94. Czarna Magia

541 25 5
                                    



Ruszyłyśmy w stronę wierzby bijącej z duszą na ramionach, zastanawiając się cały czas, do kogo mogły należeć ślady krwi. Nie chciałyśmy mówić tego głośno, ale wszystko wskazywało na to, że w chacie zastaniemy rannego Syriusza.

- Wszystko było z nim w porządku, jak wczoraj rozmawialiście? – Spytałam po chwili przytłaczającej ciszy. Odwróciłam się w stronę Klary, która szła za mną, trzymając w uścisku różdżkę. Była bielsza niż otaczający nas śnieg.

- Tak – mruknęła lekko drżącym głosem. – Chociaż był trochę zaniepokojony, ale nic nie wskazywało na to, że może być ranny. Jeżeli coś mu się stało...

- Cicho bądź! – Warknęłam na nią, ruszając dalej przed siebie. Śnieg skrzypiał przyjemnie pod nogami, niczym stare drewno, a w oddali wielkie drzewo łomotało swoimi grubymi konarami na wszystkie strony, szukając tylko celu, w który mogłoby uderzyć.

Nagle zatrzymałam się, a zrobiłam to tak gwałtownie, ze Klara wpadła na mnie z impetem. Obie runęłyśmy w zaspie, ale ja szybciej od niej pozbierałam się i na nowo zapatrzyłam w wielką, brązową plamę, która leżała koło zaschniętych już śladów krwi. W tym też miejscu trop się urywał, a raczej kończył. Zrobiłam kilka kroków do przodu, do momentu aż moje oczy były w stanie rozpoznać kształty leżące w śniegu.

- Ja pierdolę – szepnęłam do siebie, cofając się szybko i ponownie wpadłam na przyjaciółkę, która zdążyła się już podnieść o własnych siłach.

- Co się stało? – Spytała. Chwyciłam ją mocno za rękę i wysunęłam przed siebie, po czym palcem drugiej dłoni wskazałam na martwego centaura leżącego w kałuży krwi. Jego twarz zastygła w grymasie bólu, a oczy były szeroko otwarte. Na ciele miał liczne rany szarpane, z których w dalszym ciągu sączyła się krew i ropa. Podeszłam niepewnie do stworzenia, chcąc sprawdzić czy może jednak istnieje szansa, że żyje. Gdy tylko dotknęłam jego tułowia spod ciała wypełzły robaki, znikając w sączących się ranach. Odskoczyłam jak oparzona, powstrzymując się przed zwymiotowaniem.

Klara, która była o wiele słabsza psychicznie, podbiegła szybko do pobliskiego krzaka. Nachyliła się nad nim i zwróciła większość śniadania. Nim się podniosła, coś zaszeleściło koło niej, a następnie zza zarośli wyłoniła się postać Syriusza. W pierwszym odruchu chciałyśmy złapać szybko za różdżki, próbując się bronić, ale po chwili doszło do nas, z kim mamy do czynienia.

- Musicie stąd uciekać! – powiedział nerwowo mężczyzna, spoglądając to na nas, to na martwego centaura.

- Co? – Zdziwiłam się. – Dlaczego? Syriuszu, kto to zrobił?! Co się tu właściwie stało?! I dlaczego... - przełknęłam głośno ślinę, raz jeszcze spoglądając na martwe ciało – dlaczego z jego ran w dalszym ciągu sączy się krew?! Przecież on... przecież...

- Wszystko wam wyjaśnię, ale nie tutaj... - Huncwot rozejrzał się nerwowo, a jego wzrok zatrzymał się na obrzeżach zakazanego lasu. – Nie możemy tutaj zostać. Reszta jego pobratymców zacznie go szukać. Jeżeli nas zobaczą, nie będą chcieli słuchać.

Nim zdążyłam ponownie się odezwać, Syriusz chwycił nas obie za ramiona i ruszył w przeciwnym kierunku. Skręciliśmy do miejsca, gdzie znajdowała się duża gęstwina drzew i sporych rozmiarów krzewy. Black dopiero wtedy nas puścił, a sam usiadł na pobliskim kamieniu, przecierając twarz rękoma.

Od naszego ostatniego spotkania zbytnio się nie zmienił. W dalszym ciągu miał długie, brudne i poskręcane włosy oraz tygodniowy zarost.

- To była czarna magia, prawda? – Spytała po chwili Klara, która była bardziej rozumna niż ja i chociaż cała się trzęsła, to w dalszym ciągu starała się trzeźwo myśleć.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz