Rozdział 20

334 36 6
                                    

Burza odzyskała wiarę w prawdziwe szczęście w chwili, kiedy zerwała i powąchała kwiat. Pierwszy raz w życiu była na dworze (nie licząc pożaru) i zachwycało ją dosłownie wszystko.

Dotykała kwiatów, roślin, kory, liści i skał (co z tego, że ostatni miesiąc spędziła w jaskini) wszystko było tak piękne i ekscytujące, jak nigdy.

Czuła się jak dziecko odpakowujące prezent - zachwycona i jednocześnie ciekawa, co będzie dalej.

Spojrzała w niebo i po raz pierwszy zobaczyła je w całości - było piękniejsze niż zza krat, ale i zdecydowanie bardziej oślepiające. Odwróciła wzrok i pomrugała, żeby pozbyć się sprzed oczu kolorowych plam.

Wzniosła się wyżej i spojrzała za góry. Korciło ją żeby zobaczyć co kryję się dalej, ale z niesprawnymi nogami nie wydawało się to zbyt rozsądne. Zwłaszcza, że na co dzień nie latała zbyt dużo i jej skrzydła mogły szybko się wyczerpać. Bądź, co bądź latanie było całkiem wykańczającym zajęciem. Podobnie jak bieganie.

Po chwili, zgodnie z przypuszczeniami, zaczęła odczuwać drobny ból w okolicach łopatek, więc wycofała się i wróciła do Lukasa, żeby ten pomógł jej wylądować. Kiedy jednak się do niego zbliżyła, zauważyła, że ten otoczony został dziesiątkami innych mutantów. Zatrzymała się i wciąż unosiła, zaledwie kilka metrów za jego plecami.

- Trzeba coś z tym zrobić! Od tego świstu bolą mnie uszy - poskarżył się jeden z mutantów, którego kojarzyła z pożaru, ale nie pamiętała imienia.

- A mnie co ranek boli głowa! - marudziła Kipiti. - Poza tym, strasznie tam idzie wymarznąć nocami, a jest dopiero wiosna. Co my zrobimy zimą?!

- Przez ten świst nie mogę spać!

- Maluchu także budzą się po nocach.

- Tak nie może być.

- Zrób z tym coś! Jesteś naszym przywódcą.

- Ucisz to, inaczej zwariuje!

Burza przyglądała się im wszystkim i zastanawiała, o co może chodzić. Czyżby o ten cichy świst, który słychać w jaskiniach, gdy jest mocniejszy wiatr? - Raczej nie. Przecież to wcale, aż tak nie przeszkadzało.

- Mówiłem wam już, jeśli nie umiecie spać w jaskiniach, śpijcie na zewnątrz. Na razie jest wystarczająco ciepło - przemówił Lukas. - No co? Nie patrzcie tak na mnie! Przecież nie wyłączę wam wiatru.

A jednak.

Całe szczęście ostatnio miała mnóstwo wolnego czasu, żeby znaleźć rozwiązanie, nawet dla najmniejszego i najśmieszniejszego problemu na jaki natrafiła. Poza mrówkami - niestety.

- A gdyby tak... - zaczęła; wszystkie pary oczu spoczęły na niej. - Związać ze sobą wystarczająco dużo gałęzi i patyków, żeby zrobić z nich coś na wzór drzwi i zasłaniać nimi wejścia? Raczej nie wyciszy to całego świstu, ale powinno przynajmniej trochę pomóc.

- Masz racje, wtedy wiatr nie dostawałby się do jaskiń - Lukas podszedł do niej i domyślając się, o co chodzi, pomógł jej wylądować, a następnie oparł o sobie cały jej ciężar. - Świetny pomysł.

- Dzięki Żywioły, przynajmniej jedna używa tutaj mózgu! - odezwał się ktoś, kogo Lukas natychmiast spiorunował spojrzeniem. Burza nie zwróciła uwagi kto to, bo była zbyt zajęta wpatrywaniem się w niego.

Czuła się dziwnie, będąc tak blisko, jednocześnie nie będąc jego dziewczyną. Czy to było nie w porządku? - zastanawiał się. - Nie, bzdura, głupie myśli! Oczywiście, że to w porządku. Jakby pomaganie nie było w porządku... kto tak myśli? Opanuj się! - oczyściła umysł.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz