George podniósł Alex i ruszył do wieży Gryffindoru. Ja zarzuciłam sobie rękę Lucjana na barki i razem z Fredem ruszyliśmy w dół schodów. Ślizgon najpierw nawoływał do dalszego picia, ale gdy powiedziałam mu, że napijemy się na dole, próbował z nami współpracować i chyba tylko dzięki temu, jakoś udało nam się go prowadzić. Zerkałam co jakiś czas to na jednego to na drugiego. Fred wyraźnie nie był zadowolony z obrotu sprawy, tym bardziej, że Lucjan co chwilę klepał go po głowie i mierzwił mu włosy, jakby myślał, że głaskał bardzo dużego psa. Ledwo weszliśmy do lochów i miarka się przebrała. Fred nagle stanął.
– Dobra, to tyle. Dalej go nie niosę – zakomunikował.
– To so? Terass pijemy? – zapytał Lucjan, szukając w kieszeni butelki.
Fred bez ostrzeżenia wyślizgnął się spod jego ręki. Pozbawiony głównego punktu podparcia ślizgon, zaczął się niebezpiecznie przechylać, a ja wraz z nim. Fred zachował jednak czujność i szybko złapał mnie w pasie. Szarpnięciem wyciągnął mnie spod ręki ślizgona. Wpadłam na bliźniaka plecami, zaś Bole upadł jak długi, nadal grzebiąc w kieszeni, jakby w ogóle nie zwrócił uwagi na fakt, że zmienił swoje położenie.
– Co Ty wyprawiasz! – pisnęłam, odpychając od siebie dłonie gryfona i odskakując od niego. – Mógł sobie coś zrobić!
– Bez spiny. Nie widzisz? Jest mocno znieczulony – powiedział beztrosko Fred, szturchając Lucjana butem. Zaraz potem poprawił sobie fryzurę.
– Ale nie jest nieśmiertelny. No i przecież go tak tutaj nie zostawimy!
– A właśnie, że tak. Chodź, spadamy stąd – Fred złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę schodów. Wyszarpnęłam rękę, nie mając zamiaru się ruszać. Spojrzał na mnie i westchnął. – W czym problem? Przecież jest w lochach. Zaraz go ktoś zauważy ze ślizgonów i sobie poradzą.
– Albo przyłapie go Snape i będzie miał problemy – skrzyżowałam ręce na piersiach.
Lucjan w tym czasie odnalazł butelkę. Z triumfalną miną wyciągnął ją i odkręcił, ale nie przewidział tego, że przecież leży, a nie stoi. Płyn wylał się na niego i podłogę, a gdy próbował się napić, zalał także jego twarz. Skoczyłam w jego stronę, wyciągając mu butelkę z rąk i przekręcając na bok, by się nie udusił. Fred patrzył na to bez emocji.
– TO nie jest mój problem – stwierdził Weasley. – Twój też nie. Jest na tyle dorosły, że powinien umieć pić odpowiedzialnie. Jeśli nie potrafi, to...
– Dlaczego tak go nie lubisz? – zapytałam, przerywając mu. – Nie zrobił Ci nic złego.
– Tego nie wiesz. Poza tym nie masz czasem tak, że ktoś działa ci na nerwy?
– Raczej nie...
– Więc nie zrozumiesz – Fred wzruszył ramionami.
– Najwidoczniej nie rozumiemy się ze wzajemnością – podsumowałam cicho.
Przykucnęłam przy Lucjanie, sprawdzając czy jest cały. Na szczęście wcześniej upadł na bok i nie uderzył się w głowę. Przestał też się krztusić. Teraz już tylko bełkotał z zamkniętymi oczami. Fred spojrzał na korytarz, a później na mnie. Podrapał się po brodzie.
– To co, idziesz? Zaraz ominie nas kolacja.
– Idź sam. Mówiłam, że go nie zostawię. Poza tym nie chcę, żeby Angelina zobaczyła nas razem. Znowu będzie miała do mnie pretensje...
– Że co? – Fred zamrugał zdziwiony, a gdy zauważył moją poważną minę, zaśmiał się. – Dobra, dobra, wyjaśnijmy sobie coś – stanął za mną i położył mi dłonie na barkach. – Klara, nie musisz unikać mnie za wszelką cenę, bo kiedyś jej odbiło. Jak sprawa wyszła na jaw, pogadałem z nią na spokojnie i obiecała już się nie dopierdalać do Ciebie.
CZYTASZ
Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM I
FanfictionUWAGA: opowiadanie zawiera: seks, sceny przemocy, gwałty, molestowanie, alkohol, narkotyki http://kopciurek.blogspot.com - całe opowiadanie, zapraszam! Alex Lamberd i Klara Amber choć do tej pory za sobą nie przepadały, zostają przyjaciółkami. Dzi...