46. Skrzydło szpitalne

803 40 0
                                    

Cały plan dostania się do mapy Huncwotów wydawał się być przemyślany i w miarę sensowny. Nie było mowy o błędzie. Najważniejszym punktem całego przedsięwzięcia miało być oderwanie profesora Moody'ego od swoich obowiązków i przyprowadzenie go do mnie. Ja już wiedziałam jak go zatrzymać, żeby za szybko nie wrócił do siebie. Miałam tylko nadzieję, że Harry wywiąże się ze swojego zadania, a Klara będzie mogła w spokoju przeszukać gabinet nauczyciela.

Swoją drogą, co ich podkusiło, żeby oddawać Moody'emu tak cenny przedmiot, jakim była mapa Harry'ego?! Przecież ujawniała ona wszystkie potajemne spotkania uczniów, a także kto z kim i gdzie coś robił. Na samą myśl o tym, jak Moody dowiaduje się z mapy, że cały swój czas spędzam w gabinecie Snape'a, dostawałam dreszczy. Nasz plan musiał się udać! Nie dopuszczałam do siebie innej możliwości.

Chodziłam tam i z powrotem po pierwszym piętrze, czekając na Rona. Z nerwów zaczęłam nawet wykręcać sobie palce. Zachowywałam się jak Klara, a przecież jeszcze kilka godzin temu uspokajałam ją, że wszystko będzie dobrze i nie ma się czego bać. Co chwilę, gdy słyszałam jakiś szelest, zaglądałam przez ramię, czy to Ron idzie, czy też ktoś inny. W końcu go dostrzegłam. Wybiegł zza rogu, wymachując czymś, co trzymał w dłoni.

- Mam! – Krzyknął, podbiegając do mnie. Przez chwilę próbował unormować oddech, przechylając się lekko do przodu. Oparł dłonie na kolanach. Dałam mu więc chwilę, żeby się uspokoił.

- Daj szybko! – Ponagliłam go po chwili, wyciągając przed siebie rękę. – Mam mało czasu. Jeżeli nie pojawię się u Moody'ego o pełnej godzinie, będę miała przejebane.

- Fred powiedział, że to Wymiotki Pomarańczowe – powiedział w końcu rudzielec, podając mi średniej wielkości dropsa, który przedzielony był na pół dwoma kolorami. Z jednej strony pomarańczowy, a z drugiej fioletowy. – Pomarańczową łykasz i wymiotujesz, a jak chcesz przerwać, to musisz ugryźć fioletowy kolor – wyjaśnił pokrótce.

Przyjrzałam się dokładnie cukierkowi. Wyglądać dość... apetycznie, jeżeli mogłam w ogóle użyć takiego słowa, znając nazwę wynalazku Weasley'ów.

- Znowu rzyganie – westchnęłam.

- Co masz na myśli? – Zainteresował się przyjaciel.

- Dopiero, co wczoraj zwymiotowałam wszystkie swoje wnętrzności, ale czego nie robi się dla większego dobra. – Puściłam oczko do przyjaciela i ugryzłam pomarańczową część cukierka. Spojrzałam prosto w oczy Ronowi, czując nagle jak robi mi się niesamowicie słabo. Chyba nie w taki sposób miało objawiać się wymiotowanie.

- Wszystko w porządku? – Zapytał przejęty Ron, chwytając mnie za ramię. – Zrobiłaś się cała blada.

- Chyba... eee... czuję się tak, jakby cała krew ze mnie uchodziła. To na pewno miało spowodować wymioty?

- Tak mówił Fred! – Pisnął Ron, rozszerzając oczy. – Alex, coś jest nie tak! Jesteś już blada jak kreda!

Mruknęłam coś niewyraźnie, słysząc dźwięczenie w uszach. Głos Rona stał się odległy, jakby chłopak znajdował się za grubą, szklaną ścianą. Po chwili poczułam, jakbym opadała z sił. Nogi się pode mną ugięły i upadłam na podłogę, nie kontaktując. Cały czas miałam otwarte oczy. Widziałam jak Ron pada przede mną, próbując ocucić. Klepał mnie po policzkach, ale nawet tego nie czułam.

- Profesorze! – Krzyknął nagle, spoglądając przed siebie. – Szybko, tutaj! Ona... nie wiem właściwie, co się stało! – Ron chwycił się za włosy, jakby chciał je sobie wyrwać z głowy. – To moja wina!

- Odsuń się, chłopcze! – Warknął Moody, nachylając się nade mną. – Alex, słyszysz mnie?

- Nie bardzo – szepnęłam cicho, tracąc powoli kontakt z rzeczywistością.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz