60. Bardzo, ale to bardzo dużo Snape'a /+18

1.5K 29 2
                                    


Gdy Moody zniknął wraz z Klarą za drzwiami od sypialni, westchnęłam głęboko, rozglądając się wokoło. Mniej więcej znałam już gabinet Moody'ego, ale było w nim tak sporo dziwnych wynalazków, że za każdym razem natrafiałam wzrokiem na coś nowego, czego wcześniej nie dostrzegałam.

Przez chwilę nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Oparłam się o sofę, zakładając nogę na nogę, przesuwając spojrzeniem po zakurzonych półkach z książkami, a następnie na biurko. W pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się na biurku i na wpół otwartej szufladzie, do której wcześniej mężczyzna włożył pelerynę. Nie zastanawiając się zbyt długo, wstałam i wystrzeliłam do przodu, podchodząc do biurka. Otworzyłam szerzej szufladę, wyciągając z niej rzecz należącą do Harry'ego, po czym poszperałam jeszcze w poszukiwaniu mapy Huncwotów, ale charakterystycznego kawałka papieru nie było w środku. Natomiast rzuciła mi się w oczy prawie pełna butelka whisky. Bez namysłu chwyciłam również i ją, po czym opuściłam szybko gabinet.

Schodziłam na coraz to niższe kondygnacje zamku, oglądając się co chwilę za siebie, w obawie, że profesor zdążył zauważyć, co zrobiłam i zaczął mnie śledzić, ale na szczęście, korytarz był pusty. W międzyczasie nałożyłam na siebie ponownie pelerynę, zeskakując po dwa schodki do lochów. Od razu uderzył mnie chłód, jaki panował w tej części zamku i chociaż przez moment zrobiło mi się przeraźliwie zimno, to i tak musiałam porozmawiać ze Snape'em. Miałam nadzieję, że mężczyzna był już dawno w swoim gabinecie, ale zauważyłam go nieopodal wejścia do Slytherinu. W dalszym ciągu użerał się z Lucjanem. Chłopak wyglądał na jeszcze bardziej pijanego niż wcześniej. Co chwilę się zataczał albo opierał o ścianę, dając sobie chwilę na uspokojenie wirującego przed nim krajobrazu. Snape wydawał się być mocno podirytowany tym wszystkim. Na pewno nie chciał robić za niańkę swojego podopiecznego, który był już pełnoletni i mógł odpowiadać sam za siebie.

- Rusz się, Bole! – Warknął Snape, stając w bezpiecznej odległości od Ślizgona.

- No przecież się staram – jęknął, odbijając się od ściany.

- Hasło! – Syknął brunet, odsuwając się od przejścia.

- Nie pamiętam – burknął Bole, po czym zrobił minę, jakby chciało mu się wymiotować.

- Nawet się nie waż, Bole! – Zdenerwował się Mistrz Eliksirów. – Wszystko trzeba za was robić! Banda rozwydrzonych, nabuzowanych hormonami, małolatów!

- Ja już nie jestem małoletni – odparł Lucjan, kontaktując poniekąd, co mówił Snape, chociaż zabrzmiało to tak, jakby Mistrz Eliksirów gadał do siebie.

- Zamilcz, Bole! Ślizgoński spryt. – Snape wypowiedział hasło, a ściana naprzeciwko niego zaczęła zanikać, aż w końcu ukazała przejście do pokoju wspólnego Ślizgonów. Mężczyzna złapał Lucjana za ramię i siłą wepchnął go do środka. – Rano się policzymy.

- Ale ja nic nie... - reszta słów została zduszona przez zasuwającą się z powrotem ścianę, aż w końcu wszystko ucichło. Snape westchnął cicho, zerknął na swój zegarek, po czym skierował się w stronę swojego gabinetu, który znajdował się za zakrętem.

Owinęłam się ciaśniej peleryną w obawie przed zsunięciem się materiału z moich ramion i ruszyłam po cichu za mężczyzną. Nagle Snape przystanął, nasłuchując. Zasłoniłam usta ręką, myśląc że usłyszał mój oddech, ale mężczyzna zerknął tylko raz do tyłu i na nowo ruszył przed siebie, a ja za nim. Gdy ponownie się zatrzymał, nawet nie było mi dane zareagować. Mistrz Eliksirów obrócił się szybko, sięgając dłonią przed siebie. Zacisnął ją w powietrzu, a tak naprawdę chwycił mnie z całej siły za ramię i siłą rzucił na ścianę. Zerwał mi z głowy kaptur, przyciskając do ściany.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz