć? Taka piękna pogoda, żal marnować – zaśmiał się Bole, ponownie próbując mnie przeciągnąć w stronę dziedzińca.

- Jestem umówiona – powiedziałam szybko, nie dając za wygraną.

- Ze mną też tak jakby jesteś.

Zatrzymałam się i spojrzałam na niego niepewnie. Nie pamiętałam, byśmy umawiali się na dzisiaj.

- Przysługa. Pamiętasz? – chłopak uśmiechnął się, zabierając rękę.

- Oczywiście że pamiętam... Nie może to poczekać? – zapytałam błagalnie, przestępując z nogi na nogę. Naprawdę nie chciałam się spóźnić!

- Nie może. To sprawa nie cierpiąca zwłoki – Lucjan stwierdził z udawaną powagą.

- No dobrze... - nerwowo zacisnęłam dłoń na pasku torby. – To co to za przysługa?...

Bałam się tego, co mógł wymyślić. Ślizgon obciął mnie wzrokiem od góry do dołu. Nie podobało mi się to spojrzenie. Chłopak skrzyżował przed sobą ręce i uśmiechnął się lekko.

- Nic strasznego – odparł po chwili. – Chcę, żebyś namówiła Alex na to co jej dziś proponowałem.

- A co jej zaproponowałeś?... – zapytałam, podejrzliwie mrużąc oczy.

- Nie mówiła Ci? – zdziwił się, a ja potrząsnęłam głową. Lucjan westchnął. – Organizujemy ognisko. Namów ją, żeby na nie przyszła, a nie będziesz mi nic winna.

- Ognisko? – zamrugałam. – To raczej kiepski pomysł – potrząsnęłam głową. - Alex nie jest teraz w nastroju do zabawy. Ma dużo na głowie.

- Jeśli ma dużo na głowie, to tym bardziej powinna przyjść, odprężyć się, zabawić, zapomnieć o trapiących ją problemach... - Lucjan brzmiał tak beztrosko. – Nie mówiąc już o tym, że jest wolna i może w końcu porządnie zaszaleć.

- Szaleństwo to ostatnia rzecz, jakiej nam teraz trzeba, ale... Zaraz, zaraz... - przyjrzałam mu się. – Wczoraj mówiłeś, że profesor Snape rozniósł połowę waszego dormitorium, a dzisiaj jakby nigdy nic organizujecie sobie ognisko? – uniosłam wysoko brwi.

- A czemu nie? – ślizgon wzruszył ramionami.

- Nie powinien być na was wściekły czy coś? – z namysłem potarłam policzek. – Gdyby chodziło o gryfonów, wlepiłby nam ze sto szlabanów.

- Gdyby chodziło o gryfonów – powtórzył Bole i mrugnął. – Wiesz, ja nic nie przeskrobałem – zaśmiał się. - Z resztą to impreza zamknięta, tylko dla kilku osób. Żadne wielkie przedsięwzięcie, ani tym bardziej coś, co chcielibyśmy zgłaszać profesorom – wzruszył ramionami.

- Nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej. Jeśli ją przyłapią, znowu będzie miała problemy...

- A co, zamierzasz nakapować? – ślizgon przyjrzał mi się. Spojrzałam na niego z wyrzutem, a on kontynuował wywód. - Bo jeśli nie, to nie ma szans, żeby dowiedzieli się, gdzie będziemy. Poza tym odrobina dreszczyku nikomu jeszcze nie zaszkodziła.

- Gdyby ktoś miał słabe serce, to... -zaczęłam.

- A gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Nic jej nie będzie, no! – Lucjan klepnął mnie w plecy. - Po prostu ją namów. Chyba nie wymagam od Ciebie za wiele, co?

- No... no niby nie... - mruknęłam.

– Więc masz czas do wieczora żeby ją przekonać – Lucjan mrugnął, a potem pokazał, że trzyma kciuki. – Liczę na Ciebie Klara!

Raz jeszcze klepnął mnie w plecy i zawrócił do swoich kolegów. Faktycznie zadanie wydawało się wykonalne i co najważniejsze, nie wymagało ode mnie wielkiego poświęcenia. Aż zaczęłam się zastanawiać, czemu zużył przysługę na coś takiego. Ruszając w stronę schodów, zauważyłam, że w pewnej odległości od nas, za filarem stał George. Najprawdopodobniej przyglądał nam się przez cały ten czas. Gdy zauważył, że ja i Lucjan skończyliśmy rozmawiać, rudzielec odepchnął się od filaru i szybkim krokiem ruszył za ślizgonem. W ręce ściskał różdżkę.

- Bole! Stój! – warknął.

Lucjan rozpoznał głos, uśmiechnął się pod nosem i obrócił powoli. George nie czekał. Uderzył w niego Rictusemprą. Czar odrzucił ślizgona do tyłu, na trawę. Pisnęłam i gorączkowo zaczęłam szukać w torbie mojej różdżki. Lucjan szybko złapał za swoją i podniósł się, otrzepując spodnie.

- Jak chcesz się bić, następnym razem poczekaj – Bole zamachał różdżką.

Grupka ślizgonów spod drzewa ruszyła w stronę zamieszania. Nie spieszyli się. Zdecydowanie chcieli sobie popatrzeć na przedstawienie. Na ich twarzach widać było głupie uśmieszki.

- Dość już czekałem! Załatwmy to między nami. Bez kumpli, bez widowni – zaproponował George, mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Sam zacząłeś przy wszystkich –zaśmiał się Lucjan. – Stary, ja nawet nie wiem jaki Ty masz problem – chłopak rzucił lekceważąco i rozłożył ręce.

- Tym problemem jesteś Ty. Kleisz się do cudzych dziewczyn i wpieprzasz gdzie nie trzeba – warknął Weasley. – Zanim się pojawiłeś, wszystko było w porządku.

- Zwykły zbieg okoliczności, prawda chłopaki? – Lucjan mrugnął do swoich kumpli.

- Przestańcie! – wtrąciłam się. – Odłóżcie różdżki. George, to wszystko to nieporozumienie.

Znalazłam swoją różdżkę i ściskając ją, niepewnie weszłam między nich, celując najpierw w jednego, później w drugiego. Strasznie się stresowałam. Lucjan patrzył na mnie rozbawiony, George nawet na mnie nie spojrzał. Nie spuszczał wzroku ze ślizgona.

- Mówię serio! – próbowałam zabrzmieć poważnie. - George! Proszę, daj spokój – podeszłam do niego i drżącą ręką złapałam go za rękaw. Chłopak wyrwał mi się i łypnął na mnie niezadowolony.

- Też w tym siedzisz – oburzył się bliźniak, mocno przy tym gestykulując. - Gość udaje, że jest Twoim chłopakiem, a dostawia się do Alex. Ślepy nie jestem. Głupi też nie.

- To wcale nie tak... – próbowałam coś wyjaśnić.

- Chyba jednak jesteś głupi – zaśmiał się Lucjan.

George zacisnął mocniej palce na różdżce, ja spiorunowałam wzrokiem Lucjana. Bole zrobił niewinną minę i uniósł ręce w obronnym geście.

– No co? Szykuje się kolejne pranie brudów? – wypalił nagle brunet. – Bo jak tak, to spadam na obiad.

Ślizgon wetknął różdżkę za pasek i po porostu się oddalił. George celował jeszcze w jego plecy, ale ostatecznie opuścił różdżkę i westchnął zirytowany. Obrócił się na pięcie, gotów by też odejść. Ruszyłam za nim.

- Alex ma teraz dużo na głowie – szybko mówiłam do jego pleców. – Szlabany, wyjec, wizyta ojca... Miała z Tobą serio pogadać, ale wszystko się pogmatwało. Powinieneś dać jej trochę czasu. Ja nie mogę za dużo powiedzieć, miałam się nie wtrącać w ogóle...

- To się nie wtrącaj – mruknął George, przyspieszając kroku.

- Ona nie zrobiła nic złego – zapewniałam go. – Nie kręci z Lucjanem ani nic z tych rzeczy. To nieporozumienie.

Miałam wrażenie, że wcale mnie nie słuchał. Chłopak próbował się ode mnie opędzić jak od nachalnej muchy. W pewnym momencie puścił się biegiem, byleby mnie zgubić. Jakoś nie miałam zamiaru biegać z torbą wypełnioną książkami. Po prostu stanęłam w miejscu i patrzyłam na jego oddalające się plecy. Nie byłam gotowa na to spotkanie, więc nie miałam ułożonego w głowie, co właściwie miałabym powiedzieć mu w imieniu przyjaciółki. Tym bardziej, że ona sama nie chciała, bym się wtrącała. Miałam tylko nadzieję, że nie pogmatwałam tego wszystkiego jeszcze bardziej. Teraz miałam coś ważniejszego na głowie. Spotkanie z Draco! Ocknęłam się, schowałam różdżkę za pasek i pobiegłam na pierwsze piętro. Weszłam w końcu do biblioteki. Od razu zajęłam jeden ze stolików, zastawiając go książkami. Naznosiłam wszystko, co było w temacie referatu i zaczęłam układać w kolejności do przepisania, zaznaczając rozdziały karteczkami. Zerkałam co jakiś czas na zegar. Pora obiadowa w końcu minęła. W bibliotece przybywało uczniów, ale brakowało tego konkretnego. Rozglądałam się, co jakiś czas, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Serce waliło mi jak oszalałe, a minuty nieubłaganie mijały. Powtarzałam sobie, że ślizgon na pewno zaraz przyjdzie. Że może to ja źle coś zrozumiałam. W końcu sama zaczęłam pisać ten referat, tak jak było powiedziane za pierwszym razem. W międzyczasie do biblioteki weszła Alex. Od razu mnie znalazła. Rozejrzała się dyskretnie.

- Przyszedł? – zapytała półszeptem, nie dostrzegając nigdzie chłopaka.

- Jeszcze nie... - mruknęłam znad referatu.

Przyjaciółka dla otuchy poklepała mnie po ramieniu.

- Za to widziałam na dziedzińcu Georga – wypaliłam, zerkając jej prosto w oczy. – Wciąż był wkurzony. Próbował wyzwać Lucjana na pojedynek czy coś... I w ogóle nie chciał mnie słuchać.

- A co mu gadałaś? – Alex zmarszczyła brwi.

- Chciałam wyjaśnić, że sytuacja między wami, to nieporozumienie.

- Rany... Mówiłam Ci, żebyś się nie wtrącała – przyjaciółka przewróciła oczami i ruszyła między półki.

Zajęła dogodną pozycję do obserwacji i zaczęła przeglądając grzbiety książek. Ja wróciłam do pisania. Nie byłam pewna, czy w obecnym nastroju przyjaciółki w ogóle będzie dało się ją namówić na ognisko z Lucjanem. Postanowiłam, że później zapytam ją o zdanie na ten temat. Do wieczora było jeszcze sporo czasu. Co chwilę zerkałam na drzwi wejściowe. W pewnym momencie w bibliotece pojawił się profesor Snape. Mężczyzna podszedł do bibliotekarki, zamienili kilka słów, a później kobieta wręczyła mu klucz. Profesor ruszył szybkim krokiem do kraty, za którą znajdował się dział ksiąg zakazanych. Gdy za nią zniknął, Alex od razu zaczęła tam zaglądać. Też mnie ciekawiło po co tam poszedł, ale jednak ważniejszy był referat.

Systematycznie zapisywałam kolejne zdania, coraz częściej spoglądając na zegar. Mój zapał stopniowo stygł. Gdy już traciłam resztki nadziei, po niemal godzinnym spóźnieniu pojawił się on - Draco Malfoy. Wysoki, szczupły, ubrany nienagannie w czarne spodnie, koszulę i wypolerowane oksfordy. Ubrania kontrastowały z jego bladą cerą i bardzo jasnymi, ulizanymi do tyłu włosami. Ślizgon wszedł do biblioteki jak do siebie. Od razu zauważył gdzie siedzę i podszedł prosto do mnie, nie zważając na spojrzenia i szepty. Przygaszona i zajęta referatem, zauważyłam chłopaka dopiero wtedy, gdy złapał za oparcie krzesła obok mnie. Odsunął je, a ja podskoczyłam wystraszona i spojrzałam na niego.

- Jest coś czego się nie boisz, Amber? – Draco zapytał cynicznie i usiadł wygodnie.

- Dużo rzeczy - odparłam szybko. Poprawiając się na krześle, spuściłam wzrok na zaczęty referat. - Spóźniłeś się... - powiedziałam nieśmiało.

- Spóźniłem? - Malfoy uniósł na moment brwi. - Mylisz się. Jestem o czasie.

- Ale... - zerknęłam na niego, zawstydzona.

- Powiedziałem, po obiedzie i jest po obiedzie - Draco stwierdził lakonicznie.

- Racja – bąknęłam.

Chłopak wyjął pergamin, samo-notujące pióro i zajrzał na rozłożone przeze mnie książki pełne zakładek. Widząc gdzie podąża jego wzrok, szybko się wyprostowałam.

- To wszystko co udało mi się znaleźć na temat wojny goblinów... w niektórych książkach są jedynie wzmianki - Przysunęłam do chłopaka stosik ksiąg. - Ja zaczęłabym od tego. Są treściwe i zawierają ciekawe komentarze...

- Nie ociągałaś się - skomentował blondyn. W międzyczasie pobieżnie obejrzał kilka okładek, a później stanowczo odsunął książki od siebie.

- Dotrzymuję obietnic - stwierdziłam pewnie i wróciłam do rozmowy o zadaniu. - Można zrobić to chronologicznie, albo tylko najważniejszymi wydarzeniami... - tłumaczyłam jak w transie.

W pewnym momencie Draco przysunął się bliżej mnie, zarzucił rękę na oparcie mojego krzesła i zerknął ponad moim ramieniem na mój pergamin

- A co z tym? - zapytał, przerywając mój wywód.

Zamarłam i przełknęłam głośno ślinę.

-To... - odchrząknęłam, zerkając na niego wystraszona. Znów był tak blisko. Odruchowo spojrzałam na jego usta. - Czekając na Ciebie zaczęłam już referat - wypaliłam szybko.

- No to Amber kończ go. Będzie dla mnie - stwierdził ślizgon.

Nie czekając na moją zgodę, Draco machnął różdżką. Jego pióro zaczęło samo pisać, notując słowo w słowo to co do tej pory napisałam. Patrzyłam oniemiała na jego pergamin. Chłopak rozsiadł się nonszalancko, nie zabierając jednak ręki zza moich pleców. Postukał palcami w oparcie.

- Coś nie tak? - zapytał spokojnie, widząc moją minę.

- Nie możemy mieć dwóch takich samych referatów...

- Wiem, dlatego później zrobisz drugi dla siebie. Mój musi być zrobiony moim pismem - chłopak wskazał różdżką na piszące w tej chwili pióro. - Wolisz mu dyktować?

- Nie... znaczy tak... nie wiem... - zająknęłam się.

Draco westchnął teatralnie.

- Mam Ci przypomnieć, że to był Twój pomysł? Jeśli to taki problem... – urwał i powoli podniósł się z krzesła.

- Nie, nie, żaden problem! - odpowiedziałam szybko i złapałam go za rękaw. – Zostań – poprosiłam.

Malfoy łypnął na moją dłoń. Szybko ją cofnęłam. Chłopak rozejrzał się dyskretnie, poprawił mankiet koszuli i usiadł z powrotem.

- Więc pisz – rzucił w moją stronę. - Nie mam całego dnia.

Szybko pochyliłam się nad pergaminem i wróciłam do pisania referatu. Na twarzy ślizgona pojawił się cwany uśmieszek. Chłopak obserwował mnie przez krótką chwilę, a później zamiast ze mną rozmawiać, wyjął podręcznik do eliksirów, kartkując go leniwie. Zerkałam na niego co jakiś czas, ale gdy zwalniałam z pisaniem, pospieszał mnie gestem dłoni. Zaczynałam wątpić w to, że nasze spotkanie było randką. Czułam na sobie spojrzenie Alex. Draco chyba też je poczuł, bo w pewnym momencie odezwał się do mnie sponad podręcznika.

- Lamberd będzie się tak gapić?

Zerknęłam na przyjaciółkę i dałam jej znak, by sobie poszła. Ona zaczęła mi pokazywać jakieś dziwne znaki z czego zrozumiałam tylko gest całowania. Od razu się zaczerwieniłam. Alex zniknęła za regałami, ale miałam wrażenie, że dalej nas obserwuje. Zerknęłam speszona na Draco. Chłopak zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. Wyglądał na znudzonego. Wzięłam głęboki wdech i zapytałam w końcu.

- Możemy porozmawiać?

- Nie przyszedłem tu rozmawiać – stwierdził Malfoy, nie odrywając nawet wzroku od podręcznika.

Zacisnęłam na moment usta i przygaszona wpatrzyłam się w pergamin z referatem. Draco zauważył, że nie piszę. Pospieszył mnie gestem dłoni, ale nie zareagowałam. Zmarszczył brwi.

- Skończysz szybciej jeśli pogadamy? – zapytał nagle, a ja ożywiłam się i usiadłam prosto. - Nie mam zamiaru siedzieć tu do nocy. Mam coś jeszcze do zrobienia.

- Chciałam zapytać... Dlaczego to wtedy zrobiłeś?... – zerkałam na niego nieśmiało. Policzki mnie piekły.

- O czym konkretnie mówisz? – w końcu na mnie spojrzał. Mogłabym godzinami wpatrywać się w jego stalowo-błękitne oczy.

- Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś? – zapytałam niemal bezgłośnie. Draco lekko wykrzywił usta.

- To bez znaczenia – wzruszył ramionami.

- Dla mnie ma znaczenie – patrzyłam na niego. Serce biło mi bardzo szybko.

- Dla zabawy? – odpowiedział po chwili. - I bo miałem na to ochotę. Tak jak mówię, bez znaczenia – powtórzył, stukając palcami w blat stołu.

Bo miał na to ochotę. Miał ochotę mnie pocałować. Czyli chciał to zrobić. Chciał i zrobił. Te słowa dudniły mi w głowie, nakręcając mnie od nowa. Reszta po mnie spłynęła, w ogóle do mnie nie docierając. Uśmiechałam się do siebie. Z nową werwą kontynuowałam pisanie referatu. Draco przyjrzał mi się uważnie. Siedzieliśmy tak w ciszy do samego końca. Gdy skończyłam, pióro Malfoya kończyło jeszcze robotę. On przeciągnął się i wstał. Ja zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

- Mówiłaś wcześniej, że wcale nie boisz się wielu rzeczy? – zagaił blondyn, stając za moim krzesłem.

- Tak - Spojrzałam na niego zaciekawiona, wciąż się uśmiechając. – Mam wymieniać po kolei?

- Zwyczajnie udowodnij –Draco uśmiechnął się przebiegle. – Dziś wieczorem przyjdź na ognisko. Bole już wszystko wypaplał Twojej przyjaciółeczce, więc powinna znać szczegóły.

Znieruchomiałam na moment. Draco znowu mnie gdzieś zapraszał? Dwa spotkania tego samego dnia? Po tym jak powiedział, że CHCIAŁ mnie pocałować? W głowie już widziałam, jak w niedalekiej przyszłości spacerujemy, trzymając się za ręce. Jak siedzimy ramię w ramię i patrzymy w ogień przy zachodzie słońca. Nim zdążyłam wybiec w wyobraźni jeszcze dalej, Draco przywołał swoje pióro i własną wersję referatu. Ruch na stole przywrócił mnie do świadomości.

- Przyjdę. Postaram się! – wypaliłam w końcu.

- Czyli widzimy się na miejscu – Malfoy rzucił na odchodne i wyszedł z biblioteki.

Gdy tylko zniknął za drzwiami, Alex dosiadła się do mojego stolika i nachyliła się w moją stronę.

- Trochę wam zeszło – stwierdziła niezadowolona. – I nie wyglądało to wcale na randkę.

- Ale znowu mnie zaprosił! – ucieszyłam się. – Zapytał, czy przyjdę dziś na ognisko. Mam mu udowodnić, że się nie boję. Co jest strasznego w ogniskach?

- Jak to co? – Alex zmarszczyła brwi. – Czy nie powiedział Ci gdzie je organizują?...

- Nie? – patrzyłam na nią zdezorientowana.

- W Zakazanym Lesie – przyjaciółka poruszyła brwiami.

Zakryłam dłońmi usta i otworzyłam szeroko oczy. Zakazany Las... miejsce, które spędzało sen z powiek uczniów. Krążyły o tym lesie różne legendy, przez które przewijał się głównie jeden motyw – „zagrożenie".

- Oni oszaleli... - jęknęłam.

- Też tak myślę. Za duże ryzyko, szczególnie po tej akcji z wczoraj...

- Problem w tym, że musimy pójść.

- Nie musimy – Alex wzruszyła ramionami.

- Nie rozumiesz – westchnęłam cicho. – Musimy. Draco poddaje mnie testowi, jeśli go obleję, na pewno nie będę mieć u niego szans! – na samą myśl o tym, zaszkliły mi się oczy. - Na razie tak dobrze mi szło.

- Właśnie widziałam... - brunetka mruknęła sceptycznie i wsparła się na łokciu.

- Poza tym wiszę Lucjanowi przysługę, a on wymyślił dzisiaj, że chce ją odebrać... I w jej ramach zażyczył sobie, żebym namówiła Cię do pójścia na to ognisko.

- Co nie zmienia faktu, że nie muszę iść – Alex znów wzruszyła ramionami.

- Musisz – patrzyłam na nią błagalnie. – Boje się, że jeśli nie spełnię tej przysługi, to on wymyśli drugą, trudniejszą lub gorszą...

- Czemu właściwie wisisz mu przysługę? – przyjaciółka uniosła brwi.

- To za to, że mnie odprowadził. Po tym co gadali o Flincie, naprawdę nie chciałam iść do dormitorium sama...

- Rozumiem – Alex westchnęła. – Zastanowię się jeszcze.

- Dzięki!

Przytuliłam ją mocno, po czym pospiesznie spakowałam resztę własnych książek. Razem odniosłyśmy wszystko na miejsce, a później wyszłyśmy z biblioteki i skierowałyśmy się do dormitorium. Na jednym z korytarzy dokuśtykał do nas profesor Moody. Spojrzał na mnie krótko. Był poważny.

- Klaro? – skinął głową na powitanie.

- Dzień dobry profesorze – powiedziałam szybko, opuszczając głowę.

Po lekcji o zaufaniu, jego obecność wciąż mnie peszyła. On nie miał tego problemu, choć wydawał się jakiś inny. Od razu przeniósł wzrok na moją przyjaciółkę i uśmiechnął się do niej przyjaźnie.

- Alex, jak się czujesz? Lepiej już? Nikt Cię nie niepokoił? – wypytywał ją Moody.

- Wszystko w porządku profesorze - Przez moment miałam wrażenie, jakby Alex chciała podejść i się przytulić, ale jednak tego nie zrobiła.

- No już, mów – pospieszył ją, obejmując ramieniem. – Czy ten gnojek, Flint, zaczepiał Cię jeszcze? – profesor zmrużył oko, uważnie przyglądając się dziewczynie.

- Nie profesorze – Alex potrząsnęła głową. – Nie widziałam go od spotkania u dyrektora. Na szczęście.

- To dobrze. Dobrze – profesor oblizał się. – Dumbledore wierzy, że Snape zajmie się sprawą, ale wiesz jak to jest – potarł jej ramię. – Samemu trzeba mieć też oczy dookoła głowy. No i pamiętaj, że możesz na mnie liczyć królewno.

Stałam ze spuszczoną głową i słuchałam ich rozmowy. W końcu zamrugałam i przyjrzałam się rozmawiającej dwójce. Kiedyś Alex ostrzegała mnie przed profesorem, a teraz wydawało się, jakby... była między nimi jakaś więź. Przyjaźń? Zaufanie? Mówiła, że to on ją uratował, więc na pewno czuła do niego wdzięczność. Przez moment poczułam w środku coś, jakby ukłucie zazdrości. Dotknęłam swojej klatki piersiowej i zmarszczyłam brwi. Próbowałam sobie tłumaczyć w głowie, że profesor zwraca na nią tyle uwagi dlatego, że teraz tego potrzebowała.

- Pójdę już do dormitorium – powiedziałam cicho i próbowałam się zmyć w stronę wieży.

- Klaro, zaczekaj – Moody zawołał mnie.

Stanęłam w pół kroku. Profesor raz jeszcze przytulił Alex do swojego boku, pożegnał się z nią, posyłając jej kolejny, przyjazny uśmiech, a później spojrzał na mnie, ponownie poważniejąc.

- Pozwolisz do mojego gabinetu?

Moody machnął laską, dając mi znać, bym szła za nim. Zrobiłam to. Chwilę później byliśmy już u niego. Stałam na środku, czując się dziwnie nieswojo.

- Miałaś do mnie przyjść, prawda? – zapytał profesor.

- Tak – powoli kiwnęłam głową. - miałam przyjść w weekend, a ten się jeszcze nie skończył profesorze.

- Tak, to prawda – sapnął. – To prawda... – powtórzył zamyślony i podrapał się po brodzie.

- Coś nie tak profesorze? – zapytałam, przyglądając się mu nieśmiało.

- Sam powinienem o to spytać. Jesteś jakaś nieobecna – Moody nagle złapał mnie za podbródek i nieco go uniósł, by móc mi się lepiej przyjrzeć. Podejrzliwie zmrużył oko. – Coś się zmieniło... – skomentował i zerknął na moje usta.

Momentalnie oblałam się rumieńcem. Czy to możliwe, że było po mnie widać, że się całowałam? Draco nachalnie zaprzątał moje myśli. Nawet teraz przemykał przez nie, choć powinnam skupić się na profesorze. Po prostu nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Uciekłam wzrokiem w bok.

- Już mi nie ufasz? – mruknął profesor, ścisnął mocniej mój podbródek, a później go puścił. Dotknęłam swojej twarzy.

- Ufam Panu – zapewniłam go, jednocześnie patrząc w czubki własnych butów.

- Więc co się dzieje? – drążył. – Zawsze przybiegłaś na nasze zajęcia z entuzjazmem. Znudziły Ci się? Masz dość? – niecierpliwił się. Zaczął krążyć po pokoju. Wyraźnie go nosiło.

- Nie mam dość profesorze! – zacisnęłam ręce w pięści. Śledziłam go wzrokiem. – Po prostu mam też inne zajęcia. Ale nadal chcę się uczyć! Szczególnie teraz, po tym co spotkało Alex...

- Włóczyła się po nocy! – warknął zirytowany. – Takie rzeczy spotykają dziewczyny, które się włóczą. Takie rzeczy spotykają pijane dziewczyny! Wy się chyba nigdy nie nauczycie... - mamrotał do siebie.

Patrzyłam na niego oniemiała. Profesor zatrzymał się nagle, sięgnął za pazuchę i upił łyk ze swojej buteleczki. Później wypuścił powietrze przez nos, nieco się uspokajając. Obrócił się gwałtownie w moją stronę i podszedł, stając tuż przede mną. Cała się spięłam. Górował nade mną wzrostem, więc musiałam zadrzeć głowę do góry, by na niego spojrzeć.

- Nie spałaś wczoraj grzecznie w dormitorium, mam rację?... – zapytał, świdrując mnie wzrokiem. Miałam wrażenie, że jego mechaniczne oko wyczytałoby ze mnie każde, najmniejsze kłamstwo.

- N...nie profesorze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Na twarzy Moddy'ego pojawił się grymas. Skuliłam się i opuściłam wzrok.

- Czyli też mogłaś paść ofiarą Flinta - Moody złapał mnie za ramiona i potrząsnął mną. - Wiesz jakie to nieodpowiedzialne? Nie jesteś jeszcze gotowa!...

Zacisnęłam mocno powieki. Poczułam pod nimi łzy.

- Ptaszyno, to nie są żarty. Na naszych lekcjach jest inaczej... Nic z nich nie wynosisz? Zero?

- Wynoszę – pisnęłam. – I nie wracałam sama... - powiedziałam bardzo cicho.

Moody zacisnął mocniej palce na moich ramionach, ale już mną nie potrząsał. Wpatrywał się we mnie wyczekująco. Nie widziałam tego, bo wciąż zaciskałam powieki. Pociągnęłam nosem.

- Zasiedziałam się... - zaczęłam opowiadać, łamiącym się głosem. – Potem dowiedziałam się, co się stało i nie chciałam wracać sama. Nie chciałam ryzykować... Odprowadził mnie Lucjan Bole. Ten ślizgon. Przepraszam – jęknęłam.

Moody mocno zacisnął zęby.

- Lucjan Bole... - wycedził takim tonem, jakby odnalazł brakujący element układanki.

- Tak, on – powtórzyłam, ocierając łzy. Oparłam czoło o profesora, ale ten od razu odsunął mnie od siebie.

– Ten ślizgon z siódmego roku... I pomyślałaś, że bezpiecznie jest się włóczyć z kimś takim? – Moody wpatrywał się we mnie.

- Lucjan nigdy nie zrobił mi nic złego, profesorze. Jest... - zawahałam się.

- Jaki?

- Nie wiem... miły... i dziwny... - przetarłam dłońmi twarz.

Profesor puścił mnie i odsunął się o pół kroku. Widać było, że wiele rzeczy cisnęło mu się na usta. Ostatecznie zamiast prawienia mi kolejnych kazań, złapał za swoją różdżkę. Widząc ten gest, odruchowo złapałam za swoją. Moody był jednak szybszy i od razu wytrącił mi różdżkę z ręki. Później wycelował we mnie, przesuwając koniuszkiem różdżki po mojej koszulce, pomiędzy piersiami. Uniosłam ręce, na znak poddania.

- Mówisz, że coś wynosisz z naszych zajęć, a jednak Twój refleks wciąż pozostawia wiele do życzenia – skomentował auror.

- Jest lepiej niż było – powiedziałam nieśmiało.

- Lepiej, ale niewystarczająco. Może sobie odpuścimy, co? – Moody wbijał mi różdżkę między żebra. Oblizał się powoli.

- Nie! – chciałam zrobić krok w jego stronę, przez co różdżka wbiła się jeszcze mocniej. Skrzywiłam się i złapałam za nią, odsuwając ją od siebie. – Profesorze, nie możemy odpuścić! – patrzyłam na niego błagalnie.

- Oj możemy – sapnął i cofnął różdżkę, wtykając ją znowu za pasek. – Sama mówiłaś, że masz też inne „zajęcia".

- Mam, ale na pewno da się to ze sobą pogodzić. Będę mniej spała... albo nie wiem... uczyła się podczas posiłków - zastanawiałam się na głos.

- Zastanów się, co jest dla ciebie najważniejsze – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Po chwili kontynuował. - Na razie odpocznij od zajęć i poćwicz refleks. Chcę zobaczyć poprawę. ZNACZĄCĄ – zaakcentował. – Rozumiemy się?

Gorączkowo pokiwałam głową.

- Świetnie. No to już. Zmykaj – machnął ręką w kierunku drzwi i ruszył w stronę biurka.

- Ale... ale będziemy dalej się uczyć, tak? – dopytałam.

- Będziemy – mruknął Moody, zasiadając za meblem.

Poczucie ulgi pozwoliło mi w końcu na uśmiech. Pożegnałam się i wyszłam z gabinetu, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Od razu popędziłam do dormitorium. Ta rozmowa była dość dziwna, ale profesor miał rację. Igrałam z losem i nie byłam gotowa na to, co mogło mnie czekać. Mimo wszystko nadal zamierzałam iść dzisiaj na to ognisko. W starciu profesor – Draco, na razie wygrywał Draco. Być może zaślepiało mnie zauroczenie. Chłopak karmił mnie jedynie okruszkami, a ja liczyłam na to, że na końcu drogi będzie cały bochenek.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz