Rozdział 11

360 47 10
                                    

Kasamia obudziła się przed Arią, więc nie poruszała się specjalnie, żeby jej nie zbudzić. Dla niektórych z pewnością mogłoby się to wydać śmieszne, przecież jeszcze kilka miesięcy temu narzekała i była gotowa uczynić wszystko, aby Lukas wreszcie się od niej odczepił, a teraz sama kleiła się do kogoś we śnie. Niestety jednak od śmierci rodziców sypiała znacznie gorzej. Przez cały czas czuła na sobie czyjeś spojrzenie, była niespokojna, zrozpaczona i skruszona tęsknotą, ale przede wszystkim nie czuła się bezpiecznie, jakby jakaś niewidzialna siła czyhała na nią, gotowa wymierzyć sprawiedliwość.

Nie potrafiła już spać sama, ale też o to nie prosiła. To Aria wyszła z inicjatywą, ponieważ to zauważyła. Odkąd zostały sierotami trzymały się blisko. W pewnym sensie nawet zastępowała jej matkę.

Poruszyła się, kiedy znowu poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Obróciła się i w tym momencie spojrzała w oczy swojemu bratu. Nie wiedziała co robił tak wcześnie, skoro zwykle sypiał do ostatniej chwili. Jego spojrzenie było zimne, a czoło zmarszczone. W chwili kiedy dostrzegł, że go zauważyła, obrócił się i odszedł.

Kasamia przełknęła. To było co najmniej niepokojące, ale przecież nie mogła go tak zostawić. Coś głęboko w niej podpowiadało, że powinna za nim iść i posłuchała tego głosu.

Wstała ostrożnie, uważając na Arię i ruszyła za nim. Znalazła go, leżącego twarzą do ściany i zastanawiała się, czy świadomie wybrał miejsce gdzie zazwyczaj sypiali rodzice - na tę myśl zakuło ją serce i musiała zwalczyć chęć ucieczki. Czuła, że nie ma prawa tu przychodzić, a mimo to przykucnęła i postanowiła zostać.

- Lukas? - szepnęła niepewnie, a on zerwał się i obrócił, jakby wcześniej nie zdawał sobie sprawy z jej obecności. - Czy ty płaczesz? - sapnęła w chwili, kiedy światło odbiło się od łez na jego policzkach. Ostatnim razem widziała go w takim stanie, zaraz po tym jak odzyskała świadomość po amoku.

- Kasamia? Co? Nie! - pośpiesznie przetarł oczy. Zastanawiała się dlaczego jego głos brzmiał tak... kpiąco? - Dlaczego miałbym płakać?! Przecież tylko byłem świadkiem, jak niegdyś najbliższa mi osoba ZAMORDOWAŁA moich rodziców! - był wściekły, a jej odebrało dech. Poczuła się, jakby dźgnął ją nożem.

- Lukas, ja... strasznie mi przykro - opuściła wzrok. To wszystko moja wina.

- Przykro ci?! Tobie jest przykro?! Nie! To raczej mnie jest przykro! - stanął naprzeciwko niej z najeżonym ogonem i źrenicami wąskimi, jak u węża. Był poza kontrolą i to również była jej wina. - To wszystko przez ciebie! To twoja wina, że zostałem s-sam i-i mówisz, że jest ci przykro?!

- Co? - uniosła wzrok. - O czym ty mówisz? A co ze mną? Co z Arią? Czy my nie jesteśmy twoją rodziną? - starała się zachować czysty i równy ton, ale mimo starań usłyszała w nim pretensje.

- Ty już nie jesteś moją rodziną! Straciłaś ten przywilej, Kasamio - powiedział, a Kasamia starała się nie upaść na kolana; jej nogi trzęsły się i czuła się tak słaba... ale próbowała wmawiać sobie, że wcale tak nie myśli, że to tylko furia. On jednak mówił dalej. - Ty i Aria jesteście siebie warte. Odkąd to się stało właściwie zapomniałyście o moim istnieniu. Aria jest głupia, skoro woli trzymać stronę morderczyni! Co pomyśleliby rodzice?! Obie jesteście zdrajcami i obie zhańbiłyście krew naszej rodziny!

- Nie wiedziałam... nie chciałam... przepraszam, naprawdę - bezowocnie robiła wszystko, żeby nie płakać podczas tej rozmowy. To tak, jakby cała wina spadła na nią na nowo, teraz z dodatkowym, podwojonym ciężarem. - Gdybym tylko mogła cofnąć czas, naprawiłabym to.

- Naprawiłabyś co?! To ciebie musiałoby nie być, żeby nic z tego się nie wydarzyło! Więc co byś zrobiła, co?! Wymazałabyś swoje istnienie?! - kpił.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz