~ Marinette's pov ~
- Marinette? Wszystko okej?
Zamrugałam kilkukrotnie, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
- Wiesz co, Tikki? Chyba tak. Pierwszy raz, odkąd dowiedziałam się o tej cholernej chorobie, naprawdę jest okej - uśmiechnęłam się, zakładając kosmyk peruki za ucho.
Moje włosy już nieco odrosły, ale nadal nie czułam się za pewnie, żeby opuścić dom bez peruki. Dalej niewiele osób wiedziało o moich przejściach i stwierdziłam, że póki co tak zostanie.
Po miesiącu odpowiedzialnego i jakże dobijającego siedzenia w domu, w końcu mogłam wyjść. Oficjalnie byłam u babci, która ciężko chorowała ostatnimi czasy i potrzebowała osoby, która pomoże jej w codziennym życiu, dopóki nie znajdziemy dla niej opiekunki.
Nauczyciele musieli ostatecznie zostać poinformowani o mojej chorobie, żebym miała jeszcze jakąkolwiek możliwość ukończenia tego roku razem z przyjaciółmi. Zostali też poproszeni, aby informacja nie rozeszła się po całej szkole i faktycznie do tego nie doszło. Skąd to wiem? Otóż Adrien co jakiś czas pisał, co u mnie słychać i jak się czuje babcia.
- Idziemy? - zagadnęło mnie kwami.
- Idziemy - znowu się uśmiechnęłam i zarzuciłam plecak na plecy.
Opuściłam budynek i wzięłam głęboki wdech, czując, jakby minęło nie wiadomo ile lat, odkąd bez żadnej czarnej myśli z tyłu głowy wyszłam z domu. A to był zaledwie miesiąc dochodzenia do siebie po przeszczepie i późniejszej chorobie.
- Byłam pewna, że Luka będzie na ciebie już tutaj czekał - zasugerowało z ukrycia kwami.
- Otóż... Nie wie, że dzisiaj jest ten dzień. Powiedziałam mu, że ten dzień będzie dopiero jutro.
- Maaarinette! - Tikki odezwała się do mnie karcącym tonem.
- Oj no, daj spokój. Chcę mu zrobić niespodziankę, puściłam jej oczko.
Szłam powoli przed siebie, kierując się w stronę budynku szkoły. Było to niesamowite uczucie - móc w końcu wyjść na zewnątrz, bez żadnych zmartwień i barier.
Izolując się od wszystkich, miałam możliwość unikania wszelkiego rodzaju bakterii i wirusów tak, aby mój organizm mógł w pełni dojść do siebie. Pomagały mi w tym też wizyty domowe Damiena (który swoją drogą również wyglądał coraz lepiej). Dzięki nim, albo raczej przez nie, nie miałam już jakichkolwiek wymówek na to, żeby opuszczać dom.
Kiedy narzucił mi kwarantannę miesiąc temu, mieliśmy rozmowę, w której wytłumaczył mi, skąd u niego takie zmęczenie. Dużo rozmawialiśmy w trakcie jego wizyt - on pocieszał mnie swoim towarzystwem, a ja starałam się podnosić go na duchu w związku z trudną sytuacją u jednej z jego pacjentek.
- O, o wilku mowa - spojrzałam na wyświetlacz telefonu, czując jak wibruje mi w dłoni. - Tak, Damien?
- Udało się, Marinette! Przeszczep się przyjął. Wygląda na to, że wszystko będzie okej - miałam wrażenie, że krzyczał z radości przez słuchawkę.
- To super wiadomość - uśmiechnęłam się, znowu, czując łzy szczęścia w oczach. - Mówiłam, że jesteś najlepszy.
- Hej, bez ciebie bym tego nie ogarnął. Swoim gadaniem faktycznie sprawiłaś, że uwierzyłem, że może się udać - westchnął z ulgą. - A jak tam u ciebie? Dzisiaj wielki dzień, co nie?
- Tak! - ucieszyłam się. - Czuję się, jakbym nie widziała ich wszystkich przez rok albo i dłużej.
Pomijając dwóch takich, co odwiedzali mój balkon. I to dosyć często. Ale tego nie musi wiedzieć.

CZYTASZ
Marinette? Are you okay?
FanficTak wiele przede mną, a tak mało mam czasu. Czy wszystko okej? Tak - tak Ci odpowiem. Ale prawda jest zupełnie inna. Chcę mojego starego życia... ~~~~ ▪ ~~~~ Wydarzenia mają miejsce, kiedy to Marinette skończyła już 17 lat. Pierwsze opowiadanie, w...