Rozdział 52

162 25 9
                                    

Po powrocie do swojego pokoju Kasamia padła na łóżko i była gotowa użalać się nad sobą przez resztę tego piekielnego dnia (albo życia). Na początku musiała być w jakimś szoku, bo niby jak inaczej wytłumaczyć to, że nie zauważyła, jak bolesny był każdy ruch.

Oh, ile by dała teraz za swoje zwyczajne, stare moce... przywołałaby regenerację i byłoby po sprawie. Tak naprawdę nigdy nie musiała mierzyć się z bólem przez dłuższy czas. Ból był wkurzający.

- Czy ty w ogóle potrafisz dziękować? – Czuła na sobie spojrzenie Życia. Jeszcze jej tu brakowało... – Uratowałam twoje istnienie. Znowu.

- Ta, jasne, jasne... – burknęła. – Przyślę ci kartkę z podziękowaniami.

- Naprawdę?

- NIE! – walnęła głową w poduszkę.

- Wyglądasz nieswojo – materac ugiął się, kiedy na nim usiadła. – Chcesz żebym uleczyła twoje rany?

- A możesz to zrobić? – Kasamia prychnęła z pogardą. – Z tego co wiem, twoje moce są tak stabilne, jak domek z kart, które w dodatku wywiało. Zresztą, nie ma o czym mówić. SOON zobaczy mnie bez ran i co sobie pomyśli? Oczywiście, że ich oszukałam i nie wzięłam tego śmierdzącego tłumika, a wtedy co zrobią? Zabiją mnie i Arię. Powinnaś się była domyślić!

Przez kilkanaście sekund panowała niezręczna cisza.

- Zakrwawiasz prześcieradło – skomentowała w końcu. – Niektóre z ran wciąż krwawią – wyjaśniła, jakby Kasamia nie zrozumiała za pierwszym razem. – Zamierzasz coś z tym zrobić?

- Feniksa dała mi apteczkę, która wisiała w holu... – dwoiło jej się przed oczyma, więc przymknęła powieki. – Ale nie chcę mi się tym teraz zajmować. Chcę spać – słyszała jak Życie krząta się gdzieś w tle, ale nie przejmowała się tym dopóki plastikowa apteczka nie uderzyła ją w głowę. – Auć! – uklękła i próbowała namierzyć ją wzrokiem. Prawie spadła z łóżka, kiedy zdała sobie sprawę, że ta siedzi za nią.

- Jesteś zmęczona, bo straciłaś dużo krwi. Dympiry o mało cię nie rozszarpały – zbyteczne przypomnienie. Prychnęła. – Jakim cudem przetrwałaś tyle czasu bez tak podstawowej wiedzy?!

- To nie tak, że o tym nie wiedziałam – przewróciła oczami, jednocześnie motywując się do otwarcia apteczki i zobaczenia co jest w środku. – Po prostu ciężko mi się teraz myśli. Poza tym, wtedy miałam supermoce. Nie przejmowałam się ranami, bo w kilka minut już ichnie miałam – wzięła do ręki pierwszy przedmiot i natychmiast odłożyła go z powrotem. Jak zwykle tony niepotrzebnego nikomu szmelcu. Pokopała trochę i odnalazła jedyną rzecz, której potrzebowała. Bandaż. Właśnie zaczęła go rozwijać, kiedy Życie bez uprzedzenia wyrwała jej go z ręki:

- Najpierw je zdezynfekuj – poinstruowała, a widząc jej zmieszanie wyciągnęła za środka jakąś buteleczkę. – Masz, polej tym rany.

- A ty jak zwykle wszystko komplikujesz – otworzyła buteleczkę i niestarannie spryskała rany. – Już. Co teraz mam począć? O wielka wyrocznio...

Przestań być wredna, może wtedy więcej osób zacznie cię lubić – takiej riposty to się nie spodziewała. – Ta pod obojczykiem wygląda najgorzej. Podnieś ręce, spróbuję ją opatrzyć.

Posłusznie, choć nie kryjąc niechęci, wykonała polecenie.

- Myślałam, że to oczywiste, ale zdajesz sobie sprawę, że musisz ściągnąć koszulkę? – teraz jeszcze sobie z niej kpiła.

- Wiesz co? Idź sobie! Sama sobie ze wszystkim poradzę – próbowała wyrwać jej bandaż, ale wciąż czuła się na to zbyt słaba. Życie położyła swoją dłoń na jej. Kasamia warknęła i wyrwała jej swoją.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz