Paradoks obiecał, że nauczy ją prowadzić.
Kasamia nie wiedziała jak to odkręcić (nie chciała tego odkręcić), więc naturalną koleją rzeczy liczyła, że zapomni.
W rzadkich przypadkach, gdy naukowcy im coś obiecywali, ostatecznie i tak nie dotrzymywali słowa, zasłaniając się tym, że zapomnieli, albo wręcz wmawiając im, że to sobie wmówili. A ona im wierzyła.
Dopiero kiedy podrosła zaczęła to rozumieć.
Ludzie już tacy byli.
Także Oleandra – anomalia – kilka razy wystawiła ją do wiatru, odwołując spotkanie w ostatniej chwili.
Paradoks na razie tego nie zrobił. Dziś odbyła się jej trzecia lekcja, a on jak zwykle stawił się w umówionym miejscu z przyszykowanym, wypożyczonym samochodem (Niestety nie uczył jej jeździć na formowych autach, a załatwił takie z dodatkowym hamulcem, by nie mogła „odejść w wielkim stylu" i rozbić się o jakiś budynek, rozjeżdżając po drodze setki przechodniów – osobiście i tak nie wierzyła, by Wiatr pozwoliłby jej umrzeć, za bardzo wkręcił się w tę swoją przepowiednię).
Właśnie wracali z wypożyczalni na końcu miasta. Kasamia rozglądała się po miejscach parkingowych, poszukując któregoś z wozów SOON.
- Nie znajdziesz – odezwał się, dotrzymujący jej kroku Paradoks.
- Że co?
- Dzisiaj wyjątkowo przyszedłem, a nie przyjechałem – ręce trzymał w kieszeniach (Jako jedyny Adept miał ten luksus), a promienie słońca padały mu na twarz, gdy się do niej uśmiechał.
- Czyli wracamy na nogach? – zdziwiła się. Patrząc, że byli niedaleko budowy, gdzie jeszcze wczoraj z Oleandrą układała cegły, mieli dość spory kawał do przejścia.
- Pewnie, zobacz jaka ładna pogoda. Wreszcie zaczynają się ciepłe dni – spojrzał na nią, a ona szybko odwróciła wzrok, żeby tylko przypadkiem nie pomyślał, że się na niego gapi. Nieważne, że to prawda. Cóż, odkąd się do tego przyznała, jej uparty mózg próbował zrozumieć, co jej pieprzone serce w nim widziało. – Nie mów i, że naprawdę chciałabyś cię kisić w aucie. Po drodze możemy skoczyć na lody. Jeśli będą, bądź co bądź to dopiero koniec kwietnia.
Może chodziło o to, że jest przystojny? Czyż nie wiele dziewczyn zakochiwało się właśnie z tego powodu? Chyba, bo tak naprawdę nie miała o tym zielonego pojęcia, tak samo jak nie miała pojęcia kogo jej rówieśniczki – ludzkie i Zwierzozmienne – uznałyby za przystojnego.
W pierwszej kolejności pomyślała o wysokim, napakowanym mężczyźnie o mocno zarysowanej szczęce. Osobiście odnosiła wrażenie, że czułaby się przytłoczona, stojąc przy kimś takim. W każdym razie, zakładała, że to właśnie uznaje się za definicję słowa „przystojny", więc przyrównała ją do Paradoksa.
Nie był jakoś ultra-napakowany, był szczupły, dobrze zbudowany, może kilka centymetrów wyższy od niej. Nie miał też wyrazistych rysów twarzy, choć te nie były też takie całkiem chłopięce. Podobały jej się jego zielone oczy, choć wciąż podejrzewała, że to soczewki. A tak poza tym... w zasadzie, wcześniej nie za wiele na niego patrzała. Sam wygląd to chyba za mało, by się zakochać. Nawet jeśli uważała, że jest całkiem niebrzydki.
- Hej, Księżyc, wszystko w porządku? Jesteś dziś wyjątkowo milcząca.
- Yhm – mruknęła, patrząc pod nogi.
W tym momencie bardzo nienawidziła swojego serca. Nie mogła przecież kochać człowieka. To było jak splunięcie na wszystko w co do tej pory wierzyła. Jak podtarcie się własnymi przekonaniami!
CZYTASZ
Brakujący Element
Fantasy"Kiedy noc nastanie nad światem, pełnia zaświeci na niebie, księżyc odbije światło słońca i zadecyduje, kto teraz władze sprawuję. Gdy krew spłynie na jego jasną posturę, zwycięstwo Dympirów przypieczętuje, lecz gdy księżyc biały nastanie, mroku to...