- Tato... - jęknęłam, podrywając się z miejsca.
Próbowałam złapać ojca za rękaw, ale ten machnął ostrzegawczo ręką i łypnął na mnie krótko. Znałam to spojrzenie. Był w trakcie czegoś i nie życzył sobie, by mu przerywano. Z jednej strony nie chciałam mu podpadać, ale z drugiej nie mogłam po prostu patrzeć, jak wchodzi w gniazdo os! Spojrzałam kontrolnie w stronę mamy, ale ta zajęta była rozmową z inną matką. Nawet nie zauważyła co się święciło, inaczej przecież sama by go zatrzymała. Przełknęłam głośno ślinę i wciąż zza stołu, patrzyłam na rozwój wydarzeń.
Viktor Lamberd, gdy tylko dostrzegł, kto się zbliża, mocniej skupił się na rozmowie ze swoim podwładnym, jakby usilnie nie chciał zauważyć nowego rozmówcy. Nawet złapał go za ramię i odciągnął trochę na bok, żywo coś omawiając. Snape stał lekko z boku z rękoma założonymi za plecami i jedynie obserwował wszystkich. Pierwszy więc na mojego tatę spojrzał Lucjusz Malfoy. Blondwłosy mężczyzna uniósł podbródek i oparł obie dłonie o swoją czarną laskę zakończoną srebrną, misternie wykonaną głową węża. Nie musiał się nachalnie przyglądać, żeby dostrzec, że garnitur mojego ojca nie należy do najdroższych, ani do najnowszych. Na jego rękach nie było także sygnetów, mogących świadczyć o przynależności do któregoś z czystokrwistych rodów. Krótko mówiąc, nie była to ta sama liga.
- Panowie rozmawiają o interesach, prawda?! – zaczął Albert Amber.
- O interesach. O przyszłości – rzucił enigmatycznie Pan Malfoy.
- Wyczułem to na kilometr – uśmiechnął się mój ojciec. – Szukam właśnie ludzi takich jak Panowie. Albert Amber! – przedstawił się, kolejno wyciągając dłoń w stronę mężczyzn. Cały czas przy tym mówił. – Nie chcę brzmieć na kogoś, kto się przechwala... Co prawda, to jeszcze nieoficjalne, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, wkrótce usłyszy o mnie cały magiczny świat. Jestem wizjonerem.
Gdy mówił, Snape zerknął w moją stronę, jakby porównywał ile mam w sobie z cech ojca. Często mówiono mi, że w ogóle się w niego nie wdałam. Właściwie to słyszałam kilkukrotnie, jak mój tata kłócił się o to z mamą, twierdząc, że nie mogę być jego córką. Padały wtedy straszne słowa i czasem dochodziło do rękoczynów. Zawsze kończyło się na tym, że on popijał wkurzony na kanapie, a ona szlochała w łazience. Na następny dzień udawali, że wszystko było jak dawniej.
- A co takiego miałoby Pana wysławić? – zapytał Lucjusz, choć chyba tylko z czystej uprzejmości.
- Wspaniale że Pan pyta... - zaczął mój ojciec.
To pytanie wystarczyło, żeby zaczął swoją epopeję o tym, ile dokona i jak niewiele mu brakuje. Był tak nakręcony, że w pierwszej chwili nawet nie rozpoznał Macnaira, zwyczajnie podając mu dłoń tak jak innym. Mężczyzna w kolczykach jedynie łypnął na dłoń, a później skrzyżował ręce na torsie. Viktor Lamberd niecierpliwie zerknął na zegarek.
- My już się poznaliśmy – rzucił od niechcenia Macnair.
- To całkiem możliwe – przytaknął mój ojciec. - Ostatnio poznaję wielu potencjalnych partnerów biznesowych, ale ten projekt zasługuje tylko na najlepszych, dlatego...
- Partnerów biznesowych? – przerwał mu mężczyzna z kolczykami, śmiejąc się w głos. – Pozwól, że powiem na głos to, co wiedzą wszyscy. Szukasz jeleni, którzy wyłożą gruby hajs na coś, co nie ma prawa bytu.
Pan Lamberd niemal się zakrztusił, słysząc bezpośredniość podwładnego. Dopiero w tej chwili Albert Amber zamilkł. Raz jeszcze spojrzał na Macnaira, przyglądając mu się uważniej. Zapewne z winy alkoholu, zatrybił dopiero po chwili. Otworzył szerzej oczy, a zaraz potem zmrużył je groźnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/190573086-288-k327141.jpg)
CZYTASZ
Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM I
FanfictionUWAGA: opowiadanie zawiera: seks, sceny przemocy, gwałty, molestowanie, alkohol, narkotyki http://kopciurek.blogspot.com - całe opowiadanie, zapraszam! Alex Lamberd i Klara Amber choć do tej pory za sobą nie przepadały, zostają przyjaciółkami. Dzi...