Kasamia zepchnęła z siebie Koszmara i z rosnącym przerażeniem uświadomiła sobie, że Dympiry rozpoczęły odwrót. – SOON na pewno nie da mi żyć, jeśli po tym wszystkim wyjdę bez zadrapania. – Owszem, na początku ataku Koszmar ugryzł ją w łydkę, ale nie zranił jej nawet do krwi. – Przy takiej ilości Dympirów i po tym jak zniknęłam im z oczu na tak długo... na pewno nie uwierzą, że to przypadek. Najprawdopodobniej oskarżą mnie i podepną do jakiegoś wykrywacza kłamstw, gdzie wyjdzie na jaw, że nie walczyłam, a wtedy zabiją moją córkę!
- Koszmar, musisz mnie zranić – rozkazała, ale on ani drgnął. – Musisz mi zdać co najmniej kilka ran, ale takich głębokich, żeby było do krwi, inaczej SOON połapię się, że coś jest nie tak, rozumiesz? – liczyła, że jeśli poda więcej szczegółów to coś do niego dotrze, ale on tylko tam stał i mrugał oczami. – Nie chcesz to nie, nieważne. Po prostu znajdę jakiegoś dzikiego kota i poudaję, że próbuję go zjeść. W końcu... według Oleandry te zadrapania wyglądają podobnie, co nie? – zero reakcji. – Ale ty mnie denerwujesz. Najpierw zachowujesz się, jak jakiś szczeniak, a teraz jakbyś pozamieniał się na rozumy z kubłem na śmieci – złapała się za głowę. – Spróbujmy jeszcze razy. Zaatakuj mnie! – opuścił wzrok, więc zrezygnowana odwróciła się do niego plecami i zamknęła oczy, żeby w spokoju pomyśleć. Wtedy jego szpony przeorały ją po plecach, dziurawiąc strój, a ona wrzasnęła z zaskoczenia. Pięść mutantki mechanicznie uniosła się, żeby mu oddać, ale całe szczęście zdążył już odskoczyć.
Ignorując spływającą po plecach krew, spojrzała na niego i od razu zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Krzywił się tak samo, jak ona po treningach walki. Zbliżyła się do niego niepewnie i zamiast go uderzyć albo okrzyczeć, poklepała go po głowie:
- Doceniam, że nie chciałeś, ale dobrze zrobiłeś. O to cię przecież prosiłam, racja? – wyraz jego twarzy się nie zmienił, a ona po raz pierwszy w życiu zaczęła zastanawiać się, jak to jest być takim Dympirem.
- Księżyc! Gdzie jesteś? Księżyc! – ktoś jej szukał, a sądząc po głosie była to nieźle wkurzona Feniksa. Lepiej żeby nie znalazła tutaj Koszmara.
- Kryj się! – syknęła, modląc się, żeby tym razem usłuchał i całe szczęście zrobił to bezzwłocznie. Odetchnęła z ulgą, ale trwała ona jedynie do momentu, kiedy przywódczyni AŻ pojawiła się w zasięgu wzroku.
Nie miała pojęcia po co, skoro nigdy się nie uśmiechała (chyba, że wtedy, kiedy z nich szydziła), ale wymusiła uśmiech.
- Tutaj jesteś! – jakiś cudem Feniksa była jeszcze bardziej wściekła, niż przed chwilą. – Myślisz, że ja albo reszta drużyny nie mamy co robić, tylko cię szukać po całym mieście?!
- Miło mi, że tak BARDZO się troszczycie – denerwowanie ich było jedyną rozrywką na jaką mogła sobie pozwolić. W końcu nie zabiją jej za to, że coś chlapnęła, prawda? – Niepotrzebnie robicie sobie taki kłopot. Przecież atak skończył się całą minutę temu!
- Nie jesteś zabawna – odparła ze stalowym spojrzeniem.
- Ależ ja nie próbuję – uśmiechała się tak szeroko, jak potrafiła.
- Dobra, dosyć tego cyrku. Musimy iść zdać raport Hermanowi – Feniksa zacisnęła dłoń na jej nadgarstku i wcale niedelikatnie zaczęła wlec ją przez miasto.
- WY musicie – zauważyła, próbując jednocześnie nadążyć i nie skarżyć się na ranę. – Mnie nigdy nie zaproszono!
- To ciebie nie dotyczy. Jeszcze jakieś pytania?
- Co to cyrk?
Feniksa jęknęła z niezadowolenia i znowu przyśpieszyła. W zasadzie, ignorowała jej obecność, aż Kasamia nie zbuntowała się i nie wyrwała swojej ręki. Wtedy krótko na nią spojrzała, ale poszła dalej bez słowa, zadzierając nos i tylko raz na jakiś czas, oglądając się za siebie, żeby sprawdzić czy nie próbuje się wymknąć. W odpowiedzi na jej zachowanie, mutantka za każdym razem przewracała oczami. Czy nie mogła już w spokoju cieszyć się drogą i oglądaniem tych wszystkich nowo powstałych kamiennych figur, zanim SOON przyśle tu ekipę sprzątającą?
CZYTASZ
Brakujący Element
Fantasía"Kiedy noc nastanie nad światem, pełnia zaświeci na niebie, księżyc odbije światło słońca i zadecyduje, kto teraz władze sprawuję. Gdy krew spłynie na jego jasną posturę, zwycięstwo Dympirów przypieczętuje, lecz gdy księżyc biały nastanie, mroku to...