Rozdział 12

367 39 11
                                    

Kasamia ledwo trzymała się na nogach po kolejnej nieprzespanej nocy. Minęły dwa dni, odkąd wróciła z pokoju badań i pogodziła się z Lukasem, a po Arii wciąż nie było śladu - no może, poza niknącym zapachem, unoszącym się wśród korytarzy.

Właśnie wracała z kolejnego treningu, gdzie wciąż uparcie unikała Estera i Kipiti. Właściwie nie rozmawiała z nimi, odkąd ten wyznał jej miłość i tylko czysty fart sprawił, że jeszcze nie musiała się z nim konfrontować. Zresztą, nawet nie wiedziałaby co mu powiedzieć.

Lubiła Estera, był dobrym przyjacielem, ale czy była w nim zakochana? Jak to w ogóle jest się zakochać? Jej tata zawsze powtarzał, że od pierwszej chwili, kiedy ujrzał mamę wiedział, że była dla niego tą jedyną, a jej mama z kolei uważała, że jest to dużo bardziej skomplikowane i czasami kręte - cokolwiek to znaczy.

Ze znudzenia przeczytała też kilka książek i w paru z nich były drobne wątki miłosne, ale szczerze nie czuła się, jak żadna z tych bohaterek, o których czytała. Oczywiście, jeśli w ogóle mogłaby coś poczuć, poza tym przytłaczającym poczuciem winy i tęsknotą. To naprawdę nie była odpowiednia pora na takie rzeczy.

Z drugiej strony... może mogłaby chociaż spróbować? W końcu nie chciała go stracić, a przyjaźń to też jakiś rodzaj miłości, co nie?

Rozważała to przez kilka chwil, ale wreszcie całkowicie zrezygnowała. Była zdecydowanie za młoda na związek i nie chciała się w to wszystko pakować; nie pod okiem naukowców. Przecież gdyby hipotetycznie zaczęła się spotykać z Esterem, a oni by to zauważyli... i to w dodatku z tymi ich ciągłymi gadkami o kryzysie i niedoborze mutantów, domyślała się jak skończy. W końcu jej mama miała zaledwie 15 lat, kiedy urodziła Arię.

Naprawdę miała dość naukowców, a ostatnim czego potrzebowała, było żeby ci zaczęli jej układać życie. - W każdym razie, bardziej niż już to robili.

- Kiedy wróci Aria? - zapytała Lodowca, gdy ten prowadził ją korytarzem. Nie wiedziała czego oczekiwała, ale nie odpowiedział. - Dobrze się czuję? - dopytywała, ale ten milczał, jak grób. - Wróci dzisiaj? Nie pogorszyło jej się? - cisza. - Masz problemy ze słuchem, czy tylko z nieczułością?

- Nie mam obowiązku odpowiadać na twoje pytania - powiedział, patrząc przed siebie.

- W takim razie, ja nie mam obowiązku cię słuchać - zripostowała, nagle się zatrzymując i zapierając nogami. Lodowiec próbował ją ciągnąć, ale ona nie była już wcale taka mała, a on taki młody, żeby sobie poradzić. Po chwili zrezygnował.

- Masz więcej niż obowiązek być posłuszna - zgromił ją wzrokiem. - A teraz rusz tyłek, albo wezwę ochronę i wyniosą cię siłą!

- A więc podwójne standardy, tak? - zakpiła. - Mam nadzieję, że mówiąc „ochronę" nie masz na myśli innych mutantów. Jak myślisz, po czyjej staną stronie? - wytrzymała jego spojrzenie.

- Żadne „podwójne standardy" - sięgnął do kieszeni kitla. - Ale skoro musisz wiedzieć... wy nie macie żadnych praw - wyciągnął strzykawkę i szklany pojemniczek z przeźroczystym płynem. - Po raz ostatni, idziesz, czy mam cię uśpić i zawlec siłą?

- Z chęcią zobaczę jak próbujesz! - nie wiedziała skąd wzięła się ta odwaga, czy też pomysł, żeby się buntować, ale teraz kiedy już to zrobiła, nie przeszkadzało jej to. A wręcz to polubiła.

Lodowiec z ignoranckim wyrazem twarzy, złapał ją ostro za bark i wycelował igłą w prawy bok jej szyi (rana przecinała lewy bok). Ona jednak była szybsza i kiedy tylko zbliżył dłoń, wgryzła się w nią i odskoczyła. Sycząc z bólu cofnął rękę, a ona spojrzała na niego triumfalnie. Jej radość jednak nie trwała długo, bo zanim zdążyła się zorientować, mężczyzna jednym sprawnym ruchem podciął jej nogi, a ona potknęła się i upadła przed nim na brzuch. Wydawało się, że minęły milisekundy, gdy poczuła ucisk na karku. Próbowała się wyszarpać, ale trzymał ją przyciśniętą do podłogi, a chwilę później z dużo większą brutalnością, niż zwykle, wbił strzykawkę. Z bólu dosłownie ścisnął jej się żołądek, a sekundę później zakręciło jej się w głowie. Jeszcze przez krótki moment próbowała walczyć, ale szybko opadła z sił, tak samo jak opadły jej powieki.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz