Rozdział 1

1K 60 32
                                    

Kasamia wierciła się wściekle, próbując znaleźć wygodną pozycję do spania z bratem owiniętym wokół niej, jak z boa dusicielem.

Ona i jej bliźniak Lukas mieli już po jedenaście lat, a on nadal upierał się przy tym żeby spali razem, jak wtedy kiedy byli bardzo mali, a w całym budynku padło ogrzewanie. Właściwie od tego momentu nieustannie i niezrażenie owijał się wokół niej jak koc, którego nie dało się zrzucić. Nie cierpiała tego, że był aż tak straszną przylepą, a co gorsza niesprawiedliwy los sprawił, że był taki tylko w stosunku do niej.

Nie wiedziała dlaczego. Zwłaszcza, że warczała na niego za każdym razem, gdy to robił. Dlaczego musi być taki nieznośny?! - irytowała się wewnętrznie, jednocześnie podpierając się na palcach i próbując strącić go z pleców.

Kiedy była młodsza, aż tak bardzo jej to nie przeszkadzało, ale teraz... nie rozumiała dlaczego Lukas zachowywał się jak jej bliźniak syjamski. Za dnia łaził za nią krok w krok i prawie nie rozmawiał z nikim innym, choć w zasadzie nie znali zbyt wielu osób. Tylko oziębłych naukowców, swoją cichą starszą siostrę Arię i rodziców, którzy nie mieli nawet prawdziwych imion, poza standardową numeracją.

Każdemu mutantowi nadawano numerację, czyli indywidualny ciąg liczb i znaków po którym można było go zidentyfikować. 

Rozumiem do czego potrzebna im była numeracja, ale czy nie mogą zachować tego do dokumentów? Dlaczego ignorują fakt, że niektórzy, tak samo jak ja, mają prawdziwe imiona?

- Odczep się, pijawko! - warknęła, wyrywając się z uścisku brata, a ten zamrugał sennie, ścigając za nią dłońmi.

- Kasamia? Co... dlaczego tak wcześnie? - wymamrotał sennie. - Przecież jeszcze nie wzeszło słońce - jeszcze śmiał mieć do niej pretensje.

- Tak, nie jestem zmęczona - powiedziała, wstając i piorunując go wzrokiem. - Chyba będziesz musiał znaleźć sobie inną przytulankę! - rzuciła przez ramię.

Nie była wredna... może po prostu przewrażliwiona i zmęczona tym... wszystkim? Możliwie, w końcu miała już 11 lat i nigdy nie widziała prawdziwego świata.

Podeszła do okna i pociągnęła za klamkę, wpuszczając chłodne, przesiąknięte zapachami powietrze. Kochała to uczucie. Ono zawsze przynosiło na myśl tajemnicę, ciepło i komfort; wszystko czego jej brakowało w tym zimnym, bezlitosnym i znanym na wylot miejscu. Chciała zobaczyć trochę świata i nacieszyć się tymi małymi rzeczami, o których czytała w książkach. Miała wielkie marzenia; wiele WIELKICH marzeń, ale nikt z wyżej ułożonych nie ufał jej na tyle, aby pozwolić jej je spełnić.

Gdyby nie kraty w oknach, nie musiałabym czekać na niczyje pozwolenie - pomyślała, jednocześnie wychylając się i próbując dostrzec coś więcej, niżeli betonowe ściany i druciane ogrodzenia. Co prawda na dworze nadal było ciemno i niewiele widziała, ale może... tylko może, tym razem kiedy wzejdzie słońce, zobaczy coś więcej. Wystarczy być cierpliwym, a cierpliwość zarówno jak i opanowanie są cnotą - jak zawsze powtarzała jej matka.

Cierpliwość, bo któregoś dnia ludzkość wychwali ich gatunek w niebiosa - w końcu to ich przeznaczeniem było zgładzić Dympiry. Opanowani musieli być zaś z kolei, żeby zdobyć zaufanie i szacunek tych, którzy ich stworzyli, a ci... traktowali ich gorzej niż podłogę. Poza tym była jeszcze kwestia amoku i furii...

Podskoczyła, kiedy nagle coś mięciutkiego otuliło jej ramiona i plecy. Krańcem oka dostrzegła niebieski, lekko podniszczony materiał ich jedynego koca.

- Może się przydać - rozpoznała głos Arii. - Na dworze, wciąż jest bardzo zimno.

- Widzisz coś więcej? - szepnęła z nadzieją, wskazując na mury.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz