Rozdział 50

204 24 19
                                    

- Tak się cieszę, że to koniec – powiedziała, kiedy wraz z Oleandrą wracały do szatni. Była zmęczona, a w dodatku naciągnęła sobie bark.

- Ja też. Och, gdyby każdorazowo szło równie szybko... Uwierzysz, że ostatnim razem, kiedy wyznaczono mnie do wznoszenia, męczyłam się z tym prawie do północy? To cud, że jest dopiero siedemnasta.

- Uwierzę – Kasamia ziewnęła; już kilka godzin temu zaczęła odczuwać pierwsze skutki nieprzespanej nocy. – Ale osobiście nie zostałbym tutaj ani minuty dłużej. Okropność.

Rozdzieliły się, żeby podejść do swoich szafek. Kasamia z radością zrzuciła z siebie roboczy uniform. Ciężka kurtka i spodnie nie dość, że były ubłocone, to jeszcze przepocone. Skrzywiła się i zamknęła je w środku. Ani trochę nie dziwił ją już fakt, że pod spodem wybudowano pralnię.

Sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej telefon. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z tego typu urządzeniem. Wiedziała jedynie, że powinna zadzwonić do Hermana, ale na sam początek wystarczyłoby, żeby wymyśliła jak to w ogóle włączyć. Z boku były jakieś przyciski, kliknęła pierwszy, ale nic się nie stało; kliknęła drugi i a na ekranie wyświetliła się godzina. To nie mogło być przecież takie trudne! – frustrowała się. – Tysiące razy widziała jak naukowcy, a nawet małe dzieci, korzystają z nich i to tak lekko, jakby te były przedłużeniem ich ciała.

- Idziesz już? – Oleandra wyskoczyła zza rogu, przez co prawie upuściła telefon. – Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.

- Nie wystraszyłaś – odparła nonszalancko. – Czekałaś na mnie?

- Nie udawaj takiej zaskoczonej – nie udawała. Była wręcz święcie przekonana, że na oczy jej już więcej nie zobaczy. – Umm... pomyślałam, że skoro jesteś nowa w mieście i skoro... umm... tak jakby zaoszczędziłaś mi dzisiaj trochę godzin, to... może wyskoczymy na kawę, a prze okazji pokażę ci kilka fajnych miejscówek? Wiesz, jako podziękowanie, czy coś?

Iść i męczyć się z przedstawicielem tego haniebnego gatunku przez kolejne godziny i to dobrowolnie? Mowy nie ma! Chociaż z drugiej strony... – zerknęła na telefon, a później pomyślała o nieprzyjemnej mordzie Hermana. Tak naprawdę nie chciała wracać, tak samo jak nie chciała męczyć się z rozszyfrowaniem telefonu, a że z dwojga złego wolała Oleandrę, to...

- Niech będzie, mogę się przejść – powiedziała, odkładając urządzenie do torebki. – A ty nie chciałaś przypadkiem iść do jakiejś starej księgarni?

- Biblioteka jest całodobowa – poprawiła, ale brzmiała jakby bała się, że ją za to uderzy. – Poza tym i tak planowałam iść wcześniej na kawę. Nie zaszkodzi mieć towarzystwo.

- Prowadź – rzuciła bez grama entuzjazmu, ale Ruda N i tak się rozpromieniła i poprowadziła ją do wyjścia. Odbiły karty, a chwilę później opuściły plac budowy.

Kasamia czuła się troszeczkę niespokojna, ale szybko pokonała to uczucie. Przecież nie było opcji, żeby SOON się dowiedziało... a nawet jeśli, zawsze mogła zwalić na Oleandrę.

Po wejściu głębiej w centrum miasta, pierwszą rzeczą jaką zobaczyła, były ogromne maszyny i urządzenia, za których pomocą wznoszono kolejne wieżowce. Od środka zalała ją lawa.

- Dlaczego cały dzień szarpałyśmy się z tymi cegłami, skoro takie coś... – wskazała na wysoki dźwig. – ...Mogłoby wnieść to wszystko w 2 minuty?!

- Nie rozumiesz-

- Spostrzegawcza jesteś! – denerwowała się. – Po prostu to wszystko nie ma sensu. Nic nie ma sensu w tym mieście!

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz