Zima w górach była więcej, niż niedogodnością. Była śmiertelnym zagrożeniem, dla każdego kto miał okazję ją poznać. Gdyby porównać ją do wygłodniałego wilka, ta sama pora roku w mieście byłaby zaledwie irytującym szczeniakiem sąsiadów.
Sypało nieustępliwie od kilku dni. Myśleli, że są na to przygotowani. Nagromadzili suchego drewna na opał i jedzenia, które zagrzebane w śniegu, zachowywało swoją świeżość na dłużej. Każdy mutant miał część tego u siebie, a reszta ulokowana została w części wspólnej, do której jakiś czas temu stracili dostęp.
Właściwie, to do wszystkiego stracili dostęp.
Gdy Lukas obudził się po kolejnej mroźnej nocy, zauważył, że nie jest w stanie odsunąć ich „drzwi na gorszą pogodę". Podejrzewał, że to może nastąpić, ale odrzucał tę myśl od siebie dopóki nie stała się rzeczywistością.
Zasypało ich.
Dodatkowo, kończył im się zapas drewna, a wczoraj dojedli ostatnie, skąpe resztki jedzenia.
Burza jeszcze spała. Spojrzał na nią, skuloną pod trzema warstwami koców, a i tak bladą bardziej niż zazwyczaj. Jej oddech uwidoczniał się przy wydechu. Nie chciał budzić jej do codzienności.
Zamiast tego dołożył belkę do wygaszonego paleniska i użył zapalniczki, by je podpalić. Niestety nie mogli palić bez przerwy, bo jaskinia nie miała żadnej wentylacji.
Szczególnie teraz, gdy ich jedyne wejście zostało zasypane.
Lukas usiadł przy ogniu i wyciągnął do niego przemarznięte dłonie. Starał się nie myśleć o tym wszystkim, co miało miejsce zaledwie kilkadziesiąt metrów od niego. Próbował odepchnąć od siebie troskę o innych i opłakiwanie zmarłych, których nie poznał.
Przedwczoraj dwoje najmłodszych dzieci zmarło z zimna. Matki robiły co w ich mocy, aby zapewnić im ciepło, ale to nie wystarczyło. Szczególnie wtedy, gdy musiały przenieść się ze wszystkimi do wyżej położonej i nie tak dobrze ocieplonej jaskini.
- Lukas? – Burza uniosła głowę i zamrugała w ten sam śmieszny sposób, co za każdym razem, gdy budziła się ze zmarzniętymi powiekami. – I jak, uspokoiło się trochę?
- Nie i jest gorzej. Zasypało nas.
- To była tylko kwestia czasu – ziewnęła. – Nie martw się, to tylko trochę chłodu, przetrwamy to.
Gdzieś w tym zmarzniętym ciele zrobiło mu się ciepło.
- Nigdy się nie dowiem, skąd ty bierzesz te pewność.
- To się nazywa optymizm – usiadła i przeciągnęła się niepośpiesznie, wyciągając ręce do góry. – Poza tym, zawsze mogło być gorzej.
- Tak?
- Mogłam utknąć z Kipiti – zachichotała. – Jest tak zimno, że katar pewnie nie daje jej żyć. No właśnie, ani ty ani ja nie jesteśmy przeziębieni. To już coś, za co można dziękować.
- No nie wiem, chyba odrobinę drapię mnie w gardle...
Namalował na twarzy Burzy troskę, która zniknęła w momencie, gdy podniosła na niego wzrok i zrozumiała, że żartuje. Prychnęła.
- Ach tak, a więc teraz będziesz zgrywał pesymistę, co?
- Nie zgrywam, jestem pesymistą. Wszyscy zginiemy, spójrz, za chwilę zawali się niebo! – podśmiewając się, odchylił się do tyłu, wskazując oburącz na sufit. Później złapał się dramatycznie za serce. – Zostaną z nas tylko zziębnięte kości!
- Nie będę tego słuchać! – zasłoniła uszy. – Życie jest piękne, świat jest wspaniały! Zaraz wyjdzie słońce, zobaczysz! – odsłoniła uszy.
CZYTASZ
Brakujący Element
Fantasy"Kiedy noc nastanie nad światem, pełnia zaświeci na niebie, księżyc odbije światło słońca i zadecyduje, kto teraz władze sprawuję. Gdy krew spłynie na jego jasną posturę, zwycięstwo Dympirów przypieczętuje, lecz gdy księżyc biały nastanie, mroku to...