Rozdział 67

127 21 20
                                    

Co za noc! – pomyślała, kiedy półprzytomna wlekła się korytarzem do łazienki. Po całym tym stresie długo nie potrafiła zasnąć. Właściwie to nie była pewna czy naprawdę spała, czy jedynie przeleżała kolejnych 5 godzin z zamkniętymi oczami. Całe szczęście, że Wiatr mógł to wszystko cofnąć. Kto wie, co by się stało, gdyby było inaczej? Może czułaby się coraz gorzej, a może... Ciekawe, co na to przepowiednia? Podobno nie mogła przegrać, więc może to także było zaplanowane.

Kasamia szybko załatwiła swoje sprawy i marszcząc nos, opuściła kabinę. Nie lubiła tego pomieszczenia; najbardziej przypominało jej o laboratorium. Stanęła przed lustrem i dopiero teraz przypomniała sobie, że pozwoliła Wiatrowi ściąć grzywkę (Cóż, w natłoku innych wydarzeń, to naprawdę traciło znaczenie). Przejechała palcami po równiutkim cięciu i przyjrzała się twarzy. Serce nagle jej się ścisnęło, a łzy groziły wypłynięciem. Poczuła się zatracona w wirze czasu, gdzie cienka granica między przeszłością, a teraźniejszością wyraźnie się zaciera. W tym momencie wiedziała już, że to był błąd, ponieważ spoglądała w swoje wymizerniałe odbicie i nie widziała w nim tylko siebie. Od zawsze była święcie przekonana, że jeśli chodzi o urodę, to podążyła za ojcem; dosłownie kilka dni temu powiedziała tak Oleandrze, teraz jednak prawie że zaniemówiła, widząc w lustrze mutantkę tak podobną do swojej zmarłej matki. Ten kształt twarzy, ust, a nawet długość zwierzęcych uszu była- czekaj, co?! Uszy, jej zwierzęce uszy, wróciły! Nie spodziewała się, że tłumik przestanie działać tak szybko. A może użyta magia miała z tym coś wspólnego? Nieważne! Zabiją ją i Arię. Przecież tu wszędzie były kamery! Cały korytarz... przeszła tak cały korytarz. W chwili, kiedy ktoś sprawdzi monitoring będzie spalona. O ile już nie była...

Czy to odgłosy stóp? Czy ktoś właśnie przeładowywał broń? Czy to złowroga armia zmierzała w jej stronę, czy to tylko jej wyobraźnia?

Kasamia w panice zakamuflowała dodatkowe kończyny i wyskoczyła z łazienki. Serce waliło jej o żebra, ale jak na razie wszystko wydawało się być w porządku. Minęła kilka zirytowanych jej „pośpiechem" osób, ale nikt jej nie ścigał. Całe szczęście, jeszcze mogła to naprawić. Tylko jak? Jak?! Naprawdę nie wiedziała! ...I przychodziła jej do głowy tylko jedna osoba, która mogła wiedzieć.

Wbiegła do pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi, profilaktycznie blokując je własnym ciałem.

- Koszmar! – syknęła najgłośniej, jak potrafiła przez zaciśnięte zęby. Z doświadczenia wiedziała, że Dympir miał w zwyczaju kręcić się gdzieś po okolicy. – Koszmar, chodź szybko! Potrzebuje żebyś mi pomógł – stwór wślizgnął się przez okno i zaczął krzątać po pokoju, początkowo podekscytowany, później jednak wyczuł jej przerażenie i natychmiast spoważniał. – Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale znajdź Wiatra- Wietrze? Ugh! Znajdź Wiatr i go tu sprowadź. Szybko! – Dympir wycharczał coś i odszedł. Teraz tylko modlić się, aby wrócił na czas. Czy ktoś w ogóle wymyślił kiedyś jakieś modlitwy do Żywiołów? Najlepiej takie nieuwzględniające Życia? Potrzebowała zająć czymś umysł, bo jak na razie co sekundę wyobrażała sobie nowy, przerażający scenariusz, jak barbarzyńcy z SOON zabijają jej ukochaną córeczkę.

Wiatr wślizgnął się do pokoju równie niepostrzeżenie, co zwykle:

- Witaj, Koszmar powiedział mi, że chcesz mnie widzieć. Zakładam, że oznacza to, iż podjęłaś już ostateczną decyzję- – sapnął z zaskoczenia, kiedy przygwoździła go do ściany i zakryła mu usta.

- Przestań wreszcie gadać, musisz mi pomóc!

- Znowu?

- Znowu?! Co masz na myśli, mówiąc „Znowu"?! – spiorunowała go wściekłym spojrzeniem, które zna każdy, kto choć raz zdenerwował matkę, umierającą ze zmartwienia o swoje dziecko.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz