130. Perfumy

646 30 52
                                    

Chciałam razem z Klarą wyjść z gabinetu profesora, ale Moody poprosił bym została z nim jeszcze chwilę pod pretekstem omówienia kolejnego szlabanu.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za przyjaciółką, nauczyciel nagle przestał się uśmiechać. Wstał szybko zza swojego biurka i w dwóch krokach znalazł się przy kanapie, na której siedziałam. Wspiął się na nią zdrową nogą, wgniatając kolano w tapicerkę, a dłoń oparł tuż obok mojej głowy. Wbiłam się bardziej w mebel, kiedy nachylił się nade mną niebezpiecznie.

- Nie bawią mnie takie gierki, Alex – powiedział poważnie. – To mogło się źle dla was... - odchrząknął szybko – dla nas źle skończyć.

- Profesor naprawdę myśli, że mogłabym powiedzieć jej o tym?! – Zdziwiłam się, nie ukrywając rozżalenia. – Naprawdę ma profesor o mnie takie mniemanie?

- Lubię jasne sytuacje, Alex – wyjaśnił. – I nie. Nie mam o tobie takiego zdania, ale sama słyszałaś, jak dwuznacznie to zabrzmiało. Rozumiesz, że oboje musimy być teraz bardzo ostrożni.

Moody wyprostował się. Sięgnął po swój napój i wziął tęgiego łyka, nie spuszczając ze mnie oczu.

- Jeżeli już mowa o ostrożności, to mógł mnie profesor obudzić rano – żachnęłam się, zakładając ręce na piersi. – Prawie spóźniłam się na eliksiry.

- Słucham? – Moody odłożył swoją piersiówkę na stół, nieco mocniej niż zamierzał. – Miałaś zostać obudzona na śniadanie. Jakim cudem spóźniłaś się na zajęcia?

- Ja... ja nie wiem. Może pana skrzatka próbowała mnie budzić wcześniej, ale usłyszałam ją dopiero wtedy, kiedy mówiła, że niedługo zaczynają się lekcje.

- Niedobrze, bardzo niedobrze – mruknął nauczyciel pod nosem. – Nie może już więcej dojść do takiej sytuacji.

- Co ma profesor na myśli? – Zapytałam przejęta. Moody zerknął na mnie zdrowym okiem i westchnął głęboko, siadając obok na kanapie. Przygarnął mnie do siebie i pogładził po ramieniu.

- Nie stresuj się – powiedział delikatnym tonem. – Nie miałem nic złego na myśli. Po prostu sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy jest bardzo delikatna i powinna być utrzymywana w największej dyskrecji, prawda?

- Tak – zgodziłam się z nim, opierając głowę o jego klatkę piersiową.

- Dlatego nie będziesz mogła tu nocować. Skoro ten cholerny skrzat nie rozumie najprostszych poleceń, to nie będę więcej ryzykował.

- A pan? Dlaczego pan mnie nie obudził? To byłoby miłe, gdybym... - zrobiłam pauzę, rumieniąc się lekko – gdybym obudziła się obok pana.

- Już raz obudziłaś się koło mnie i raczej nie wyglądałaś na zadowoloną. – Zauważył mężczyzna, przekomarzając się ze mną.

- Oh, no bo wtedy... - zająknęłam się, próbując sobie przypomnieć, dlaczego wcześniej odrzucałam Moody'ego od siebie. – Nie wiem. Może tego nie czułam, tak jak teraz?

- Mhm. Jeżeli jednak tak bardzo ci zależy, to na weekendy będziesz mogła zostawać na noc. Wtedy będzie łatwiej wytłumaczyć twoją nieobecność w dormitorium lub na śniadaniu.

Moody przywołał do siebie niedopitą szklankę z whisky. Gdy próbował przyłożyć ją do ust, wyciągnęłam mu ją delikatnie z ręki, chcąc się napić. Mężczyzna zmarszczył brwi zdziwiony moją bezczelnością, ale nie odezwał się ani słowem. Obserwował uważnie jak upijam trochę alkoholu, nie spuszczając z niego pożądliwego spojrzenia. Przy drugim łyku, szklanka została odsunięta od mojej twarzy i odstawiona na stolik przy kanapie. Nauczyciel przydusił mnie ciałem do mebla, całując zachłannie w usta. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, próbując nacieszyć się sobą nawzajem.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz