Wiele się zmieniło, odkąd tu byłam... – pomyślała, spoglądając melancholijnie w dół na jadące samochody; wyglądały na tak niewielkie, że mogłoby przypadkiem zgnieść je stopą. 13 piętro nie było może najwyższym, ale to właśnie tutaj, tak niedaleko SOON, stworzyła wiele wspomnień i to właśnie tutaj poniosły ją skrzydła w poszukiwaniu odpowiedzi.
...I może też pocieszenia.
Siedziała na zewnętrznym parapecie, opierając się plecami o kuchenne okno, prowadzące do mieszkania rodziny Agrote. Wiedziała, że przyjaciółki, której potrzebuję nie ma w domu i już nigdy nie będzie, a to dlatego, że była jedynie maską, jedną z wielu przybieranych przez podstępną kobietę, która je nosiła.
Nagły zgrzyt za jej plecami sprawił, że podskoczyła nerwowo, wyrwana z zamyślenia i o mały włos nie spadła. Obejrzała się jednocześnie zaskoczona i zirytowana.
Okno otwarło się do wewnątrz, a ze środka wychyliła się głowa Lily. Bliźniaczka Oleandry zerknęła na nią krańcem oka, ale najwyraźniej jej obecność tutaj nie zrobiła na niej wrażenia.
- Posuniesz się? – powiedziała tylko, grzebiąc przez chwilę w kieszeni skórzanej kurki, skąd wyciągnęła paczkę papierosów i zapalniczkę. – Dzięki – zapaliła jednego i włożyła do ust. – Palisz?
- Chyba się domyślasz, że nie.
- Twoja strata – Lily wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od panoramy miasta, a raczej budynków naprzeciwko, bo ciężko było dostrzec cokolwiek więcej.
Żadna z nich nie była zainteresowana prowadzeniem rozmowy, więc przez ciągnące się w nieskończoność minuty, siedziały w ciszy. Kasamia mimowolnie spięła się i wstrzymała z dalszymi rozmyśleniami.
Lily wydmuchała chmurę dymu, a Kasamia zakaszlała, odpędzając ją dłonią.
- Olki nie ma. Jeśli to ważne, możesz zadzwonić. Masz chyba numer?
Kasamia prychnęła.
- Wcale na nią nie czekam. Już się nie przyjaźnimy.
- Och, a więc odkryłaś, że jest Feniksą – choć słowa to sugerowały, w jej głosie nie było zainteresowania. – Sama, czy ci powiedziała?
- Sama.
- Do dupy – skomentowała. – To co cię w końcu sprowadza?
- Nie wiem – westchnęła, zmęczona udawaniem. – Rozmawiałam z prezydentem, nie poszło wspaniale. Narobiło się trochę problemów i jakoś... nie wiem... liczyłam, że... być może tutaj uda mi się je rozwiązać. Myślałam, że nikogo nie ma.
- Spoko, przywykłam.
Kasamia uniosła wzrok i zapatrzyła się w szarawe niebo.
Zazwyczaj nie miewała problemów z podejmowaniem decyzji, nie musiała prosić o radę, ale teraz... Promet, koniec świata, Wiatr... to wszystko było zbyt ważne, by mogła polegać wyłącznie na swoim wpół-szalonym rozumie.
- Czy byłaś kiedyś w sytuacji, że... – zaczęła, urywając, by jak najlepiej dobrać słowa. – Bardzo ci na kimś zależy i chcesz trzymać tę osobę blisko, ale jednocześnie wiesz, że jeśli to zrobisz, to... zniszczysz temu komuś życie...? I wiesz, że niby powinnaś się wycofać, ale nie chcesz i... – nie potrafiła dokończyć, więc tylko wzruszyła ramionami, spuszczając wzrok.
- Mister prezydent postawił ci ultimatum, ma się rozumieć? – Lily zerknęła na nią, unosząc rudą brew. – Albo zerwiesz z jego synalkiem, albo kaplica?
- Ja... to nie do końca tak. Jeśli tego nie zrobię, to ojciec nie tylko odetnie go od środków, ale też utnie z nim kontakty. Najpewniej zabroni mu też rozmawiać z matką, a Promet tak bardzo ją kocha! – Kasamia uderzyła twarzą o wyciągnięte dłonie. – Zrozumie, że to moja wina i nasz związek i tak się rozpadnie. Może naprawdę powinnam z nim zerwać?
CZYTASZ
Brakujący Element
Fantasy"Kiedy noc nastanie nad światem, pełnia zaświeci na niebie, księżyc odbije światło słońca i zadecyduje, kto teraz władze sprawuję. Gdy krew spłynie na jego jasną posturę, zwycięstwo Dympirów przypieczętuje, lecz gdy księżyc biały nastanie, mroku to...