Rozdział 53

153 25 15
                                    

Mijały dni, a Kasamia czuła się niespokojna. Nikt w SOON nie informował jej o niczym, a kiedy zapytała odsyłano ją z kwitkiem. Oczywiście nie była głupia, ale podejrzewała, że nawet gdyby była, to i tak domyśliłaby się, że coś jest nie tak. Wszyscy agenci i członkowie AŻ zachowywali się dziwnie. Po samej siedzibie kręciło się znacznie więcej ludzi niż zazwyczaj, a w dodatku każdy śpieszył się i był bardziej nieuprzejmy od poprzedniego.

Ona sama miała teraz dwie, nowe najlepsze kumpelki; mop i pieczątkę, bo mogłaby przysiąc, że przez ostatnie dni nie robiła nic innego, jak mopowanie podłóg i sortowanie dokumentów.

Rany wciąż jej doskwierały, ale przecież nikogo to nie obchodziło, bo miała brać ścierę i czyścić kolejny kibel! Początkowo próbowała się stawiać i upominać o to, że w umowie miała głównie ratowanie świata (nie odpływów kanałowych), ale po kilku takich skargach Feniksa spełniła swoją groźbę i rzeczywiście oblała jej język wrzątkiem. Dlatego wolała milczeć.

Nie byli godni jej słów.

A co do Aż:

- Ej, Księżyc! – Przypływ zaczepił ją na korytarzu. – Słyszałaś, że niedaleko ma powstać nowe zoo?

- A co mi do tego?

- No... może zdążyłabyś się jeszcze załapać. Podobno mają wakat w mini-zoo przy świniach – zaśmiał się wrednie i odszedł. Żałosne.

Kasamia przewróciła oczami i poszła dalej. Wystarczy, że zaniesie te dokumenty Hermanowi i do obiadu powinna mieć spokoju. Czyli na dobrą sprawę przez jakieś 1,5 godziny.

Rzuciła dokumenty na biurko.

- No proszę, coraz sprawniej sobie radzisz – skomentował, choć w jego głosie nie było uznania, a chłodne podejrzenie. Skinęła głową i wyszła, zanim zdążył zadać jej coś jeszcze.

Kiedy kilka minut później przekroczyła próg swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi poczuła, że nareszcie może swobodnie oddychać.

...Dopóki niespodziewany ciężar nie spadł jej na plecy i nie upadła na podłogę, czując jak jej ręce są krępowane, a czyjeś kolano skutecznie uniemożliwia jej wydostanie się z potrzasku.

- Co do-

- Ty naprawdę nie potrafisz walczyć – Życie spojrzała na nią z żalem, a następnie poluzowała uchwyt, żeby Kasamia mogła wstać i się otrzepać.

- Naukowcy nie uczyli nas walczyć, tylko rzucać się na siebie nawzajem. Poważnie myślałaś, że obronię się jakimś śmiesznym pseudo-ludzkim atakiem? – bezskutecznie doszukiwała się reakcji. – Po co to było?

- Poważnie? Musisz pytać?

- Najwyraźniej muszę – wytrzymała jej spojrzenie, aż Życie zrezygnowała i podeszła kilka kroków do przodu.

- Stań tutaj – poleciła, wskazując miejsce na samym środku pokoju.

- Po co?

- Zaufaj mi.

- Najpierw musiałabym chyba stracić pamięć – prychnęła, ale i tak stanęła we wskazanym miejscu. – Już. Czego chcesz?

- Żeby przetrwać musisz się wiele nauczyć. Na początek najważniejsze, czyli unikanie ataków...

- Zamierzasz mnie uczyć? Żartujesz sobie? – roześmiała się.

- Próbuję dać ci jakąś szansę. Pasuję ci, czy wolisz umrzeć?

Nie lubiła Życia, nie szanowała Życia, nie zamierzała słuchać Życia, ale z drugiej strony to...

- Proszę bardzo, miło będzie popatrzeć jak robisz z siebie głupka.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz