84. //Oczami Severusa// +18

2.1K 34 28
                                    


***


Zdecydowanie za bardzo pofolgowałem swoim podopiecznym w tym roku. Powinienem trzymać ich w ryzach, a nie udawać, że wszystko jest w porządku. Gdybym dokładniej skupił się na tym cholernym Flincie, nie doszłoby do sytuacji, która miała miejsce dzisiejszego popołudnia.


Wchodząc z impetem do Slytherinu zauważyłem, jak większość z uczniów siedzi przy stole, grając w karty. Moje sokole oko dostrzegło kilka pustych i pełnych butelek po alkoholu, które leżały pod stołem, a także przepełnioną popielniczkę z boku kanapy.

„Hazard, picie, palenie" – pomyślałem, piekląc się ze złości. Uczniowie wpatrywali się we mnie zszokowani, próbując niezauważalnie schować wszystko pod sofę i zatuszować sprawę. Cóż za jawna ignorancja.

- Gdzie jest Flint? – Warknąłem na granicy szału. Od razu większość Ślizgonów spuściła głowy, nie chcąc utrzymywać ze mną kontaktu wzrokowego. – Gdzie. Jest. Flint?! – Powtórzyłem, cedząc powoli każdego słowo.

Odpowiedziała mi cisza.

- Ty! – Warknąłem w stronę Lucjana Bole'a, który pełnił rolę prefekta Slytherinu, chociaż z każdym kolejnym dniem żałowałem, że ten gnojek dostąpił takiej funkcji ponad dwa lata temu. – Na górę!

- Ale ja nic nie wiem! – Odparł chłopak, podnosząc się powoli z kanapy, z rękoma wyciągniętymi ku górze. Chwyciłem go mocno za kołnierz, pchając w kierunku schodów, a następnie ruszyłem za nim, rzucając ostatnie ostrzegawcze spojrzenie reszcie Ślizgonów.

Wszedłem jako pierwszy do dormitorium siódmego rocznika i od razu rzuciłem się do szafy, stojącej koło łóżka Flinta. Otworzyłem ją szeroko, wyrzucając z niej wszystkie klamoty. Gówniarz nie miał nawet kiedy zabrać swoich rzeczy, czyli ucieczka z Hogwartu nie była planowała. Lamberd musiała pokrzyżować jego plany.

- Gdzie on jest? – Powtórzyłem nie wiadomo już który raz, chociaż bardzo dobrze wiedziałem, że stojący przede mną Bole wiedział tyle co ja albo mniej.

- Nie mam pojęcia – odparł, stojąc przy drzwiach, jakby to miało uratować go przed moim gniewem. – Coś się stało?

- To ja tu zadaję pytania! – Warknąłem, uciszając go. – Rozmawiałeś z nim dzisiaj?

- Nie bardzo – burknął Lucjan, po czym szybko dodał – panie profesorze. – Słyszałem tylko jak powtarzał każdemu, że ma ważną sprawę do załatwienia w Hogsmeade.

Zmrużyłem niebezpiecznie oczy, wymijając chłopaka. Wszedłem ponownie do pokoju wspólnego, stając na środku pomieszczenia. Zauważyłem, że wszystkie rzeczy, jakie chowali pod stołem poznikały, a Ślizgoni stali w rzędzie jeden obok drugiego, wpatrując się we mnie z mieszaniną strachu i przerażenia. Nagle wokół mnie zrobiło się bardzo cicho. Zdawałem sobie sprawę, że większość Ślizgonów ma na swoim sumieniu mniejsze lub większe przewinienia i gdybym tylko chciał, mógłbym wyciągnąć z nich wszystko, ale dzisiejszego dnia interesowała mnie tylko jedna rzecz.

- Myślicie, że skoro jestem waszym wychowawcą, to wszystko wam można? – Zacząłem przechadzać się koło zgromadzonych, zaglądając każdemu głęboko w oczy.

- Ale profesorze... - odezwała się niepewnie starsza Ślizgonka, wychodząc przed szereg, ale uciszyłem ją gestem dłoni i również kolejnym gestem odesłałem do szeregu.

- Jeżeli Marcus Flint skontaktuje się z wami, w jakikolwiek sposób, chcę o tym wiedzieć – powiedziałem powoli, zatrzymując się na moment. – Jeżeli zobaczycie go na terenie szkoły, chcę o tym wiedzieć. Jeżeli macie jakieś informacje o miejscu jego pobytu, chcę o tym wiedzieć TERAZ – nacisnąłem na ostatnie słowo, unosząc głos.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz