Rozdział 121

39 9 0
                                    

Kasamii nie podobało się nie tyle to, że Promet chciał porozmawiać na osobności, co to, że prowadził ją w tym celu w odosobnione miejsce.

W jego ruchach widziała napięcie, a milczenie dodatkowo potęgowało wiszące w powietrzu widmo niepokoju. Nawet jeśli kilka godzin temu... nie mogła oczekiwać, że zostanie. Może zwyczajnie nie chciał zajmować się cudzym dzieckiem? To było zrozumiałe. Jeżeli istniała sprawiedliwość, to pozostało jej jedynie czekać aż zapuka do drzwi i upomni się o swoje.

Równie dobrze mogło to być dziś.

Spodziewała się, że któregoś dnia Promet przejrzy na oczy, ale... dlaczego akurat dzisiaj? Dlaczego nie zaczekał? Czyżby przez ryzyko?

Kasamia zacisnęła pięści.

Czegokolwiek będzie dotyczyła ta rozmowa, będzie to jej wina.

Bądź dzielna. Zawsze miałaś być samotnym wilkiem.

...Tyle że nawet one żyją w watahach.

Potrząsnęła głową.

Trzymała się z tyłu i szła z opuszczoną głową, więc przynajmniej nie mógł zobaczyć, jak żałośnie roztrzęsiona była.

Wreszcie się zatrzymał.

- Wybacz, że ciągnąłem cię taki kawał, ale nie miałem pewności... nie chciałem wzbudzić negatywnych emocji wśród twoich pobratymców.

- Niepotrzebnie się przejmowałeś. Nie jestem częścią ich małej społeczności. Żaden z nich, ...no może tylko Lukas i Burza, ale reszta... – machnęła lekceważąco dłonią, choć serce trzepotało jej jak zamknięta w klatce ptaszyna. – To... o czym chciałeś porozmawiać?

Promet zarumienił się, napompowując policzki, a następnie wypuszczając z nich powietrze, zanim wziął się na odwagę i ujął jej dłonie.

Dlaczego nawet kiedy ze mną zrywa, musi być słodki?

To stresujące – wyznał, spoglądając na nią spod włosów.

- Dobrze sobie radzisz – zapewniła chrapliwie. Oczy miała zaszklone, a w gardle, utrudniającą mówienie gulę.

Świat pędził, poruszając się niemal za szybko, by nagle zatrzymać się z piskiem opon, gdy Promet uklęknął przed nią, sięgając po coś do kieszeni.

- Nie klękaj przede mną, wariacie! – wyrzuciła, upadając na kolana. – To ja powinnam klękać przed tobą!

Zielone oczy rozszerzyły się trzykrotnie ze zdziwienia. Mrugnął dwa razy, nim roześmiał się głośno.

- Promet, poważnie, chyba mi się nie oświadczasz! To... myślałam, że chcesz ze mną zerwać! Zresztą, to nie w twoim stylu, jesteśmy razem zbyt krótko, to głupie ...i badziewnie tandetne.

Oboje wstali.

- Wiem, co sobie myślisz, ale potencjalne ryzyko końca świata, to tylko jeden z powodów, dla których-

- Jeśli zasypiesz mnie powodami, dla których mnie kochasz, przysięgam, uduszę cię – zagroziła, unosząc ogon.

- Okej, okej, ale mnie wysłuchaj. Nie chodzi mi o to, żebyśmy... wzięli ślub od razu – mówiąc, niezdarnie gestykulował. – To symbol. Możemy poczekać rok, dwa, dziesięć. Albo też już zawsze być narzeczeństwem, jak wolisz. To wszystko... ja... – ponownie ujął jej dłonie. Jego były niezwykle ciepłe i odrobinę spocone. – Chciałbym mieć po prostu dom, do którego mógłbym wrócić. To ty jesteś moim domem, to ciebie chcę i o ciebie będę walczył. To dla nas chcę zbudować lepszy świat. Kocham cię i jeśli tylko się zgodzisz... będę najszczęśliwszym facetem na ziemi.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz