58. Pijacki bełkot, Lucjan, łazienka, chlanie

851 29 0
                                    



Zmierzałam właśnie do Wielkiej Sali na obiad, wlepiając wzrok w podręcznik od Zielarstwa. Postanowiłam pójść za radą Snape'a i wykuć na blachę właściwości wszystkich roślin. Może był tego ze 20 stron i zakres egzaminu tego nie obejmował, ale Sprout nie była do końca przewidywalną czarownicą. Owszem, zawsze starała się iść nam na rękę, ale potrafiła również pokazać jak bardzo wymagająca potrafi być, szczególnie jeżeli chodziło o coś, co według niej było ważne. Snape również był rygorystyczny, dlatego wzięłam sobie jego rady głęboko do serca, postanawiając nauczyć się konkretnego działu. Swoją drogą, dlaczego mężczyzna postanowił mi pomóc? Przecież nie był typem człowieka, który podpowiada na egzaminach, a teraz dał mi konkretne wskazówki, na co powinnam zwrócić uwagę. Czyżby mu zależało?

Szłam dalej w milczeniu i chociaż wzrok utkwiony miałam w książce, to moje myśli na nowo pognały w stronę gabinetu Mistrza Eliksirów i tego, na co mi pozwolił. Przejechałam językiem po wargach, czując że zaschło mi w ustach. Oderwałam na chwilę głowę od podręcznika, zauważając, że ludzie w dalszym ciągu dziwnie mi się przyglądają. Zupełnie tak samo, jak podczas śniadania.

- Co jest, kurwa? – Mruknęłam do siebie, zatrzymując się na moment. Akurat z lochów wychodziła spora grupka starszych Ślizgonów. Gdy tylko mnie zobaczyli, zachichotali cicho. Kilkoro z nich pokazało ręką dziwne zboczone ruchy, a niektórzy przykładali pięści do ust, wypychając językiem policzki. Rozszerzyłam z niedowierzania oczy. Miałam cichą nadzieję, że nie chodziło im o to, o czym rozmawiałam z Angeliną.

Na samym tyle z lochów wyszedł Flint wraz z Lucjanem. Marcus zmierzył mnie od stóp do głów, po czym sięgnął do rozporka, zaczynając go rozpinać i powoli zmierzając w moją stronę. Cofnęłam się gwałtownie, ale Lucjan w ostatniej chwili zatrzymał go i wskazał głową w stronę Wielkiej Sali.

- Daj spokój – powiedział szybko. – Idź, zaraz przyjdę.

- Chcesz skorzystać? – Zaśmiał się chłopak i na nowo spojrzał w moją stronę. Przycisnęłam do piersi podręcznik, spoglądając na niego spod półprzymkniętych powiek. O co, kurwa, chodziło?!

- Idź już! – Syknął na kumpla Lucjan, a gdy starszy Ślizgon odszedł, Bole podszedł szybko do mnie, chwycił za ramię i podprowadził pod jedną z wielu opustoszałych w sobotę klas. – Ej Alex, mogłaś powiedzieć mi na osobności, że to lubisz, to bardzo chętnie bym opuścił dla ciebie gacie, ale tak przy wszystkich?

- O co ci chodzi? – W dalszym ciągu odsuwałam od siebie nachodzące moją głową okropne myśli.

- Wszyscy wiedzą, że obciągasz każdemu facetowi – wyjaśnił pokrótce chłopak, po czym uśmiechnął się zawadiacko i puścił do mnie oczko.

- Słucham?! – Zapowietrzyłam się. Chwyciłam go mocno za rękę i siłą wepchnęłam do sali, przy której staliśmy. Zamknęłam drzwi zaklęciem, podchodząc do jednej z ławek. Lucjan poszedł za mną.

- Ja nie wiem skąd to się wzięło. Mnie powiedział Flint, a on dowiedział się od jakichś Puchonów. Coś ty narobiła, Alex?

- Nic – odpowiedziałam szybko. Zaczęłam przechadzać się tam i z powrotem zupełnie nie wiedząc, co mam dalej zrobić.

- Na pewno? – Dopytywał Lucjan. – Mówią, że jesteś lachociągiem, że każdemu ciągniesz i robisz to za darmo.

- Przestań! – Warknęłam ostrzegawczo, celując w niego różdżką. Ślizgon uniósł ręce w obronnym geście, nie ruszając się z miejsca.

- Przecież nie ja to wymyśliłem! – Podniósł głos. – Mówię to, co inni gadają, ale przyznaj, że nie wzięło się to z powietrza!

- To Angelina Johnson! – Syknęłam wściekle, zaciskając dłoń mocniej na różdżce. Poczułam łzy pod powiekami. – Ja ją tylko poprosiłam o rady w robieniu dobrze facetowi, a ona rozpowiedziała to wszystkim, jeszcze robiąc ze mnie jakąś dziwkę!

- Spokojnie Alex – powiedział Lucjan, próbując odsunąć moją rękę z różdżką od siebie. – Po pierwsze, dlaczego z nią o tym gadałaś? Mogłaś ze mną. – Chłopak poruszył gustownie brwiami. Zaśmiałam się lekko, chociaż w dalszym ciągu byłam wściekła i opuściłam różdżkę, wkładając ją z powrotem za pasek od spodni. – Po drugie, po co ci ta informacja? Całowaliśmy się tylko raz, a ty już próbujesz przeskoczyć do kolejnej bazy?

- Zamknij się – odparłam, przestając się uśmiechać. – Moja sprawa, po co mi to było.

Lucjan zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad czymś głęboko.

- Swoją drogą, niezła suka z tej Johnson – mruknął. – I w dodatku Gryfonka. Wszystko się pomieszało w tej szkole od pewnego czasu.

- Jebana pizda – jęknęłam, na nowo czując łzy pod powiekami.

- Coś wymyślimy, Alex. – Lucjan przygarnął mnie do siebie i poklepał pocieszycielsko po plecach. – Nie martw się.

- I co ja mam teraz zrobić?! – Zawyłam donośnie, wtulając się w chłopaka.

- Wisisz mi bal i dwie randki – zaczął wyliczać chłopak, w dalszym ciągu mnie tuląc. – No i mam plan co zrobić z tą Johnson.

Spojrzałam na niego wyczekująco, gdy nagle ktoś szarpnął za klamkę w drzwiach. Odsunęliśmy się z chłopakiem od siebie, wyciągając różdżki.

- Jeżeli to ta pizda, to ją rozwalę bez żadnego planu! – Warknęłam wściekła do granic możliwości.

Po chwili drzwi rozjaśniło żółte światło, a następnie do pomieszczenia wszedł profesor Moody. W jednej ręce trzymał swoją laskę, którą blokował przejście Klarze, stojącej za nim. Dziewczyna, gdy tylko zobaczyła, z kim siedzę w pustej salce, zmarszczyła mocno brwi, ale nie odezwała się ani słowem.

- Opuście różdżki – rozkazał spokojnym głosem, mierząc Lucjana nieprzychylnym wzrokiem. Zrobiliśmy więc jak kazał. – Co się tutaj dzieje, hę?

Popatrzyliśmy po sobie z chłopakiem, ale żadne z nas się nie odezwało. Jakoś nie miałam ochoty rozmawiać z Moody'm o tym, czego dzisiaj się dowiedziałam. Zresztą, jakby to wyglądało, gdybym zaczęła opowiadać mu o TAKICH rzeczach?! Mężczyzna westchnął.

- Bole, idź na obiad i zabierz również Klarę – polecił po chwili profesor, odsuwając laskę, na której się oparł. Lucjan raz jeszcze poklepał mnie po plecach, puszczając oczko i wyszedł z Sali. Cały czas był bacznie obserwowany przez magiczne oko nauczyciela.

- Później pogadamy – rzucił Ślizgon na odchodne i z uśmiechem na twarzy przywitał się z moją przyjaciółką. – No cześć, Klara! Idziemy razem na obiad? Może byś mnie nakarmiła, co?

- Szybciej, chłopaku! – Warknął w jego stronę profesor i raz jeszcze uniósł laskę, wkładając ją w przestrzeń pomiędzy nim a dziewczyną. – Dwa cale odstępu między wami i tak do Wielkiej Sali – dodał, stukając palcem w szklane oko. – Będę wszystko widział. No już, raz, dwa!

Gdy uczniowie zniknęli w końcu za rogiem, Moody wszedł do klasy i zamknął za sobą drzwi.

- Myślałem Alex, że różne tajemnice i sekrety mamy już dawno za sobą? – Zagadnął, podchodząc bliżej. Oparł się o jedno z biurek, zakładając ręce na piersi. – Dlaczego siedzieliście w zamkniętej Sali?

- Rozmawialiśmy – odparłam spokojnie. – To była ważna rozmowa i woleliśmy, żeby nikt postronny nam nie przeszkadzał. – Spojrzałam na nauczyciela z wyrzutem, a następnie mój wzrok zelżał. Przyłożyłam palce do skroni, przymykając na moment oczy i dając sobie chwilę na uspokojenie się, ponieważ nie chciałam ponownie zareagować agresją w stronę Moody'ego. – Przepraszam. Ja, po prostu, robię wszystko, żeby się za bardzo teraz nie wychylać po tym Hogsmeade, uczę się pilnie, ale chyba źle dobieram sobie przyjaciół.

- Kogo masz na myśli, bo chyba nie Klarę?

- Nie, nie – westchnęłam. – Nieważne, profesorze. Jakoś to ogarnę.

Nauczyciel przyglądał mi się badawczo przez chwilę, a następnie przygarnął do siebie i potarł dłonią moje ramię.

- Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, to wiesz, gdzie mnie szukać – powiedział, uśmiechając się mile. Odpowiedziałam mu tym samym, po czym zostałam puszczona. Mogłam więc udać się z powrotem do Wielkiej Sali na obiad, chociaż już dawno straciłam apetyt, ale chciałam jeszcze porozmawiać z Klarą.

Gdy weszłam do pomieszczenia, od razu zauważyłam wiele par oczu wpatrzonych we mnie. Zacisnęłam więc dłonie w pięści, podchodząc do stołu gryffindoru. Kątem oka spostrzegłam Angelinę i Freda. Dziewczyna siedziała podparta łokciami o blat i rozmawiała ze swoimi rówieśnicami. Zachowywała się tak, jakby nic nie zrobiła. W normalnych okolicznościach rzuciłabym się na nią przez stół i wytargała, ale chciałam poczekać na ten, jakże „genialny" plan Lucjana. Miałam nadzieję, że chłopak się postara i wymyśli coś sensownego.

- Lachociąg! – Usłyszałam nawoływanie za plecami. Wyprostowałam się cała. Moi wszyscy przyjaciele również usłyszeli te krzyki, ponieważ zamarli, wpatrując się zdziwieni w moją stronę. Ron nawet zaprzestał ruszania łyżką, która zawisła mu w ręce, w połowie drogi do ust. Nie minęła chwila, a również i przy naszym stole wszyscy zaczęli między sobą szeptać i podśmiewywać się pod nosem. Zaraz potem plotki dotarły do uszu Harry'ego i rudzielca. Ron zaczerwienił się po same koniuszki uszu, odkładając sztućca na talerz. Klara z początku nie zrozumiała, o co wszystkim chodziło, ale Neville przysunął się do niej delikatnie, szepcząc coś na ucho. Dziewczyna rozszerzyła oczy, jeszcze bardziej się rumieniąc.

- Obciągara! – Dobiegły mnie kolejne krzyki. Angelina zaśmiała się głośno, po czym objęła obu braci Weasley, tłumacząc im żywo po cichu, o co chodzi.

Nie wytrzymałam. Wstałam gwałtownie, przepychając się w stronę wyjścia. Po drodze minęłam wchodzącego Moody'ego, ale również i przez niego się przepchnęłam, szturchając go nieco mocniej niż zamierzałam i pognałam do wieży gryffindoru. Klara ruszyła za mną.

Weszłam szybko do pokoju wspólnego i usiadłam na kanapie, uprzednio przeganiając z niej kilkoro pierwszoklasistów. Klara wbiegła zdyszana za mną i spojrzała na mnie karcąco, ale nie odezwała się ani słowem. Zajęłyśmy miejsca naprzeciwko siebie, milcząc. Rozejrzałam się niepewnie po całym pomieszczeniu, zdając sobie sprawę, że tutaj również większość oczu wpatrzona była we mnie. Ludzie szeptali coś między sobą, chichotali, pokazywali jednoznaczne ruchy rękoma oraz stali zszokowani, nie wiedząc jak się zachować.

- A ty co o mnie myślisz? – Odezwałam się nagle do Klary buntowniczym tonem. Dziewczyna drgnęła lekko, wbijając we mnie swoje duże, niebieskie oczy.

- Ja... - zacięła się na moment – wiem, że nie jesteś jakimś tam „lachociągiem" czy kimś tam. Nie mogłam spamiętać tych dziwnych przezwisk. Zresztą, przecież byś nikomu tego nie zrobiła, prawda?

- Przecież to jest normalne – żachnęłam się, ale widząc panikę w oczach przyjaciółki, dodałam szybko – nie. Nie zrobiłabym. Ja tylko zapytałam Angeliny jak to się poprawnie robi, a ona uznała, że ciągnę każdemu w tej szkole!

- Angeliny? Czyli jej o to pytałaś?

- Tak, a kogo niby? Miałam podejść do Parkinson? Wydawało mi się, że można było jej ufać!

- Merlinie, niepotrzebnie o to pytałaś – Jęknęła Klara, kręcąc głową i przetarła twarz rękoma. Wiedziałam, że nie bardzo chciała o tym rozmawiać. Zazwyczaj krępowały ją tematy związane z seksem, a teraz pół szkoły wygadywało jakieś głupoty na temat jej przyjaciółki i musiała jakoś odnieść się do całej tej sytuacji. – Po co ci była wiedza na takie obrzydliwe tematy? Skąd w ogóle pomysł, żeby o to pytać?!

- Byłam ciekawa, jasne? – Zdenerwowałam się i na nowo prześliznęłam wzrokiem po całym pokoju wspólnym. Akurat przez dziurę w portrecie do środka weszła spora grupka uczniów, w tym nasi przyjaciele, a także Fred i George. Spięłam się lekko w sobie, ponieważ nie chciałam ponownie zaczynać sprzeczki z byłym chłopakiem, ale ten tylko obrzucił mnie nieodgadnionym spojrzeniem i wszedł po schodach do męskiego dormitorium. Fred ruszył za nim.

Klara widząc, że zawiesiłam wzrok na jednym punkcie, odwróciła głowę w stronę wchodzących na piętro braci.

- Nie wiem, co ci mogę powiedzieć – westchnęła, ponownie na mnie spoglądając. – Powinnaś szybko zdementować te plotki, zanim dojdą... o boże... do któregoś z profesorów – przeraziła się, przykładając dłoń do otwartych ust.

- Nie strasz mnie! – Warknęłam, widząc przed oczami rozwścieczonego Snape'a. Jak mogłam być taka naiwna i pomyśleć, że Angelina okaże się moją dobrą koleżanką?! Jeżeli do mężczyzny dojdą te głupie plotki, zabije mnie albo co gorsza zostawi i każe nie pokazywać się na oczy.

- To są prywatne sprawy! – Syknęła Klara, nachylając się lekko w moją stronę. – O takich rzeczach nie rozpowiada się na prawo i lewo!

- Ja o niczym nie gadałam! – Podniosłam głos, podnosząc się z kanapy. – Chciałam się tylko dowiedzieć kilku rzeczy! Nie mówiłam, że to robię z kimkolwiek! Po prostu byłam ciekawa JAK to się robi, jasne?! To tak jak z twoją nauką u Moody'ego!

- Alex, ciszej! – Skarciła mnie blondynka, rozglądając się nerwowo. – To nie to samo.

- Jak nie?! Jesteś rządna wiedzy, chcesz nauczyć się, jak być Aurorem. Czy to znaczy, że jesteś kujonką?

- Chyba tak – odparła niepewnie dziewczyna.

- Przestań! – Ostrzegłam ją, wyciągając przed siebie palec wskazujący. – To znaczy, że jesteś ambitna!

- Ty też chciałaś być AMBITNA? – Podkreśliła ostatnie słowom, unosząc brwi. – Alex, wiesz że cię kocham, że w milczeniu znoszę twoje narwane pomysły, ale tym razem mogłaś dać sobie spokój. Skoro niepotrzebna ci była ta wiedza, mogłaś milczeć! W szczególności przy Angelinie!

- Myślałam, że dalej się kumplujemy! – Westchnęłam, pocierając prawe ramię.

Kątem oka zauważyłam, jak Harry i Ron starali się do nas podejść od kilku minut, ale po tym jak wstałam i wybuchłam na Klarę, zamarli w bezruchu, nie wiedząc co dalej.

- Czego?! – Warknęłam w ich kierunku, zakładając ręce na piersi. – Nawet mnie nie wkurwiajcie, że wierzycie w te brednie, bo dostaniecie klątwą ode mnie prosto w twarz!

- Ja nie wierzę Angelinie! – Powiedział szybko Harry, unosząc ręce w geście poddania. Zerknął tylko na Rona, który pokiwał energicznie głową, wykonując ten sam gest co jego przyjaciel.

- Nie ukrywam, czasami sobie o tym myślałem... - zaczął Ron, ale widząc moją minę, postanowił jednak nie kończyć zdania. – Chyba tylko w pornolach tak robią, co nie?! – Szturchnął szybko Harry'ego, który nie miał pojęcia, co mu odpowiedzieć.

- Idę się pouczyć! – Odezwała się nagle Klara, czerwieniąc się mocno. – To za dużo, jak na mnie. Alex, idziesz?

- Nie – warknęłam. – Muszę stąd wyjść. Muszę coś zrobić, nie mogę siedzieć bezczynnie!

- Nie rób nic głupiego! – Ostrzegła mnie przyjaciółka, wbijając mi palec w obojczyk. Syknęłam cicho z bólu, ale nie odepchnęłam jej. Po prostu ją wyminęłam, ruszając do dziury w portrecie. Plotka o mnie rozeszła się jak błyskawica po wszystkich domach. Obawiałam się, że mogła także dojść do Snape'a, dlatego musiałam z nim jak najszybciej porozmawiać i rozwiać wątpliwości. Mężczyzna akurat wchodził do lochów. Kiedy do niego podeszłam, zmierzył mnie nieprzychylnym spojrzeniem, nie zatrzymując się nawet na sekundę.

- Profesorze, chciałam porozmawiać o poniedziałkowych zajęciach – powiedziałam głośno, obserwując grupkę drugoklasistów zmierzających tą samą drogą, co Snape. Próbowałam dotrzymać mu kroku, ale nauczyciel szedł jak burza przed siebie. Wszyscy uczniowie usuwali mu się z drogi, jakby bali się jakiegokolwiek kontaktu z nim.

- Lamberd jest sobota – odparł, stając w końcu przed drzwiami od gabinetu.

- To bardzo ważne – nacisnęłam. Snape warknął coś pod nosem, rozejrzał się po lochach i otworzył drzwi, wpuszczając mnie do środka.

- Jeżeli to takie ważne, zapraszam – odparł z jadem w głosie.

Gdy znaleźliśmy się już w środku, mogłam przestać udawać, że interesują mnie jakieś tam zajęcia i zapytać Snape'a prosto z mostu o plotki, jakie chodziły po Hogwarcie. Jednakże, nim otworzyłam usta, mężczyzna postanowił pierwszy się odezwać.

- Nie interesuje mnie to, co i z kim robisz, Lamberd.

- Czyli już wiesz? – Jęknęłam. – To nie jest tak jak myślisz! To chodziło o ciebie! To tobie chciałam sprawić przyjemność i tylko zapytałam jednej dziewczyny, czy by mi nie powiedziała, jak to zrobić, żeby było dobrze! – Wykrzyknęłam na wdechu, podchodząc bliżej mężczyzny. Chwyciłam jego dłoń, chcąc przyłożyć do policzka, ale Snape sprawnie wywinął się spod tego dotyku. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca.

- Proszę cię, nie traktuj mnie tak – szepnęłam ze łzami w oczach. Brunet spojrzał na mnie jednym ze swoich mrocznych, wyprutych z emocji, spojrzeń.

- Jesteś bezmyślnym dzieckiem – warknął, podchodząc do swojego biurka. – Teraz żalisz się, jakby to wcale nie było twoją winą, ale skoro wygadujesz o takich rzeczach byle komu, to potem ponoś konsekwencje swoich czynów. Osobiście, nie obchodzi mnie to, komu obciągasz Lamberd, ale na przyszłość nie przychodź do mnie ze swoimi lamentami, bo chciałbym chociaż jeden dzień mieć spokoju od wszystkich kretynów uczęszczających do tej szkoły. Rozumiesz?

Mężczyzna usiadł za biurkiem, wyciągając z szuflady ciężki wolumin w czarnej oprawce.

- Teraz wyjdziesz i zamkniesz za sobą drzwi – dodał lodowatym tonem, otwierając księgę na zaznaczonej stronie.

- Myślałam, że...

- Już ci powiedziałem, że nie jesteś od myślenia – uciął krótko, mrużąc oczy. – Wyjdź.

Spuściłam głowę, czując łzy na policzkach i bez słowa opuściłam gabinet Mistrza Eliksirów. Oparłam się o pobliską ścianę, dając sobie chwilę na uspokojenie się, po czym wytarłam rękawem mokre policzki, spoglądając w stronę wejścia do domu Salazara Slytherina. Miałam nadzieję, że zaraz zza przejścia wyjdzie Lucjan, jednak on pojawił się z zupełnie innej strony.

- Szukałem cię – oznajmił na przywitanie, podchodząc bliżej. – Czemu tu stoisz? – Jego wzrok przesunął się ze mnie na drzwi od gabinetu Snape'a. Raz jeszcze przetarłam oczy rękawem, robiąc kilka kroków do przodu.

- Czekałam na ciebie – odparłam, starając się, aby mój głos brzmiał normalnie.

- A co ty płakałaś? – Zorientował się chłopak, kładąc dłoń na moim ramieniu. – To na mój widok, ma się rozumieć? – Poruszył gustownie brwiami, chcąc rozładować atmosferę. Uśmiechnęłam się do niego.

- To przez Angelinę.

- Ano tak, ale ja właśnie w tej sprawie miałem zamiar cię znaleźć – odparł, wyszczerzając się jak mysz do sera, po czym wyciągnął z kieszeni małe prostokątne pudełeczko, które wyglądem przypominało aparat fotograficzny. – Co powiesz na małą sesję fotograficzną?

- Ale, że jak? – Nie załapałam, wpatrując się w domniemany aparat. – Co masz na myśli?

- Porobimy kilka kompromitujących fotek Angelinie – wyjaśnił. – Akurat weszła z Weasleyem do Łazienki Prefektów, a ty chyba masz hasło do tego pomieszczenia, co nie?

Dopiero teraz zrozumiałam, o co chodziło Lucjanowi. Spojrzałam prosto w oczy chłopaka, wykrzywiając usta w mściwym uśmieszku.

- Genialne – szepnęłam.

- Tylko jest jeden problem. Jak się tam dostaniemy niezauważeni? – Ślizgon zaczął się zastanawiać, drapiąc lekko po brodzie. – Może będą tak zajęci sobą, że nas nie zauważą? – Rozłożył ręce.

- Wiem jak się tam dostać! – Pisnęłam podekscytowana. – Jesteś genialny!

- Nie przeczę, bo to prawda – odparł, prostując się jak struna.

- Idę do gryffindoru na chwilę. Spotkajmy się pod łazienką – poinstruowałam go i wybiegłam szybko z lochów wprost do wieży mojego domu. Harry i Ron w dalszym ciągu siedzieli w pokoju wspólnym, ale tym razem leżeli na dwóch przeciwległych kanapach i rozmawiali cicho. Gdy wpadłam do środka, podnieśli się do siadu ze zdziwionymi i przerażonymi lekko minami.

- Harry, pożycz mi Niewidkę – poprosiłam błagalnie, splatając dłonie w pięści.

- Co? Teraz? Po co ci?

- Proszę, pożycz! – Podeszłam do przyjaciela, niemalże na klęczkach. – To bardzo ważne!

- No dobra – westchnął chłopak, podnosząc się z kanapy. Spojrzał tylko na Rona, który wzruszył ramionami i pognał na szybko do dormitorium po pamiątkę, po swoim ojcu. – Tylko uważaj na nią.

- Jasne. Dzięki! – Pocałowałam go siarczyście w policzek, wybiegając z pokoju wspólnego.
Spotkałam się z Lucjanem pod Łazienką Prefektów. Wieczór był dość późny, ale jeszcze nie na tyle, by przejmować się ciszą nocną. Po zamku w dalszym ciągu chodzili uczniowie, a echo ich śmiechów i rozmów słyszalne było na różnych piętrach.

- Spójrz, co mam – odezwałam się na przywitanie, próbując unormować oddech, ponieważ przez całą drogę biegłam ile sił w nogach do Ślizgona. Wyciągnęłam złożoną pelerynę i rozwinęłam ją do samej podłogi. Lucjan chyba zorientował się, co mu pokazywałam, ponieważ otworzył ze zdziwienia usta.

- Skąd ją masz? – Zapytał podekscytowany, chwytając między palce delikatny materiał. – Prawdziwa?

- Owszem, prawdziwa, a skąd mam, to już nie interesuj się – odparłam, wystawiając mu język. Nie chciałam również mówić chłopakowi, że peleryna należy do Harry'ego. Nie byłam do końca pewna, czy Ślizgon nie wypapla tego swoim braciom ze Slytherinu. Przezorny, zawsze ubezpieczony, jak to powiadają mugole.

- Ale... one są rzadkością. Na świecie są może ze trzy takie peleryny – kontynuował chłopak, nie dając za wygraną. W dalszym ciągu wpatrywał się w płaszcz, jakby widział najpiękniejszą rzecz pod słońcem. – Wiesz, ile zajebistych rzeczy można zrobić dzięki tej pelerynie?

- Wiem – skinęłam głową – ale daj już spokój! – Założyłam płaszcz na nas oboje. Peleryna była dość szeroka, więc nie było problemu ze ściskiem, po czym wypowiedziałam hasło do łazienki, a zamek w drzwiach szczęknął, otwierając się. Weszliśmy po cichu do pomieszczenia, które po ostatnich wydarzeniach nie kojarzyło mi się zbyt dobrze. Para siedziała już w basenie, ale kurek z wodą w dalszym ciągu był odkręcony, a wokoło unosił się zapach balonowej gumy do żucia. W łazience było duszno i parno, co mogło spowodować, że zdjęcia nie wyjdą zbyt dobrze, ale miałam nadzieję, że Lucjan posiadał jakieś fotograficzne zdolności i uda mu się zrobić ostre i dobrze widoczne fotki.

- Musimy podejść bliżej – szepnął chłopak, po czym bez ceregieli chwycił mnie za rękę, podprowadzając bliżej basenu.

- Swoją drogą, skąd wiedziałeś, że Angelina tutaj przyjdzie? – Zapytałam po chwili, kiedy podeszliśmy bliżej krawędzi. Tym razem mogliśmy dostrzec parę w całej okazałości. Dziewczyna właśnie ściągnęła stanik i usiadła na chłopaku okrakiem. Skrzywiłam się lekko. – Dobra, rób to zdjęcie i chodźmy stąd! Nie mam ochoty na nich patrzeć!

- Czekam na odpowiedni moment – odparł Lucjan, uśmiechając się łobuzersko. – A co do twojego pytania, to najzwyczajniej w świecie śledziłem ją i podsłuchiwałem. Opowiadała swoim koleżankom z drużyny, że przez wpakowanie cię w takie rzeczy, sama nabrała ochoty.

- Serio tak powiedziała? – Zdziwiłam się, starając się nie spoglądać w stronę obściskującej się pary.

- Tak i dodała, że chyba przyjdą tutaj – kontynuował chłopak. – Wystarczyło ją potem śledzić, aż wejdzie z Weasleyem do Łazienki Prefektów.

Byłam mile zaskoczona, że Lucjan wziął sobie na poważnie całe zajście do serca i postanowił mi pomóc bez żadnych głupich tekstów czy innych denerwujących gadek. W tym czasie Angelina szepnęła coś na ucho Fredowi, a ten puścił do niej oczko, chwytając się brzegów basenu i podskoczył lekko, siadając na murku. Zupełnie nagi. Zakryłam szybko oczy rękoma, nie chcąc oglądać roznegliżowanego przyjaciela.

- Nie ma się czym chwalić. Mam większego – rzekł Ślizgon, przekrzywiając lekko głowę w bok. Spojrzał na mnie ukradkiem i zaśmiał się cicho. – Od kiedy jesteś taka niewinna?

- Nie mam ochoty patrzeć na niego, jak jest nagi! – Wyjaśniłam, sycząc cicho. Odsłoniłam oczy, ale mój wzrok nie powędrował już w stronę zakochanych.

- Kiedy właśnie nadszedł ten moment – podjarał się brunet, wyciągając z kieszeni spodni aparat. Nie musiałam nawet pytać o to, co Angelina robi, ponieważ głośne jęki Freda i ciche mlaskania dziewczyny były aż nadto słyszalne i świadczące o jednym.

- Merlinie, co ja tu robię?! – Jęknęłam przejęta, odwracając się tyłem. – Rób zdjęcie i spieprzajmy stąd!

- Nie chcesz się poduczyć? – Zapytał z przekąsem, puszczając do mnie oczko. Puściłam to pytanie mimo uszu, czekając aż w końcu Lucjan zrobi to, co planował. Nakierował swój aparat na parę w taki sposób, żeby było dokładnie widać kto jest na zdjęciu i pstryknął.

- Słyszałeś ten dźwięk? – Spytała nagle gryfonka, odrywając się od chłopaka.

- Hm? – Fred najwyraźniej nie kontaktował za bardzo. – Angela, skup się i nie przerywaj. Wiesz, że tego nie lubię.

- No dobra, ale potem mi się odwdzięczasz.

Kiedy gryfoni rozmawiali ze sobą, my szybko wyśliznęliśmy się z łazienki, zamykając za sobą drzwi. Gdy już znaleźliśmy się na korytarzu, ściągnęłam nam z głowy kaptur i zaśmiałam się donośnie, klepiąc chłopaka po plecach.

- Udało się! – Klasnęłam w dłonie uradowana. – Jesteś cudowny!

- Dopiero teraz to zauważyłaś? – Zdziwił się chłopak, zarzucając swoją czupryną do tyłu. Od wilgoci, jaka panowała w łazience, jego włosy trochę mu oklapły, opadając na czoło. Lucjan przeczesał je palcami, a następnie wyciągnął zza pleców dwie, mikroskopijne butelki whisky, które powiększył po chwili zaklęciem do normalnych litrowych rozmiarów.

- A to po co? – Zainteresowałam się.

- Musimy oblać zwycięstwo! – Odparł wesoło, potrząsając alkoholem w dłoniach. – Z samego rana zrobię z tysiąc kopii fotek i porozwieszam, gdzie się da.

- Genialne. I za to chyba się napije! – Wyciągnęłam mu z dłoni butelkę. Z powrotem zarzuciłam na nas kaptur, po czym postanowiliśmy zejść na niższe piętro, żeby przypadkiem Angelina nas nie przyłapała za blisko ich miejsca schadzek.

Usiedliśmy na jednym z pustych już korytarzy pod ścianą i zakryci niewidką otworzyliśmy pierwszą butelkę. Upiłam jako pierwsza trochę trunku, krzywiąc się przy tym okropnie i wręczyłam alkohol chłopakowi.

- Mam nadzieję, że zdjęcie wyszło idealnie – westchnęłam, opierając głowę o zimny marmur.

- Będzie dobrze, zobaczysz. Zaufaj mi.

- Trochę zapunktowałeś, ale to nie znaczy, że od razu mam ci ufać we wszystkim! – Odparłam, mrużąc oczy, a następnie zaśmiałam się donośnie. Lucjan przyłożył palec do swoich ust, dając mi znak, żebym była troszeczkę ciszej. Z boku cała ta sytuacja musiała nieco dziwnie wyglądać. Po korytarzu roznosiły się nasze głosy i śmiechy, a nikogo nie było widać. Jakby jakiś Poltergeist nawiedził to piętro.

Ponownie sięgnęłam po łyka.

- Traktuj to, jako pierwszą randkę – mruknęłam, przyglądając się dokładnej nazwie alkoholu.

- Co?! – Wykrzyknął zdziwiony Ślizgon. – Jestem nieprzygotowany do tego! Nie mam gumek, chociaż alkohol, żeby cię upić jest.

- Nie żartuj tak! – Prychnęłam, uderzając go lekko w ramię. – Ale mówię serio, to twoja pierwsza randka – dodałam i ponownie upiłam łyka, zapominając o Lucjanie.

- Alex, nie za szybko – ostrzegł mnie, wyrywając butelkę. – Nie pozwolę, żeby moja randka skończyła się po 5 minutach, bo szanowna panna Lamberd się zaleje w trupa!

- Mademoiselle Alex – poprawiłam go, używając francuskiego języka i ponownie się zaśmiałam. Od dawna nie czułam się tak dobrze. Przebywanie z kimś w podobnym wieku do mnie, z kimś kto mnie szanował, rozśmieszał a nawet próbował zarywać, było bardzo miłe. Nagle przypomniałam sobie dzisiejsze popołudnie, kiedy to Snape potraktował mnie jak kretynkę, której uczucia nic dla niego nie znaczą i posmutniałam. Lucjan widząc moją nagłą zmianę nastroju, szturchnął mnie w ramię.

- Co jest? – Zainteresował się, upijając kolejnego łyka. – Co się stało?

- Pojebane to wszystko – jęknęłam, wykonując ten sam gest butelką, co on.

- Nie martw się. Jak wszyscy zobaczą, że to Angelina ciągnie druta, to dadzą ci spokój i przerzucą te oskarżenia na nią samą. Będą myśleli, że chciała się wybielić, czy coś. Nie dołuj się. To nasza pierwsza randka, nie pozwalam ci być smutną!

- A co? Randki mają odgórnie jakieś ustalone wytyczne? – Uśmiechnęłam się na nowo.

- Moje tak. – Lucjan pokiwał głową, przysuwając się do mnie bliżej. – Teraz będziemy się całować, a potem znajdziemy sobie jakieś odludne miejsce na seks, co?

- Czasami nie wiem, czy żartujesz, czy mówisz poważnie – burknęłam, stukając się palcem po czole.

Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym, nie zdając sobie sprawy, że powoli zbliżała się północ. Od kilku godzin żaden z uczniów i nauczycieli nie przewinął się przez korytarz, a my w dalszym ciągu byliśmy głośni, a na dodatek dość pijani. Właśnie zaczynaliśmy otwierać drugą butelkę whisky.

- My przynajmniej nie unosimy się honorem jak wy! – Krzyknął Lucjan, wymachując butelką na lewo i prawo. – Wiemy, kiedy trzeba się ulotnić, żeby nie mieć przejebane, a wy... pieprzeni gryfoni...

- Ej, wypraszam sobie! – Warknęłam, próbując zatkać mu usta ręką, ale nie mogłam trafić dłonią w jego usta. Klepnęłam go więc w pierś, czując pod palcami napinające się mięśnie.

- Jestem seksowny, wiem o tym – stwierdził chłopak, poruszając brwiami. – Treningi Quiddicha zrobiły resztę.

- Ja nie mam mięśni, a też gram w Quiddicha – mruknęłam, podwijając koszulkę. Pokazałam chłopakowi płaski, biały brzuch, oglądając go z każdej strony. Ślizgon zapatrzył się na moje ciało przez chwilę z szeroko otwartymi ustami. – Teraz nie gram, może dlatego nie mam mięśni.

- Myślę, że możemy coś na to zaradzić – mruknął, wziął łyka i czknął głośno, próbując podnieść się z podłogi. – Wstawaj, bo peleryna spadnie!

- Nigdzie nie idę – jęknęłam, czując że zbiera mi się na płacz. – Może dlatego on mnie nie chce, bo nie mam pieprzonego kaloryfera! – W dalszym ciągu miałam podwiniętą koszulkę, a mój umysł zaczął się rozluźniać, przez co nie kontrolowałam tego, co mówiłam.

- Ja cię chcę! Nawet bez kaloryfera, ale chodź wyrobimy go na boisku. Zagramy mecz, co ty na to?

- Mam szlaban od PIEPRZONEGO Snape'a – zaakcentowałam przedostanie słowo. – Na nic mi nie pozwala! Jebany sadysta. On chce, żebym zwariowała, żebym go błagała! I tak pewnie zrobię, bo już nie wytrzymuję!

- To tylko głupie latanie na miotle. – Lucjan przestał już podawać mi alkohol i sam skupił się na wypiciu większości. – Ale chodź, może uda mi się znaleźć jakąś miotłę, to sobie polatasz.

Chłopak podał mi rękę, abym wstała, gdy nagle usłyszeliśmy hałasy z prawego skrzydła korytarza. Zamarliśmy, wyczekując, ponieważ dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze, aż w końcu zza rogu wyłoniła się jakaś para. Przyłożyłam wyprostowaną dłoń do czoła, jakbym próbowała zrobić daszek chroniący przed słońcem i zmrużyłam oczy.

- Do cholery, Amber! – Syknął Draco Malfoy, trzymając rękę dziewczyny przewieszoną przez swoje ramię. – Kto ci kazał tyle pić?!

- Lub...oje... ond włosy – wybełkotała nastolatka, opuszczając głowę.

- Co jest, kurwa?! – Szepnęłam cicho do Lucjana, chwiejąc się na nogach. – Czemu ona nie jest w piżamie?!

- Serio, to jest największy problem? – Zaśmiał się chłopak, marszcząc brwi. – Czemu oni są razem? Może też chcą polatać na miotle? Idziemy za nimi?

- Ale po cichu – zachichotałam. – Zrobimy im niespodziankę. – Opuściłam w końcu koszulkę, ponieważ w dalszym ciągu była podwinięta i ruszyliśmy za Ślizgonem i Gryfonką.

- Doprawdy... - prychnął Malfoy, przewracając oczami. – Wolałem, jak byłaś trzeźwa. Co ja mam z tobą teraz zrobić?! Nie mam ochoty się zabawiać z kłodą! To się mija z celem!

- Widzisz? – Szturchnął mnie Lucjan. – Chcą zagrać mecz, ale co to kłoda? Zmienili zasady Quiddicha?

- Skąd mam wiedzieć – wzruszyłam ramionami, wyrywając butelkę chłopakowi. – Przeginasz! Też mam prawo się napić, to w końcu moja randka! Masz mnie traktować z należytym szacunkiem.

- Szacunek szacunkiem, ale zaraz padniesz jak Amber – mruknął, wskazując na ,w dalszym ciągu, prowadzoną dziewczynę przez Dracona.

- Wygląda jak zwłoki – stwierdziłam.

- Bo to są zwłoki, chodzące.

Wybuchliśmy śmiechem, a następnie przyłożyliśmy dłonie do ust, zakrywając je szybko i znieruchomieliśmy.

- Kto tu jest?! – Warknął podenerwowany Draco, wyciągając szybko różdżkę. Odsunął się od Klary, która doczłapała do ściany, osuwając się po niej powoli. – Kto tu, kurwa, jest?!

W dalszym ciągu siedzieliśmy cicho, chociaż umieraliśmy ze śmiechu.

Nagle na korytarzu rozbrzmiał dźwięk uderzającej laski o podłogę. Spojrzałam na kilka drzwi po jednej stronie ściany, zauważając wśród nich te konkretne z tabliczką profesora Moody'ego. Klara również musiała usłyszeć dźwięki laski, ponieważ uśmiechnęła się do siebie, mamrocząc pod nosem coś o ćwiczeniu, dotyku i zadaniu domowym. Zupełnie nie wiedziałam, o co jej chodzi. Draco po kilku sekundach również domyślił się, kto się zbliżał i szybko uciekł z korytarza, jak zwykł to robić.

- Musimy spierdalać – szepnął Lucjan, ciągnąc mnie za rękę. Wziął raz jeszcze pokaźnego łyka, wręczył mi butelkę, z której także skorzystałam, a następnie schowaliśmy puste szkło za plecy na wpół siedzącej, na wpół leżącej, dziewczyny.

- Ona i tak już jest pijana, to bez różnicy ile wypiła – skomentowałam, widząc pytająca minę Lucjana. Puściłam chłopakowi oczko.

– To co, idziemy na boisko?

- Muszę wyrobić mięśnie! – Warknęłam, na nowo pokazując brzuch chłopakowi. – To bardzo ważne dla całego Hogwartu i wszystkich ocen z Eliksirów.

- Chyba z Latania – poprawił mnie Lucjan, ponownie czkając.

Zaczęliśmy się kłócić o Quddicha, w zupełności zapominając o zbliżającym się nauczycielu, który nagle podszedł do nas i odkaszlnął głośno. Stanęliśmy jak wryci, na nowo nieruchomiejąc. Byliśmy przekonani, że mężczyzna nas nie widzi, ale ten wpatrywał się magicznym okiem prosto we mnie, a następnie przeniósł wzrok na Klarę.

- Merlinie, co się tu do licha stało?! – Warknął zdenerwowany, podchodząc do blondynki. Nachylił się nad nią, klepiąc po policzkach. – Ona jest pijana! – Wściekł się. – Bole, to twoja sprawka?!

- Cśś – szepnęłam do Lucjana, na nowo przykładając palec do ust.

- Alex, co ty wyprawiasz?! – Zezłościł się.

Nie minęła chwila, a z ciemności wyłonił się kolejny nauczyciel – Snape. Ubrany w swoje codzienne szaty, z wyciągniętą przed siebie różdżką.

- Co tu się wyprawia? – Zapytał spokojnym tonem, obserwując Moody'ego, a następnie leżącą na ziemi Klarę. – No, no. Któż by pomyślał? Pijana?

- Pijana to mało powiedziane! – Warknął drugi profesor, uderzając z całej siły laską o podłogę, a następnie podszedł szybko do nas, aż cofnęliśmy się pod ścianę i siłą zdarł z nas pelerynę. – Ci również!

Poczuliśmy powiew zimnego powietrza na twarzy. Lucjan obciągnął mi szybko ubranie, żeby żaden z nauczycieli nie spoglądał na mój brzuch, po czym na nowo czknął.

- Nie robimy nic złego – mruknął szybko chłopak.

- Byliśmy na randce! – Wypaliłam nagle, wpatrując się uparcie w Snape'a, który unikał mego wzroku jak ognia. Wpatrzony był za to w prawie nieprzytomną Klarę, która w dalszym ciągu mamrotała coś pod nosem.

- Dot...kałam się prze..ż, ale nie umiem...

- Trzeba ją stąd szybko zabrać, bo plecie już same głupoty – westchnął nagle Moody, pocierając ręką o skroń. Wyglądał na lekko przejętego całą tą sytuacją. Sięgnął szybko za pazuchę po swój napój i upił.

- To wódka? – Spytałam, chcąc sięgnąć po piersiówkę, ale mężczyzna zabrał szybko rękę.

- Dziewczyno, nie żartuj sobie! Snape, co z nimi robimy?

- Właśnie? – Zagadnęłam i również czknęłam. – Co z nami zrobi pan profesor? Zapewne zwyzywa od kretynek i idiotek, a następnie wykopie na zbity pysk! – Krzyknęłam na koniec, czując ponownie łzy pod powiekami.

- Alex... - Lucjan chwycił mnie za ramię. – To tylko Quiddich.

Profesorowie spojrzeli po sobie zdziwieni, ale obaj wyglądali, jakby mieli zaraz wybuchnąć i zrównać nas z ziemią. Tylko niczego nieświadoma Klara miała, na razie, spokój... 

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz