61. Sam na sam z profesorem /+18

1.8K 33 22
                                    


- Alex, może napijesz się her...? – rzucił profesor, gdy mijaliśmy próg sypialni.

Weszliśmy do gabinetu. Oko mężczyzny szybko przeskoczyło pomiędzy kilkoma punktami, takimi jak biurko, kominek czy kanapa, a później zakręciło się wokół własnej osi, rozglądając dookoła.

- Alex?...

Mężczyzna puścił moje ramię, ruszył do drzwi i szybko je otworzył. Wyjrzał, a następnie wyszedł na korytarz. Ja wciąż nie czułam się najlepiej. Skorzystałam z chwili spokoju i usiadłam ciężko na skraju kanapy. Złapałam się za głowę i wsparłam łokcie o kolana. Przez szybkie picie mieszanki Pansy, a później przymusowe otrzeźwienie, miałam straszny mętlik w głowie. Nie byłam w stu procentach pewna ile rzeczy mi się wydawało, ile działo się naprawdę, ani co paplałam, gdy nie byłam w pełni świadoma. Wszystko to mnie przytłaczało, dlatego zacisnęłam powieki i próbowałam poukładać sobie wydarzenia chronologicznie. Gdzie w tym wszystkim była Alex? Musiała gdzieś być, bo inaczej profesor by jej nie szukał.

Po dłuższej chwili, drzwi trzasnęły tak, że aż zatrzęsła się futryna. Drgnęłam zaskoczona i niepewnie podniosłam wzrok. Szalonooki znów był w gabinecie. Szybkim, miarowym krokiem zbliżył się do biurka. Coś chyba było nie tak, bo praktycznie rzucił się do uchylonej szuflady, gwałtownym ruchem wysuwając ją do końca, przez co ta omal nie wypadła na podłogę. Profesor zmarszczył brwi i niedbale przerzucił kilka rzeczy. Nie znajdując tego, czego szukał, uderzył pięścią w blat biurka.

- Do diabła z tą dziewczyną! – zaklął.

Zamrugałam, nie rozumiejąc o co chodziło. Moody nie zwracał na mnie uwagi. Szybko sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wydobył z niej mapę huncwotów.

- Gdzie się podziałaś królewno? – wymamrotał, rozprostowując papier.

Obejrzał go z obu stron, przybliżając i oddalając go od twarzy. Patrzył tak intensywnie, jakby sama chęć zobaczenia zawartości miała uruchomić mapę. Tak się jednak nie stało. Pergamin pozostawał pusty.

- Nie dasz się okiełznać, co?... – mruknął.

- Do tego chyba potrzebne jest zaklęcie?... – wtrąciłam nieśmiało, ponownie zamykając oczy.

- Co?... – Moody drgnął i zerknął w moją stronę, unosząc brwi. - A tak, tak. Zaklęcie...

Mężczyzna mruknął niezadowolony, schował mapę, oparł się dłońmi o biurko i na moment zwiesił głowę, myśląc intensywnie. W końcu zacisnął palce, łypnął raz jeszcze w stronę szuflad i zaczął je przeglądać jedna po drugiej. Robił to w skupieniu i napięciu. Punktem kulminacyjnym było wysunięcie szuflady na samej górze. Moody spojrzał do środka, mięśnie jego twarzy drgnęły, a w oku pojawił się dziwny błysk. Powoli podniósł na mnie wzrok. Obserwował mnie przez dłuższą chwilę, jakby z wahaniem. Ja siedziałam przygarbiona, palcami pocierając skronie. Moody oblizał się powoli.

- Klaro, jak się czujesz? – zapytał nagle.

- Strasznie boli mnie głowa... - przyznałam szczerze.

- Zaraz naleję Ci herbaty – odparł profesor i sięgnął do szuflady.

Z namaszczeniem wyciągnął z niej zeszyt przypominający okładką mój pamiętnik i ostrożnie zostawił go na blacie. Zaraz potem zdjął ciężki, skórzany płaszcz i powiesił go na oparciu krzesła. Złapał za różdżkę, podszedł do stoliczka, sprawdził zawartość czajnika i czarem zmusił wodę do zagotowania. Przez cały ten czas stał do mnie bokiem.

- Chyba już ochłonęłaś, więc mam kilka pytań - zagaił, luźnym tonem. – Mówiłaś, że upiłaś się przez przypadek... To dość ogólnie stwierdzenie. Możesz to sprecyzować?

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz