Rozdział 71

120 19 8
                                    

- Jak ty to zrobiłaś? – pytanie Oleandry było szeptem. Szeptem, który by przeoczyła, gdyby mroczne echo nie powtórzyło go kilkukrotnie.

Siedziały plecami do siebie, oparte o jedną z kamiennych mumii. Skamieniały mężczyzna stał na baczność, jakby gotów stawić czoła przeznaczeniu, ale jego twarzy wykrzywiał dziwaczny grymas.

Czasami jednak cieszyła się, że była tym całym przepowiedzianym księżycem i Dympiry nie mogły jej zmienić w kamień. Pozycje, w których zostali złapani niektórzy ludzie były żenujące.

Oleandra całkiem ją zaskoczyła. Odkąd tutaj przybyły tylko szlochała i pociągała nosem, a więc Kasamia zostawiła jej przestrzeń do ochłonięcia. Początkowo planowała się wymknąć, ale jakoś tak... z podrapaną twarzą i krwią, która spływała kroplami po jej ciele i dostawała się pod ubrania... jej się odechciało. Swoją drogą, okazało się, że zwyczajne ubrania spisały się lepiej, niż jej ochronny strój. Nie wiedziała czy to dlatego, że SOON poskąpiło na materiałach, czy dlatego, że materiał nie był, aż tak bardzo napięty i dopasowany do jej ciała.

Wtem dotarło do niej, że powinna coś odpowiedzieć:

- Co masz na myśli? Jak zrobiłam... co?

Oleandra wysmarkała w coś nos, zanim odpowiedziała:

- Jak zabiłaś Dympira? Myślałam, że to niemożliwe, ...a przez większość walki miałam zamknięte oczy. Widziałam tylko, że padł i zniknął. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś z AŻ robił coś takiego.

- Ja... – żal ścisnął jej serce, nie chciała wracać do tamtego momentu. – Nie jestem pewna – skłamała. Może lepiej byłoby zachować tę wiedzę dla siebie. Co by to było, gdyby ludzie sami zaczęli zabijać Dympiry?...Jakoś. Jedno to jej nieprzyklepany sojusz z Wiatrem, a drugie, znacznie ważniejsze, Dympiry niczym tutaj nie zawiniły. Były tylko marionetkami stworzonymi do służenia. Nie mogły podejmować własnych decyzji.

- Nie rozumiem, jak możesz tego nie wiedzieć – nawet jej nie widząc, słyszała jej zdziwienie. – Co zrobiłaś? Przyjaciółce nie powiesz?

- Szybko działasz.

- Znam swoje miejsce – poprawiła. – Przyjaciółki dzielą się wszystkim.

- Naprawdę? Mogę zacząć opowiadać ci kompletne głupoty – zagroziła, tłumiąc śmiech. – Nie wiem czy twój inteligentny mózg to zniesie...

- Masz rację, chyba wolę fakty. Więc..?

- Więc co?

- Jak to zrobiłaś? – nie brzmiała już na pogrążoną w rozpaczy.

Zawahała się.

No bo, w sumie, co w tym złego, że powie jednej niegroźnej Oleandrze? ...Oleandrze, która być może podzieli się tym z kimś jeszcze. Na przykład ze swoim ojcem. William na bank przekażę to Hermanowi, a Herman Feniksie i...i... – przed oczami miała ciemny pyszczek Koszmara. Patrzał na nią z wyrzutem, a kiedy przyjrzała się tej wizji, dostrzegła, że się rozmywa, a w jego klatce piersiowej jest wielka, ciemna dziura i... Feniksa trzyma jego serce. Ludzie zbiegli się wokół i okrzyknęli ją najlepszą superbohaterką. Ona zaś mogła tylko patrzeć. Nie mogła nawet pokazać, że ją to dotknęło (powinna wręcz udawać, że się cieszy), a co dopiero podejść.

Ścisnęło ją w dołku i momentalnie poczuła łzy na policzkach. Szybko je przetarła, przypadkowo brudząc rękaw krwią. Westchnęła:

- Uderzyłam i... to chyba było jakieś czułe miejsce. Może każdy Dympir ma takie? – zasugerowała nieprzekonująco. – Jeśli możesz, nie mów nikomu, że to się stało, dopóki... – szukała wymówki. – Sama nie odkryję jak, dobrze?

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz