Rozdział 35

200 37 16
                                    

Nogi drżały jej z wysiłku, mimo iż ciężar ciała w większości opierała o ścianę. Zacisnęła zęby – już prawie.

- Daj, pomogę ci – Burza zrobiła krok w jej stronę, ale Kasamia spiorunowała ją wzrokiem, więc nie ośmieliła się postawić kolejnego.

- Poradzę sobie, muszę tylko- – sapnęła z bólu, bo właśnie wtedy puściła się ściany i w całości oparła na nogach. Zacisnęła zęby i czekała, aż ból minie. – Nareszcie – odetchnęła, z satysfakcją spoglądając na swoje nogi. Minęło 10 dni i choć wciąż czuła się obolała, był to najwyższy czas, żeby zaczęła chodzić. Przynajmniej tak twierdziła Życie.

- Tylko się nie przemęczaj.

- Odpuść, czuję się świetnie – zbyła ją machnięciem dłoni, a Aria wydała z siebie radosny bełkot i krzywo zaklaskała w dłonie. – Widzisz, ona we mnie wierzy – schyliła się i ignorując promień bólu, wzięła ją na ręce. – Prawda? Wierzysz we mnie? Wierzysz w mamusie? Mój promyczek we mnie wierzy, nie to co ta przewrażliwiona pani, o tam – mała zabulgotała śmiechem, a Burza odchyliła uszy do tyłu z zakłopotania:

- Czy jak ja zostanę matkę, też będę tak świrować? – mruknęła do siebie. – Może to kwestia przyzwyczajenia, ale... zdrobnienia brzmią dziwnie w twoich ustach – dodała normalnym tonem.

- Mów sobie co chcesz, ale jestem jaka jestem i nie obchodzi mnie co myślisz. Nie obchodzi nas to nic, a nic, prawda? – dodała do dziecka.

- Nie, Kasamia, naprawdę, uważam, że to uroczę – broniła się. – Wiele razy słyszałam jak Fuzja i inne opiekunki zwracają się tak do dzieci, ale... to ty i to po prostu dziwne do zestawienia.

- Wiem co masz na myśli – rzuciła jej urażone spojrzenie, a czując powracający ból, ustąpiła i zdecydowała się usiąść. – Ale to, że wymordowałam kilka tysięcy ludzi, nie znaczy jeszcze, że będę taka dla własnej córki. Aria to rodzina, a ludzie to idioci. Zauważ różnice.

- Nie wszyscy ludzie są tacy sami!

Znowu się zaczyna – przewróciła oczami.

- Masz rację, nie są tacy sami – zgodziła się i zamilkła, obserwując jak w oczach Burzy rodzi się nadzieja. – Ale łączy ich jedna rzecz, która także jest powodem dlaczego chcę ich zabić – dodała radośnie, a uśmiech jej przyjaciółki zbladł.

- Kusi mnie, żeby zapytać co to za „rzecz" ale chyba wolę nie wiedzieć, bo znowu podasz mi jakiejś krwawe szczegóły – aż się wzdrygnęła.

- Niecierpliwie czekam na dzień, w którym w końcu obudzisz się i zdasz sobie sprawę, że świat to nie taka piękna, kolorowa bajka.

- A ja czekam, aż uświadomisz sobie, że życie na Ziemi, to nie najgorsza rzecz, jaka mogła cię spotkać – odparła, lekko zrezygnowana.

Kasamia przyglądała się jej minie z zadowoleniem, kiedy nagle dopadło ją pewne uświadomienie i krzywiąc się, gwałtownie opuściła głowę.

Czy teraz kiedy znowu mogę chodzić, Burza po prostu przestanie przychodzić? Czy robiła to tylko dlatego, że sumienie nie pozwalało jej zostawić mnie na pewną śmierć, czy może to było prawdziwe? Kim dla niej jestem? Kilkukrotnie nazwała mnie przyjaciółką, ale co jeśli tylko udaję? Czy naprawdę chciałaby przyjaźnić się z kimś takim, jak ja? Z kimś, kto w każdej chwili może pociągnąć ją ze sobą na dno? Czy ktokolwiek chciałby się ze mną przyjaźnić? Burza jest miła, ale... co jeśli tylko udaję? Albo co gorsza, jeśli dalej będzie udawać, bo pomyśli, że jeśli przestanie, zabiję ją?

Mogę żyć bez niej, ale bez tej jej irytującej obecności nie będzie już tak samo. Owszem, jest Życie; ona również jest irytująca, ale nie tak samo fajnie irytująca. Poza tym, Burzę przynajmniej da się ułożyć, a Życie... Życie jest nieugięta w swoich dziwacznych poglądach.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz