Wracając do stolika, już z oddali dało się zauważyć, że towarzystwo się wykruszyło. Palanty z Durmstrangu zniknęły, tak samo Hermiona i jej ukochany Krum. Chłopak wydawał się w porządku, ale przynudzał tak samo, jak Granger, więc nie żałowałam, że nagle poszli sobie na spacer. Miałam tylko nadzieję, że szybko nie wrócą. W dalszym ciągu nie byłam przekonana do dziewczyny.
Przechodząc koło stołu nauczycielskiego, zauważyłam jak Snape popija czystą szkocką bez dodatków, wpatrując się we mnie jak lew w swoją zwierzynę. Nie przeszkadzało mu nawet towarzystwo Moody'ego, którego nienawidził, a także Mcgonagall, którą tolerował i szanował, ale irytowała go i przeszkodziła w ukaraniu mnie za strój. Właściwie, czemu przeszkadzał mu mój ubiór? Chciał, żebym poznała jakiegoś chłopaka, umówiła się z nim i odwróciła podejrzenia od niego, a teraz pieklił się o głupią spódniczkę.
- Dziwnie, kiedy się tak gapi – skomentowała cicho Klara, również przyglądając się nauczycielom.
- Chciał mnie udupić, ale mu się nie udało – odparłam spokojnie. – Zapewne jest wkurzony, że Mcgonagall podważyła jego autorytet.
- Zapewne jeszcze się do nas doczepi dzisiejszego wieczora – westchnęła przyjaciółka i razem podeszłyśmy do naszego stolika. Usiadłyśmy koło przyjaciół. Byłam zadowolona, że w końcu mogę spędzić z nimi trochę więcej czasu niż przeważnie. Ostatnio, zarówno przez Moody'ego jak i Snape'a bardzo ich zaniedbywałam.
- Proszę, to wasze piwa kremowe – powiedział Ron, podsuwając nam pod nos wielkie kufle, z których przelewała się bita śmietana.
- Kurcze, powinniśmy zmienić miejscówkę – stwierdził nagle Harry, patrząc co chwilę na swój stary zegarek, na lewym nadgarstku.
- Sam wybrałeś to miejsce – zdziwiłam się, upijając trochę piwa.
- Tak, ale wtedy nie sądziłem, że Snape będzie się tu wpatrywał bez przerwy.
Wszyscy spojrzeliśmy w stronę stołu nauczycielskiego, ale w tym samym momencie, Mcgonagall zagadnęła do Mistrza Eliksirów, odwracając jego uwagę od nas.
- Zaraz pewnie da sobie spokój. – Wzruszyłam ramionami, rozglądając się po pubie. Ludzi było w nim od groma. Wszystkie trzy szkoły mieszały się między sobą. Bułgarzy chodzili tylko między stolikami, wyrywając panienki, a do dziewczyn z francuskiej szkoły ustawiały się wianuszki facetów, zarówno z Hogwartu jak i z Durmstrangu. Kolejka do pubu kończyła się pod schodami, a z piętra wyżej dało się słyszeć głośne śmiechy i przekleństwa. Nie musieliśmy się nawet domyślać, kto tym razem zajął najlepszą miejscówkę w całych Trzech Miotłach – Ślizgoni.
- Jakbyśmy nie szli grupami jak małe dzieci, to może byśmy dorwali ten stolik – westchnął Ron, wpatrując się w sufit.
- Ostatnim razem go zajęliśmy, a i tak nauczyciele tam zaglądali – zastanowił się Harry, drapiąc po brodzie. Raz jeszcze spojrzał na zegarek, a następnie na okno. – Jak tam moja mapa? – Zagadnął po chwili, uśmiechając się do nas.
- Ciszej! – Spanikowała Klara i spoglądnęła nerwowo na stół nauczycielski.
- Przecież nikt nas nie usłyszy! – Prychnęłam, przewracając oczami.
- Profesor Moody, to nie jest nikt! – Warknęła. Podniosła swój kufel i również upiła łyka. – Wiesz, że on wszystko widzi i wszystko słyszy. Ja bym nie gadała tutaj o takich rzeczach!
Zastanowiłam się. W sumie Klara miała rację. Nie wiedziałam, jakim cudem, ale Moody wszystko wiedział, co się wyprawia na około niego, a już w szczególności, co się dzieje z nami. Może rzeczywiście nauczyciel chodził za nami krok w krok, szpiegując, ale po co? Jaki mógłby mieć w tym cel? Z drugiej strony, gdyby naprawdę tak robił, już dawno wiedziałby, że ja i Snape... Na samą myśl oblał mnie strach. Wolałam nawet o tym nie myśleć. Ponownie zabrałam się za swoje piwo kremowe. Gdy odłożyłam kufel, zauważyłam, że na czubku nosa zostało mi trochę bitej śmietany. Zrobiłam więc zeza, wpatrując się w czubek swojego nosa i zaśmiałam głośno. Już chciałam się wytrzeć, ale Ron zauważył to pierwszy, sięgając po czystą chusteczkę do swojej kieszeni. Myślałam, że mi ją poda, ale ten przyłożył mi ją do twarzy i wytarł bitą śmietanę z największą pieczołowitością.
- Ty chyba już jesteś pijany – zaśmiał się Harry, kręcąc głową.
- Nieprawda – odparł Ron, odsuwając się szybko. – Proszę – dodał w moją stronę. – Już nie ma śladu.
- Dziękuję – odparłam, w dalszym ciągu będąc zdziwioną. Rudzielec uśmiechnął się nikle, przysuwając bliżej Harry'ego. Chwycił jego rękę i tym razem, to on spojrzał na zegarek. Oboje wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami.
- Jeszcze chwila – rzucił Harry.
- Do czego? – Spytałam, zapatrując się w ścianę. Mój wzrok powoli zjeżdżał na stół nauczycielski, ale nie chciałam prowokować ani Snape'a, ani swoich przyjaciół, żeby nabrali jeszcze większych podejrzeń.
Harry już chciał odpowiedzieć, kiedy obok naszego stołu przeszła grupka starszych dziewczyn z Ravenclawu. Chłopak momentalnie zesztywniał, prostując się jak kij od miotły.
- Cześć Harry! – Przywitała się z nim jedna z dziewczyn i pomachała wesoło. Nam rzuciła tylko krótkie przyjazne spojrzenie i odeszła. Chłopak wpatrywał się za nią, dopóki nie zniknęła za zakrętem.
- Zaproszę ją na bal! – Zadecydował, uderzając lekko otwartą dłonią w stół.
- Ona chyba ma chłopaka – zastanowiła się Klara, drapiąc lekko po brodzie. – To chyba ten chłopak, co się dostał do turnieju, co nie?
- Może zmieni zdanie! – Upierał się przy swoim Harry.
- To idź i ją zaproś! – Zachęcił go Ron, mizerniejąc na moment.
- Nie dzisiaj, a na pewno nie teraz! – Odparł chłopak, wzdychając bardzo głęboko.
- Ten cały bal, to beznadziejny pomysł. Każą nam na siłę kogoś sobie znaleźć – warknął po chwili rudzielec. – A co, jeżeli my wcale nie chcemy mieć pary? Albo w ogóle nie chcemy iść?
- Właśnie ostatnio się nad tym zastanawiałam – zgodziłam się z przyjacielem. – Ale podobno musimy. Odwołali połówkowe egzaminy, żeby zrobić ten cholerny bal, wiec chyba nie mamy wyjścia.
- Wolałbym siedzieć w książkach cały miesiąc niż zbierać się w sobie i zaprosić Cho na bal – jęknął Harry, wpatrując się w swój prawie pełny kufel. Zerknął raz jeszcze na zegarek i szturchnął Rona. – Zbieramy się.
- Gdzie? – Zdenerwowałam się. – Myślałam, że posiedzimy w końcu razem, a wy co? Wychodzicie? Gdzie, się pytam?
- Yyy... - skomentował Ron, zezując na okularnika.
- Idziemy do Miodowego Królestwa – oznajmił pewnie. – W sumie, jeżeli chcesz, to możesz iść z nami.
- Po co tam? – Jęknęłam, ale zaczęłam dopijać szybko swoje piwo.
- Zobaczysz – odparł konspiracyjnie brunet. – I Klara, ty też możesz pójść z nami, jeżeli chcesz.
- Właściwie, to dopiero tam byłyśmy, ale nie zdążyłam wszystkiego obejrzeć, bo mnie poganiałaś! – Rzuciła pełne wyrzutów spojrzenie w moją stronę, ale perfidnie je olałam.
- Kiedyś mi za to podziękujesz – prychnęłam. – Przynajmniej się nie roztyjesz, jak ta Puchonka z szóstego roku. Widziałaś ją? Wygląda, jak trzydrzwiowa szafa!
- Przestań oceniać ludzi po wyglądzie! – Zdenerwowała się. – Poza tym, mówiłam ci, że połowa słodyczy jest dla Neville'a!
Zaczęliśmy się zbierać. Założyliśmy na siebie nasze wierzchnie ubrania, Harry w pośpiechu dopił piwo, a resztę kufli zdążyliśmy już opróżnić. Został tylko jeden należący do Klary, ale dziewczyna nie chciała na szybko wypijać alkoholu, więc zostawiła piwo na stole.
- Mam nadzieję, że jak wrócimy, to zwolni się jakieś lepsze miejsce – mruknęłam pod nosem, przepychając się przez pozostałych uczniów. Gdy przechodziliśmy koło stołu nauczycielskiego, Mcgonagall zatrzymała nas na chwilę. Stanęliśmy jak wryci.
- Kochani, gdzie się wybieracie? – Spytała wesołym tonem i albo mi się zdawało, albo wyglądała na lekko wstawioną. Kątem oka zauważyłam jak Moody chowa za pazuchę buteleczkę, w której przeważnie trzymał whisky. Czyżby dolewał kobiecie po troszeczku do herbaty?
- Idziemy do Miodowego Królestwa, pani profesor – odparł za wszystkich Harry, szczerząc się jak mysz do sera. Wyglądał podejrzliwie, ale nauczycielka łyknęła przynętę.
- Miodowe Królestwo! – Ucieszył się Moody, również wstając. Westchnęłam w duchu. Nie chciałam, żeby profesor szedł z nami gdziekolwiek. Po wczorajszej rozmowie czułam się nieco niezręcznie w jego towarzystwie.
- Przepraszam, profesorze, ale najpierw chcieliśmy się przejść w czwórkę – rzucił szybko brunet. Wyglądał na trochę spanikowanego, a nauczyciele od razu stali się bardziej podejrzliwi. Ron, widząc jak Harry nie może sobie poradzić, wyskoczył przed szereg i szepnął coś na ucho Moody'emu. Mężczyzna zrobił zdziwioną minę, a następnie jego magiczne oko prześliznęło się po mnie i Klarze.
- Um...chyba jednak nie mam ochoty na słodycze – zmienił zdanie, siadając z powrotem na krześle. – Niech młodzież idzie się wyszaleć sama. Na co im towarzystwo starego piernika.
Chłopcy pożegnali się z nauczycielami i czym prędzej skierowaliśmy się do wyjścia. Zauważyłam, że Moody mówił coś do pozostałych towarzyszy. Mcgonagall zrobiła minę w stylu „ach te dzieciaczki!", a Snape nie odezwał się ani słowem. Zmarszczył tylko brwi, rozmyślając nad czymś.
W końcu udało nam się wyjść przed pub. Harry i Ron szli z przodu, a za nimi ja wraz z Klarą. Dziewczyna wymieniała wszystkie rodzaje słodyczy, których jeszcze nie zdążyła spróbować w swoim życiu, a które z wielką chęcią kupiłaby teraz, skoro miała ku temu okazję.
- Hej, Ron – zagadnęłam po chwili i zrównałam krok z chłopakiem. – Co ty właściwie mu powiedziałeś?
- Właśnie? – Zainteresowała się Klara, przerywając wywód o słodyczach.
- Właściwie, to nic takiego – zaśmiał się nerwowo rudzielec i podrapał po głowie.
- Jakby to było nic takiego, to Mcgonagall nie dałaby nam spokoju, a tak to udało nam się wyjść z Trzech Mioteł – zauważył Harry, rozpinając kurtkę, ponieważ dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły.
- No dobra, dobra! Powiedziałem Moody'emu, że chcemy was poprosić o chodzenie i potrzebujemy prywatności.
Przez chwilę panowała cisza, po czym zarechotałam jak głupia. Harry również parsknął śmiechem, kręcąc z niedowierzania głową.
- Ty to masz pomysły! – Zauważył, klepiąc przyjaciela po plecach.
- Musiałem coś takiego powiedzieć!
- Kolejne kłamstwo – westchnęła niepocieszona Klara. – Nie lubię okłamywać profesora.
- Małe kłamstewko nikomu jeszcze nie wyrządziło krzywdy – odparł jej Harry.
Zaczęliśmy się nabijać z Klary i jej obsesji na punkcie dobrego wychowania, aż w końcu doszliśmy pod sklep ze słodyczami, jednak zamiast tam wejść, Harry ruszył dalej na ścieżkę, która prowadziła z powrotem na błonia hogwarckie.
- Co ty wyprawiasz? – Zdziwiłam się. – Sklep jest tutaj! – Wskazałam dłonią na duży, kolorowy budynek.
- Nie idziemy tam – odparł okularnik, nie zwalniając tempa, więc chcąc, nie chcąc ruszyłam za nim. Tylko Klara miała pewne opory, wpatrując się w szyld Miodowego Królestwa, po czym podbiegła do nas i chwyciła mnie za ramię.
- Alex, nie podoba mi się to – jęknęła. – Ja na serio myślałam, że idziemy po słodycze.
- Ja też – odpowiedziałam, marszcząc brwi. – Harry, wytłumaczysz się?
Chłopak westchnął głęboko, ale nie miał zamiaru się zatrzymywać. Popatrzyłam pytająco na Rona, ale rudzielec również nie miał zamiaru puścić pary z ust, skoro Harry tego nie zrobił. Właściwie, to byłam ciekawa, co przyjaciele wymyślili, ale Klara panikowała i zapewne by wróciła z powrotem do pubu, gdyby nie moja ciekawość.
W końcu weszliśmy z powrotem na błonia. I znowu, zamiast ruszyć do szkoły, jak myślałam, Potter poprowadził nas na zbocze, gdzie stała Wierzba Bijąca. Gdy tylko podeszliśmy bliżej, drzewo zaczęło wymachiwać swoimi grubymi, wielkimi konarami na wszystkie strony. Jakby nas uderzyło, nie byłoby co zbierać. Odsunęłyśmy się więc z przyjaciółką na bezpieczną odległość.
- Może teraz mi powiesz, o co chodzi?! – Zdenerwowałam się, wpatrując się w okularnika.
- Teraz mogę powiedzieć – uśmiechnął się przyjaciel. – Wybacz, ale wcześniej nie chciałem nic gadać, bo ktoś mógł usłyszeć, a tutaj nikt nas nie znajdzie. Uczniowie nie zbliżają się do Wierzby Bijącej.
- Bo jest niebezpieczna – wtrąciła Klara profesorskim tonem.
- Umówiłem się we Wrzeszczącej Chacie z Wąchaczem – kontynuował Harry, nie zważając na komentarze blondynki.
- Kim jest Wąchacz? – Zdziwiłam się.
- Pamiętasz, jak ci opowiadaliśmy na poprzednim roku o przygodzie Harry'ego z jego ojcem chrzestnym? – Zapytał mnie Ron.
- Coś tam pamiętam.
- No to już masz odpowiedź – uśmiechnął się Weasley.
- Ale z tego, co słyszałam... ten Wąchacz miał chyba pozostać w ukryciu?
- No i się ukrywa, ale chciał ze mną o czymś ważnym porozmawiać. Jedyna szansa, to właśnie dzisiaj, kiedy wszyscy są zajęci Hogsmeade. Poza tym, pozwoliłem wam pójść z nami, bo Alex ty jesteś naszą przyjaciółką i już tam co nieco wiesz o Wąchaczu, a ty Klaro ostatnio bardzo mi pomogłaś z jajem, więc uważam, że mogę ci zaufać.
- Możesz – odpowiedziała pewnie dziewczyna, rumieniąc się lekko – ale w dalszym ciągu nie mam pojęcia, o czym mówicie.
- Zaraz zobaczysz – rzekł zdawkowo Harry i podszedł bliżej wierzby. Jej konary ponownie zaczęły się poruszać, słysząc szelest koło siebie. Chłopak miał zaledwie kilka sekund, żeby znaleźć odpowiednią gałąź na jednym z pniów i dotknąć jej. Gdy to zrobił, drzewo zastygło w bezruchu, ale tylko na kilkanaście sekund, a korzenie uniosły się o kilka centymetrów, odsłaniając tajne przejście.
- Szybko! – Krzyknął w naszą stronę chłopak i wpakował się do dziury pod korzeniami. Ron chwycił mnie szybko za rękę, a ja zrobiłam to samo z Klarą i całą trójką wśliznęliśmy się do środka za okularnikiem.
Przed nami rozpościerał się wąski, długi korytarz. Dawno musiał nikt tędy nie przechodzić, ponieważ wszędzie wisiały spore pajęczyny z jeszcze większymi pająkami na nich.
- O boże! – Jęknął Ron, chwytając się w panice mojego ramienia. – Nienawidzę pająków.
- A ja nienawidzę ciemności – zawtórowała mu Klara, chwytając się mojego ramienia z drugiej strony. Oboje przyssali się do mnie niczym pijawki.
- Lumos! – Harry, jako jedyny zachował trzeźwy umysł, wypowiadając zaklęcie rozświetlające. Dzięki niemu przejście stało się znośniejsze, ale pajęczyny dalej pozostały na swoim miejscu. – Chodźcie. Idziemy do Wrzeszczącej Chaty.
- Czytałam, że jest ona nawiedzona – pisnęła przerażona Klara.
- To brednie – wyjaśnił Ron, trzęsąc się ze strachu na widok pająków. Co chwilę zadzierał głowę, wybałuszając na wierzch oczy i rozglądał się po całym suficie. – Też tak myślałem, ale to wszystko nieprawda.
- Ale książki nie kłamią! – Upierała się przy swoim blondynka.
- Ta jedna chyba skłamała – zachichotał Harry, po czym zaczął nas prowadzić w głąb korytarza, trzymając przed sobą rozświetloną różdżkę.
- Nie wiem, czy powinnyśmy się mieszać w wasze rodzinne sprawy – powiedziałam po chwili, dalej mając przy sobie dwa przyczepione balasty.
- Jesteście moimi przyjaciółkami, to tak jakbyście były Wąchacza – stwierdził chłopak.
- Tutaj chyba nie ma potrzeby mówić o Nim używając ksywek – zauważył Ron. – Chociaż... te pająki mogą być przetransmutowane albo jacyś Śmierciożercy zażyli Wielosokowy i ukrywali się tutaj latami, czekając na takich durnych uczniów jak my.
- Zapewne – prychnęłam. – Ale w takim razie, czemu się ich boisz? Skoro to ludzie.
- Ludzie, nie ludzie i tak wyglądają ohydnie z tymi cienkimi nóżkami... - Ron wyciągnął przed siebie dłoń i rozszerzył palce, ruszając nimi, jakby udawał chodzące po ścianie pajęczaki. Poczułam jak się wzdrygnął.
- Ty naprawdę masz fobię – przewróciłam oczami. – Też się boję pająków, ale ty to już przeginasz.
- W mugolskim świecie to się nazywa arachnofobia – oznajmiła Klara – i chyba da się to leczyć.
- Widzisz, Ron? – Zaśmiałam się, próbując rozładować atmosferę. – Wyślemy cię do mugolskiego szpitala i tam ci pomogą. Już nie będziesz reagował na pająki jak baba.
- Podobno nie powinno wyśmiewać się z osób chorych – prychnął chłopak.
- Czytałem, że terapia polega na oswojeniu się z obiektem lęku – dodał Harry, przysłuchując się naszej rozmowie. – Także, Ron... powodzenia! – Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Mój dziadek też miał arachnofobię, ale wyleczył się z tego – kontynuowała temat Klara.
- W jaki sposób? – Zapytał przejęty Ron.
- Raz byłam u niego na wakacjach i w pokoju na suficie siedział taki wielki, włochaty pająk...
- Jezu! – Pisnął rudzielec.
- ... zaczęłam strasznie płakać, a dziadek musiał coś zrobić. Przecież nie mógł pozwolić, żeby jego wnuczka się bała i gołymi rękami złapał tego pająka i wyrzucił na zewnątrz. Jak to zrobił, cały strach przed pajęczakami zniknął. Musisz się z nimi skonfrontować, Ron.
- Za żadne skarby świata! – Chłopak jeszcze bardziej się we mnie wtulił. Powoli zaczynały mi drętwieć ręce od ich uścisków. – Twój dziadek nie mógł go przenieść zaklęciem?
- Był mugolem. Moi rodzice są półkrwi – wyjaśniła. – Nie wiedziałeś?
- Nie wiem, nie pamiętam! Te pająki...
- Jesteśmy na miejscu – odezwał się nagle Harry, stając przed zakurzonymi, czarnymi drzwiami. -Wąchaczu, to ja! - Nachylił się. – Otwórz.
Po drugiej stronie usłyszeliśmy jakiś szelest, a następnie drzwi otworzyły się i stanął przed nami duży, czarny pies. Gdy zobaczył Harry'ego szczeknął donośnie, a następnie przeniósł spojrzenie na hybrydę, jaką tworzyłam ze swoimi przyjaciółmi.
- Piesek! – Ucieszyła się Klara, puszczając w końcu moje ramię. Chciała podejść do zwierzęcia, ale ten zapiszczał cicho, cofając się.
- Spokojnie, Wąchaczu – powiedział okularnik, klepiąc psa po głowie. Wpuścił nas do środka i zamknął za nami starannie drzwi. – Przyprowadziłem przyjaciółki. O jednej ci już wspominałem.
Pies nagle skulił się w sobie, a następnie zaczął zmieniać swoją postać. Po chwili stanął przed nami wysoki mężczyzna, ubrany w wytarte, dopasowane dżinsy i czarny, przylegający do ciała podkoszulek. Włosy miał długie, również czarne i lekko pofalowane, a na twarzy malował mu się kilkudniowy zarost.
-Witajcie, chłopcy! – Odezwał się ludzkim, żywym głosem i przytulił do siebie Harry'ego, a następnie podszedł do Rona również się z nim witając, kiedy ten w końcu puścił moje ramię.
Pokój, w którym się znajdowaliśmy był przytulny i w miarę czysty. W rogu stało łóżko, z którego ojciec chrzestny Harry'ego musiał wcześniej korzystać, a na starym stoliku nocnym leżał pusty kubek po jakimś jedzeniu i zapełniona popielniczka.
- Ty to pewnie Alex, prawda? – Uśmiechnął się do mnie szczerze i podał mi rękę. Przyjęłam ją ochoczo.
- Tak się właśnie zastanawiałam, kiedy będę mogła w końcu pana poznać – odezwałam się.
- Błagam cię – prychnął mężczyzna. – Żaden tam pan. Jestem Syriusz, ale możesz mi mówić Łapa, ewentualnie Wąchacz – puścił do mnie oczko. Poczułam jak palą mnie policzki.
- Dobrze – skinęłam głową, a mężczyzna odwrócił się w stronę spanikowanej Klary. Również wyciągnął do niej dłoń. Blondynka podała mu swoją, chociaż zrobiła to bardzo niepewnie. Łapa uścisnął ją mocno.
- Jestem Klara – odezwała się po chwili gryfonka.
Syriusz uśmiechnął się do nas szczerze, po czym poprzynosił wszystkie krzesła, jakie znajdowały się w zasięgu jego wzroku. Niektóre były mocno zakurzone, ale Harry wyczyścił je szybko zaklęciem. Mężczyzna nie mógł korzystać z magii, ponieważ Ministerstwo w dalszym ciągu chciało go złapać za przestępstwo, którego nie popełnił lata temu.
- Bardzo się cieszę Harry, że mnie odwiedziłeś – powiedział po chwili Łapa, siadając na łóżku. Wskazał nam ręką na krzesła, żebyśmy usiedli naprzeciwko niego. – Myślałem, że nie dasz rady.
- Gdyby nie ten dzisiejszy wypad, to byłoby ciężko – westchnął przyjaciel. – Nie mam przy sobie mapy.
- A gdzie jest? – Zainteresował się Syriusz. Mapa Huncwotów należała kiedyś do niego i jego przyjaciół z dzieciństwa.
- Profesor Moody ją od nas pożyczył.
- Jak to? – Zdziwił się Syriusz, drapiąc po brodzie. – Po co mu twoja mapa, Harry?
- Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami chłopak.
- Chciałyśmy ją odebrać, ale nie było to takie łatwe – wtrąciła nieśmiało Klara. W dalszym ciągu wyglądała na lekko wystraszoną. W końcu znała Syriusza Blacka, jako byłego mordercę. Nikt jej nie wytłumaczył, jaka była prawda. Ja i Hermiona dostałyśmy zakaz mówienia o tym komukolwiek.
- Ale ją wyłączyłyśmy – uspokoiłam mężczyznę. – Moody nic na niej nie zobaczy. Teraz jest ona dla niego zwykłym kawałkiem starego pergaminu.
- W dalszym ciągu zastanawiam się, po co waszemu nauczycielowi mapa Huncwotów. – Syriusz starał się coś wymyślić, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. – Wiem, że Moody jest ekscentrycznym dziwakiem, ale żeby aż tak?
- Kto go tam wie – odezwał się Harry. – Długo tu siedzisz? – Zmienił temat.
- Kilka dni. Musiałem rozeznać się w terenie, zwiedziłem Hogsmeade, obsikałem kilka drzew w pobliżu – zaśmiał się szczekliwie i ponownie puścił do nas oczko, a po chwili spoważniał. – Kręci się tutaj bardzo dużo podejrzanych typków. Szczególnie, koło Świńskiego Łba. Ten pub zawsze przyciągał do siebie same szumowiny.
- Cały czas tutaj siedziałeś? – Spytał nagle Ron.
- Nie. Mam do wykonania pewne zadanie dla Dumbledore'a... - zaczął – ale na pewno wam nie powiem jakie! – Dokończył, widząc nasze pytające miny. – To ściśle tajne.
- Chyba mam prawo wiedzieć – oburzył się Harry, zakładając ręce na piersi. – Zapewne dotyczy mnie.
- Harry, im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie – urwał dyskusję Syriusz. – Powiedz mi lepiej, co tam wymyśliłeś z tym jajem?
- Nic – prychnął okularnik. – Klara, jak szła ta zagadka?
Dziewczyna, która od dłuższego momentu po prostu siedziała i przyglądała się wszystkim w ciszy, wyrecytowała wierszyk, który zaśpiewało jajo.
- Przypuszczam, że chodzi o jezioro – dodała, czerwieniąc się. – Ale co dalej, nie mam pojęcia – westchnęła niepocieszona, że nie była w stanie rozwikłać sama zagadki.
- Hmm... - zastanowił się Łapa, drapiąc po zarośniętej brodzie. – Ciężki orzech do zgryzienia. Możliwe, że będziesz musiał zanurkować po coś do jeziora.
- Nurkowanie przez godzinę? – Rozszerzył oczy Gryfon. – Super. Może od razu kupcie mi trumnę i się pożegnamy! Dlaczego to zawsze na mnie spadają takie powalone rzeczy, Syriuszu!?– jęknął, przykładając dłonie do twarzy. – Czemu nie mogłem urodzić się, jako normalny chłopiec, którego największym problemem byłoby podrywanie dziewczyn.
- Właściwie, to jest to twoim największym problemem w chwili obecnej– wtrącił Ron, a okularnik spiorunował go wzrokiem.
- Masz problem z dziewczynami? – Zapytał ożywiony mężczyzna, śmiejąc się głośno. – Ty?
- Jak widzisz, Syriuszu. – Harry rozłożył ręce. – Nie należę do tych przystojnych, zabawnych i rozrywkowych.
- Bzdury opowiadasz. Mój chrześniak na pewno nie może odpędzić się od dziewczyn.
Parsknęłam cicho śmiechem.
- Na razie, to Harry ma problem z poproszeniem pewnej Krukonki na bal Bożonarodzeniowy – powiedziałam, pokazując przyjacielowi język.
- Coś w tym jest – dodał Ron, ale walnęłam go z pięści w ramię.
- Ty masz ten sam problem. Boisz się zagadać do dziewczyn! W takim tempie, nigdy nie znajdziecie nikogo i nie mówię tu o balu, a ogólnie!
- Jak ja bym chciał wybrać się na bal! – Jęknął mężczyzna, zachowując się, jakby w dalszym ciągu był typowym nastolatkiem. – Za moich czasów, jak odbywały się podobne wydarzenia tego typu, ustawiała się do mnie kolejka dziewczyn i to tych najładniejszych. Miałem w czym wybierać – rozmarzył się na moment. – Ej, ale chłopcy! Nie musicie szukać daleko. Co z dziewczynami tutaj obecnymi? – Syriusz wskazał na mnie i na Klarę głową.
- Alex chyba już się umówiła z kimś – mruknął cicho Ron, odwracając wzrok. Syriusz zmarszczył brwi, ale nie skomentował tego.
- To nic pewnego – burknęłam, oglądając swoje paznokcie. – Wszystko zmierza ku równej pochyłej.
- No, a co z drugą młodą damą, Klarą? – Dopytywał mężczyzna.
Chłopcy spojrzeli po sobie niepewnie. Ron już chciał coś powiedzieć, ale w ostateczności zamilkł, a Harry sprytnie zmienił temat, zastanawiając się, ile jeszcze zostało nam czasu, żeby nasze wyjście nie wyszło na podejrzliwe.
Z Syriuszem bardzo dobrze nam się rozmawiało. Czasami miałam wrażenie, że mężczyzna zatrzymał się w czasie i w dalszym ciągu był pełnym wigoru i głupich pomysłów nastolatkiem. Prawdopodobnie mężczyzna miał tyle samo lat, co Snape, jakby ich tak porównać, to niebo a ziemia.
W końcu nadszedł czas pożegnania. Łapa raz jeszcze kazał nam uważać na siebie i nie kręcić się w pobliżu niebezpiecznych miejsc. Mieliśmy się słuchać nauczycieli i nie przyciągać kłopotów, co było dość trudne, ponieważ to one przeważnie ciągnęły do nas. Zostaliśmy przytuleni przez Syriusza i odprowadzeni pod samo wyjście z Wierzby Bijącej.
W drodze powrotnej rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Harry wydawał się być szczęśliwy, że w końcu mógł zobaczyć się ze swoim ojcem chrzestnym, a i my z Klarą również byłyśmy zadowolone, że chłopak postanowił nam zaufać i poznać Syriusza. Oczywiście, spotkanie z mężczyzną było ściśle tajne i nikt nie mógł się o nim dowiedzieć.
Przechodząc koło Miodowego Królestwa, Klara postanowiła zajrzeć do środka i kupić coś dla Moody'ego. Stwierdziła, że skoro mężczyzna chciał się wybrać z nami, a nie mógł przez głupi wymysł Rona, który musieliśmy jakoś odkręcić, to postanowiła wziąć dla niego kilka czekoladowych żab i innych słodyczy. Prychnęłam na to wszystko i postukałam się palcem po czole. Trochę denerwowała mnie postawa Klary, jak również to, że od teraz to ona stała się ulubienicą profesora, ale wszystko dostałam na swoje własne życzenie.
Weszliśmy z powrotem do pubu. Atmosfera w Trzech Miotłach była taka sam jak przed godziną, chociaż mogłam zauważyć, że większość uczniów jest już mocno podpita. Nasz wcześniejszy stolik był zajęty przez Puchonki, ale z końca schodów pomachała do nas Hermiona, zapraszając na górę. Czyżby Ślizgoni zmienili swoją dotychczasową miejscówkę? Chłopcy poszli na górę, zająć nam miejsce, a my zostałyśmy jeszcze na parterze, ustawiając się w kolejce po piwa kremowe.
- Mam mu to dać teraz? – Spytała nagle Klara, trzymając się za swoją torbę, w której trzymała słodycze dla Moody'ego.
- A bo ja wiem? – Wzruszyłam ramionami, robiąc krok do przodu w kolejce. – Co ci tak zależy? – Zdziwiłam się i oglądnęłam za siebie na stół nauczycielski. Profesorowie w dalszym ciągu siedzieli na miejscu i nawet nie zauważyli, kiedy wróciliśmy. Znaczyło to, że nasze wyjście nie było dla nikogo niczym podejrzliwym. Moody w dalszym ciągu zabawiał Mcgonagall, opowiadając jej jakieś śmieszne historie, ponieważ kobieta śmiała się do rozpuku, co denerwowało siedzącego obok niej Mistrza Eliksirów, do którego co jakiś czas zagadywał dyrektor Durmstrangu.
- Nie chciałabym przy wszystkich – kontynuowała przyjaciółka. – Mogłoby to zostać źle odebrane.
- Jako łapówka? – Zaśmiałam się. – Albo miłosny prezent. Kupiłaś mu lizaka w kształcie serca?
- Alex! – Skarciła mnie, szturchając lekko. – Przestań. Wygadujesz głupoty!
Kolejka zaczynała się zmniejszać, aż w końcu ujrzałyśmy barmana, u którego zamówiłyśmy dwa piwa kremowe. Mężczyzna podał nam kufle wypełnione po brzegi bitą śmietaną.
- Ciekawe, jak my to zaniesiemy na górę – prychnęłam, spoglądając na schody przed sobą.
- Poczekaj, Moody jest sam! – Pisnęła dziewczyna, widząc jak przy stoliku siedzi sam profesor od Obrony. Nawet nie zauważyłam, kiedy reszta towarzystwa sobie poszła. Zastanawiałam się, gdzie znajduje się Snape. Miałam wielką ochotę z nim porozmawiać, ale było to niemożliwe. Mężczyzna z nikim nie kwapił się do rozmowy, a tym bardziej ze mną.
Podeszłyśmy do stołu nauczycielskiego. Klara szła pierwsza, a ja niepewnie dreptałam za nią, trzymając w rękach dwa kufle pełne piwa. Przeklinałam cicho pod nosem na przyjaciółkę. Też nie miała kiedy dawać mu tych cholernych słodyczy, tylko akurat teraz, kiedy niosłyśmy te pieprzone piwa.
- Dzień dobry, profesorze – przywitała się uprzejmie, chociaż już to robiła dzisiejszego dnia. Przewróciłam oczami, stając z boku.
- Och, Klaro. Już wróciłyście? – Spytał uśmiechnięty nauczyciel, a jego magiczne oko prześliznęło się po ciele dziewczyny. – Jak tam wasze miłosne doznania?
- Miłosne doznania? – Zdziwiła się Klara, czerwieniąc po same koniuszki uszu.
- Dałyśmy im kosza – odparłam ponuro. – Trochę popłakali, ale już im przeszło.
- Czyżby? – Mruknął Moody i ponownie zwrócił się do Klary z uśmiechem na ustach. – Co się więc stało, że przyszłaś tutaj?
- Um... - Klara nie wiedziała jak się za to zabrać, a ja stwierdziłam, że nie będę jej pomagać. Zresztą, powoli zaczynały boleć mnie ręce od trzymania naczyń. Przykucnęłam więc lekko, stawiając kufle na stole nauczycielskim. – Mam coś dla pana, profesorze – szepnęła dziewczyna, grzebiąc w swojej torbie. – Tak bardzo chciał pan z nami iść do Miodowego Królestwa. Domyślam się, że ciężko jest się stąd wyrwać, kiedy ma się na głowie tyle uczniów do pilnowania.
- Tak, tak... nie ukrywam, trochę mi to ciąży, ptaszyno – sapnął, oblizując usta. – Co więc masz takiego dla mnie? – Dopytywał, wychylając szyję i zaglądając delikatnie do torby przyjaciółki.
- Już, zaraz... proszę! – Klara wyciągnęła z wnętrza torebki kilka czekoladowych żab i kociołkowych piegusków. – To dla pana.
Moody zamrugał zdziwiony. Rozejrzał się delikatnie po pomieszczeniu, jego magiczne oko również zlustrowało całą okolicę, po czym przyjął od gryfonki słodycze i schował za pazuchę płaszcza.
- To bardzo miłe, Klaro – odparł wdzięcznie. – Ale łapówka w tak młodym wieku, to przestępstwo – dodał żartobliwie, kręcąc dziewczynie palcem przed nosem. Chcąc, nie chcąc, parsknęłam śmiechem. Przecież dokładnie o tym samym jej mówiłam jeszcze kilka chwil wcześniej!
- Ale to nie łapówka! – Pisnęła dziewczyna, ponownie się czerwieniąc.
- Żartowałem, ptaszyno – odparł spokojnie nauczyciel i poklepał się po brzuchu. – Rozumiem, że chcesz upaść swojego starego profesora, co? Żebym był bardziej ociężały i mniej dynamiczny na naszych lekcjach? – Jego magiczne oko na moment zerknęło w moją stronę.
- Co?! Nie, nie, nie! To z czystej troski, profesorze i podziękowania za wszystko, co do tej pory od pana dostałam. Tak po prostu – wzruszyła ramionami.
Nagle przebiegło koło nas kilkoro chłopaków z roku niżej. Jeden niechcący uderzył Klarę z łokcia, a ta straciła równowagę i wpadła prosto na Moody'ego, siadając mu ostentacyjnie na kolanach. Ja w tym czasie chwyciłam szybko za nasze piwa, żeby się nie wylały, ponieważ Klara szturchnęła również stolik, który trochę się zachwiał. Moody odruchowo chwycił dziewczynę w pasie i przez chwilę sam nawet nie wiedział, co się stało.
- W porządku, ptaszyno? – Zapytał. Klara spanikowała i zesztywniała momentalnie. Zaczęła kiwać głową, a następnie kręcić we wszystkie strony, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć. Jak wcześniej jej twarz była czerwona, to teraz przybrała kolor granatu. – Młode gnojki, nawet nie przeprosiły – warknął w stronę chłopców, których już dawno nie było w pobliżu, ale Moody musiał ich widzieć za sprawą swojego magicznego oka. Z pewnym ociągnięciem, aczkolwiek zdecydowanie, Moody wypchnął ze swoich kolan dziewczynę akurat jak do stolika podeszła zarumieniona Mcgonagall.
- Dziewczynki? Idźcie się bawić! To nie miejsce dla młodych panienek, tylko dla starszego towarzystwa – odezwała się wesołym tonem, co było dość dziwne jak na Mcgonagall.
- Minervo, tutaj same młode damy – odparł Moody, podając jej rękę, żeby usiadła.
Popatrzyłyśmy z Klarą na siebie, po czym chwyciłam nasze piwa i powoli podniosłam je ze stolika. Moody, widząc jak się męczę, mruknął pod nosem zaklęcie:
- Patet Virens.
Moje kufle zesztywniały. Potrząsnęłam mocno ręką, a piwo w dalszym ciągu było na swoim miejscu. Zamrugałam zdziwiona i spojrzałam na nauczyciela.
- Och, jaki ty kochany, Alastorze – westchnęła Mcgonagall, kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny. – Nawet dla naszych dziewczynek jesteś szarmancki.
- Zaklęcie stabilizujące, Lamberd – wyjaśnił, widząc moją pytającą minę. O dziwo, zignorował uwagę zastępczyni dyrektora. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i ruszyłam w stronę schodów, ale tym razem już o wiele pewniejszym krokiem. Klara pożegnała się na chwilę obecną z nauczycielami i ruszyła ze mną na górę.
Na piętrze, przy dużym okrągłym stoliku siedziała spora grupka osób. Wśród zebranych zauważyłam Hermionę, która wcześniej do nas machała, jej chłopaka Kruma, dwóch Bułgarów, którzy wcześniej do nas zarywali, a także bliźniaków, Angelinę i oczywiście Harry'ego wraz z Ronem, którzy zajęli nam miejsca koło siebie. Zauważyłam jak dziewczyna Freda trzyma w ręku czarną opaskę.
- Właśnie graliśmy w fajną grę – oznajmił George, wstając. Chwycił za puste krzesło, które stało po drugiej stronie Rona i przesunął je koło siebie. – Tutaj usiądź, Alex.
- Wcześniej nie chciałeś, żeby ktoś koło ciebie siedział – warknął na niego Ron.
- Nie chciałem, żebyś ty siedział, palancie – syknął cicho bliźniak i wyszczerzył zęby w uśmiechu, w moją stronę.
Gdy zajęliśmy miejsca, Angelina wstała wraz z Fredem. Chłopak stanął za nią i zawiązał jej delikatnie oczy opaską.
- My teraz się przetasujemy na krzesłach, a Angelina podchodzi do jednej osoby i zgaduje kto to. Jeżeli zgadnie wyłącznie za pomocą dotyku, kto to siedzi, dostaje punkt – wyjaśnił po chwili George.
- A jeżeli nie zgadnie? – Spytała Klara, która w dalszym ciągu była oszołomiona po tym, jak usiadła swojemu profesorowi na kolanach.
- Jeżeli nie zgadnie, to musi pocałować tę osobę – dokończył za George'a Fred, puszczając oczko do blondynki. – Oczywiście nie w usta, chyba że chce. Może być w policzek. Taka kara, a jednak nie kara.
- Nie chcę się z nikim całować! – Oświadczyła dziewczyna, a Hermiona kiwnęła głową na znak, że całkowicie się z nią zgadza i ją popiera.
- No to wtedy dostajesz zadanie do wykonania, ale nie przejmuj się. Wszyscy zgadują, kogo macają – zachichotał i obrócił Angelinę kilka razy. – Gotowa?
-Tak – odparła, uśmiechając się pod nosem, a cała reszta zaczęła odsuwać krzesła i zamieniać się miejscami. My z Klarą również wstałyśmy. Przyjaciółka usiadła na miejscu jednego z Bułgarów, a ja na miejscu Hermiony. Gdy już wszyscy byli na swoich miejscach, Angelina zaczęła przechadzać się koło stołu, szukając kogoś w zasięgu swoich rąk. Pierwszą osobą, jaka jej się napatoczyła był Fred, który również dołączył do gry, siadając tam, gdzie wcześniej Krum. Angelina dotknęła jego włosów.
- Łatwizna – prychnęła, nachylając się. – Ale zaraz... - Jej ręka przesunęła się na krocze chłopaka i ścisnęła członka przez spodnie. – Fred! Tylko Fred ma takiego!
Wszyscy wybuchli śmiechem, a Klara zacisnęła mocno uda, jakby się bała, że zaraz ktoś inny włoży jej rękę między nogi.
- Co to znaczy, że tylko Fred ma takiego? – Zapytał George, marszcząc brwi.
- Ma większego od ciebie – poprawiła się dziewczyna, przytulając do swojego chłopaka.
- A skąd wiesz, jakiego ja mam?!
- Słodka tajemnica – odparła Angela, pokazując bliźniakowi środkowy palec.
Następną osobą w kolejce byłam ja (tak zadecydowała reszta). Wstałam, a George podszedł do mnie i zawiązał mi oczy czarną przepaską. Obrócił kilka razy wokół własnej osi i zatrzymał, przytrzymując za ramiona. Zakręciło mi się od tego wszystkiego w głowie. W tym czasie reszta przyjaciół wymieszała się miejscami, żeby utrudnić mi zadanie.
- Nic nie widzisz, co nie? – Zapytał dla pewności bliźniak, spoglądając na mnie uważnie.
- Nie widzę – odparłam, uśmiechając się.
- Na pewno?
- Po co miałabym kłamać? Wtedy cała zabawa na nic – prychnęłam do niego.
- Dobra – zgodził się chłopak i wrócił do pozostałych. Słyszałam tylko jak zamienia się miejscem z kimś innym. Po chwili wszystkie szepty ucichły. Dochodziły do mnie tylko śmiechy i pijackie rozmowy innych osób, które znajdowały się w pubie.
- Ok – powiedziałam sama do siebie, wyciągając przed siebie ręce. Nie miałam pojęcia, w którą stronę idę, więc niepewnym krokiem ruszyłam naprzód i od razu natrafiłam butem na nogę krzesła. Wymacałam dłonią ramię osoby, czując pod palcami materiał koszuli. – Kto z was ubrał dzisiaj koszulę? – Zapytałam, chociaż wiedziałam, że i tak nie dostanę odpowiedzi. Jedyne, co usłyszałam to cichy chichot Angeliny dochodzący z prawej strony, więc od razu mogłam stwierdzić, że to nie ona. Przejechałam dłonią w stronę klatki piersiowej, marszcząc brwi. W dalszym ciągu nie byłam pewna, kto to jest. Domyślałam się, że osoba płci męskiej, a więc wybór był o wiele trudniejszy, bo nasze grono składało się prawie z samych chłopaków.
- Kurcze – jęknęłam. – Nie mam pojęcia, ale dajcie mi jeszcze chwilę.
Wyciągnęłam drugą rękę, kierując ją na twarz osoby. Gdy tylko dotknęłam czegoś, co w dotyku przypominało kawałek opaski, odsunęłam szybko dłoń, chociaż wcale nie musiałam tego robić, bo sam nauczyciel chwycił mnie za nadgarstek, odsuwając od siebie.
- Chyba wystarczy już tych zabaw – rzucił poważnie. Wolną ręką odsłoniłam szybko oczy, wyrywając się Moody'emu. Wszyscy w koło wybuchli śmiechem, tylko Klara wyglądała na nieco zmieszaną.
- Jesteście popieprzeni! – Warknęłam do pozostałych, rozcierając nadgarstek, ponieważ uścisk profesora nie należał do przyjemnych. Nie miałam pojęcia, czemu mężczyzna tak ostro zareagował. Mogłam się tylko domyślić, że bardzo poważnie potraktował moje słowa dzień wcześniej. Zero ulgowego traktowania, a nawet jawna oschłość i postępowanie ze mną jak z każdym innym uczniem. Spojrzałam na niego niepewnie. Moody tylko prześliznął wzrokiem po mojej sylwetce, zatrzymując wzrok dłużej na nogach i wstał szybko z krzesła na którym siedział, uprzednio pocierając dłonie o swoje kolana.
- Klaro, możemy porozmawiać? – Spytał nauczyciel, przenosząc wzrok na moją przyjaciółkę. Klara kiwnęła głową, również się podnosząc.
- Zaraz, zaraz! – Zatrzymał Moody'ego Fred. – Alex nie zgadła, kto siedział na krześle.
- Nie zdążyłam – burknęłam, lekko się rumieniąc. Chwyciłam szybko swój kufel z piwem i na raz wypiłam pół naczynia.
- Zasady są proste. Jeżeli nie wypowiesz imienia osoby, to tak, jakbyś nie wiedziała – odpowiedział rudzielec. – Teraz musisz pocałować nauczyciela...
CZYTASZ
Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM I
Fiksi PenggemarUWAGA: opowiadanie zawiera: seks, sceny przemocy, gwałty, molestowanie, alkohol, narkotyki http://kopciurek.blogspot.com - całe opowiadanie, zapraszam! Alex Lamberd i Klara Amber choć do tej pory za sobą nie przepadały, zostają przyjaciółkami. Dzi...