Rozdział 81

115 23 36
                                    

Lukas przyglądał się naszkicowanej mapie miasta, szukając dogodnego miejsca do przeprowadzenia ataku.

Chciał zaatakować od razu; wierzył, że nie potrzeba im ponadprzeciętnych umiejętności bitewnych, gdy mieli swoje oszałamiające supermoce. Nie chciał jednak ryzykować życiem mutantów, którzy dobrowolnie zgodzili się walczyć u jego boku i zgładzić gatunek ludzki w imię pomszczenia mutantki, której osobiście nawet nie znali, a wiedzieli o niej tylko tyle, że była szaloną morderczynią i jego siostrą.

Zastanawiał się też nad uzbrojeniem. W końcu wystarczyła chwila nieuwagi i jeden celny strzał w serce, albo głowę, aby zabić mutanta. Hełmy i kamizeli kuloodporne, pozostałe po poległych żołnierzach i wciąż walające się gdzieś po lesie, mogły się przydać, ale mogły też znacząco spowolnić. Brać czy nie brać, kwestia sporna, bo szybkość była jednym z ich atutów.

Z rozmyśleń wyrwało go uderzenie, gdy sporawa bryła śniegu oderwała się z półki i uderzyła w grunt. Ktoś, a raczej – sądząc po szeptem kłócących się głosach – kilka ktosiów było przed wejściem.

Wytężył słuch:

- Oh, dałabyś sobie pomóc, Burzyczko, dobrze wiesz, że jako twoja krewna, prawie siostra, chcę dla ciebie najlepiej – rozpoznał Kipiti.

Sekunda przerwy.

- Nie patrz tak na mnie – Estera rozpoznałby wszędzie. – Wiesz, że w tej sprawie akurat zgadzam się z Kipiti. Ale nie zamierzam się wtrącać.

- I ja tak samo – Kipiti brzmiała, jakby powiedzenie tego przychodziło jej z trudem. – Wszyscy wiemy jednak, że tak byłoby lepiej. Lukas potrzebuje odwrócenia uwagi.

- Nie możesz przewidzieć jak zareaguje i ani słowa więcej – głos Burzy był jak balsam dla uszu. – Chodźcie już do środka, zanim go zdenerwujecie. Dobrze wiem, że podsłuchujesz i cześć, tak prze okazji – mówiła tak samo cicho, ale znacznie radośniej.

Z uśmiechem odwrócił się do wejścia i czekał, aż wszyscy trzej pojawią się w zasięgu wzroku:

- Hejka – jego spojrzenie przesunęło się po wszystkich, ale spoczęło na Burzy. – A tak w ogóle, skąd wiedziałaś, że podsłuchuję?

- Oh, proszę cię, przecież znam cię nie od dziś – zbliżyła się o krok. – Poza tym, wszystkie odgłosy z wewnątrz także ucichły.

Bezskutecznie starał się zapanować nad swoim szybko bijącym sercem:

- A więc oboje podsłuchiwaliśmy – zripostował i oboje się roześmiali.

Kipiti głośno odchrząknęła:

- Nie chcę przerywać wasz- – Burza piorunowała ją spojrzeniem. – Ale przyszliśmy w pewnej sprawie. Chodzi o to, że na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy wyszliśmy gdzieś w czwórkę...

- I pomyśleliśmy, że to dobra okazja, żeby nadrobić stracony czas – dodał Ester, jego mina mówiła: „Nie możesz odmówić, stary, więc lepiej się nie kłóć". Znał go tak dobrze, że prawie usłyszał go w swojej głowie. – To co ty na to? Udało nam się już namówić Burzę, więc ty nie możesz być gorszy.

- Sam nie wiem... powinienem planować atak.

- Oj, daj spokój! – Ester nadąsał się, jak dzieciak. – Robisz to cały czas.

- Chyba nie zamierzasz zmuszać nas do walki w takim śniegu; że nie wspomnę już nawet o temperaturze – Kipiti pocierała swój czerwony, zziębnięty nos. – Na treningi jest nawet za zimno.

- W Nice jeszcze nie napadało – odparł, wspominając poranny raport, zdany przez grupę zwiadowczą. – I jest też trochę cieplej, niż u nas.

- W każdej chwili nas dogonią – nie dawała za wygraną. – A nie zapominaj, że jeszcze musimy się tam dostać. To kawał drogi, który z pewnością wydłuży się w taką pogodę.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz