Rozdział 89

99 15 23
                                    

Co ja tu robię? Przecież jest zimno. Chyba do reszty mi odbiło!

Kasamia poruszyła się niezauważalnie w cieniu za śmietnikiem, gdzie kilka godzin temu, gdy wynosiła śmieci, coś ją podkusiło i teraz stała tu i czekała, aż pojawi się ktoś z ruchu oporu.

Wcale mi nie zależy, zwyczajnie się nudzę.

W ciemności, od stóp do głów ubrana na czarno, była niemalże niewidoczna. Ale nie mogła się ruszać, bo wtedy śnieg skrzypiał pod jej stopami, w których pomału traciła czucie. Poruszyła odrobinę palcami, krzywiąc się z tego, jak nieprzyjemne było to uczucie.

Wewnątrz niej walczyły dwie strony, gdzie jedna chciała się wycofać, a druga była zbyt uparta, żeby to zrobić. Zacisnęła szczękę i już miała się poddać, kiedy w oddali rozniosło się szczekanie psa. Chwilę później ucichło, a do zaułka wbiegła zakapturzona postać z dużą, ciemną torbą zarzuconą na ramię. Postać przyległa do ściany i złapała dwa szorstkie wdechy, zanim odłożyła pakunek na ziemię, po czym wyciągnęła z kieszeni latarkę, oświeciła i wbiła w śnieg, nakierowując na ścianę.

Kasamia przyglądała mu się, ale na razie nie opuściła kryjówki. Zaczekała, aż weźmie do ręki puszkę farby i się z nią wyprostuje. Dopiero wtedy zrobiła krok do przodu, a śnieg natychmiast ją wydał.

Postać odwróciła się do niej, a w świetle mignęły jej przestraszone, brązowe oczy, podobne do oczu łani złapanej na drodze. Gdy tylko ją dostrzegła, rzuciła wszystko i puściła się biegiem.

W pościgu wyciągnęła przed siebie rękę i udało jej się złapać za materiał płaszcza. Wystarczyłoby, że zdemaskowałaby jednego z nich. Podkuszona tą myślą, przywołała pazury i próbowała go pociągnąć, ale ku jej niezadowoleniu, zerwała jedynie skrawek, nie całość.

Warknęła, a przeciwnik gwałtownie szarpnął się do przodu i przyśpieszył, powodując, że Kasamia straciła równowagę i przewróciła się na lodzie. Próbowała się szybko podnieść, ale nogi (i ręce też) ślizgały jej się, jak kończyny nowo narodzonego źrebięcia.

Patrzała jak ucieka, ale właśnie w tamtym momencie, kilka metrów przed nim, za metalowym kubłem pojawiła się Życie i rzuciła mu go pod nogi. Upadł.

Kasamia wstała.

- Nie prosiłam cię o pomoc! – warknęła.

- Wybacz, ale jeśli zamarzasz gdzieś na lodzie, to moja sprawa.

Nie miały czasu na pogaduchy, bo rebeliant właśnie się pozbierał i ponownie rzucił do ucieczki.

- No pięknie – pobiegła za nim, wołając przez ramię: – Nie rozpraszaj mnie więcej!

Kasamia zawsze myślała, że jest szybka. Spędziła lata na uciekaniu przed opłaconymi zabójcami, biegnąc po nierównym terenie, skacząc po drzewach, prześlizgując się pod korzeniami i ciągle zmieniając postać. Naprawdę była niezła. Wtedy też dotarło do niej, że kimkolwiek był, zamaskowany spiskowiec, był jak ona wtedy. Był drapieżnikiem na swoim własnym terenie łowieckim. A takich nie sposób dogonić.

Ale ona mogła go złapać, bo potrafiła się dostosować.

Latarnie mogły być jej drzewami, a ławki korzeniami, skrzynki na listy i hydranty mogły robić za głazy, tak samo jak maski samochodów. Podążała tą trudną ścieżką nakreśloną przez człowieka, którego ścigała. Kogoś niezwykle gibkiego i skocznego, jak zdążyła się przekonać.

Gdy dobiegły do schodów, postać zsunęła się po poręczy. Kasamia z kolei pokonała je w dwóch skokach i biegła dalej. Pozwoliła sobie też wpłynąć mocą na swoje kości, czym uczyniła je trochę lżejszymi.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz