Rozdział 73

141 24 31
                                    

Burza bardzo poważnie traktowała obietnicę złożoną Kasamii. Nie spała od ponad 24 godzin, a po powrocie do Kotliny zamiast się położyć, biegała – z bagien do Kotliny i z Kotliny na bagna. Pobiegła tam bez żadnego planu i wsparcia. Krążąc wkoło budynku starała się coś wymyślić, ale w końcu się poddała i pobiegła do Kotliny, gdzie na miejscu zdała sobie sprawę, że nie pamięta po co. To zaprowadziło ją z powrotem na bagna.

Podjęła mizerną próbę szpiegowania. Rozwijane okiennice pozostawały zasunięte. Która mogła być godzina? Dziewiąta? Może ciut wcześniej, ciut później? Najwidoczniej późno rozpoczynali pracę, albo, nie dajcie Żywioły, opuścili to miejsce i przenieśli się do kryjówki, która wciąż była tajna. Wytropienie ich byłoby awykonalne.

Walczyła z opadającymi powiekami i z pewnością przysnęła na moment, albo dwa. Wybudziło ją dopiero skrzypienie dźwiganych żaluzji.

Dotarło do niej, że lepiej jednak było wkraść się do budynku, kiedy ci jeszcze spali.

Nogi znowu zaprowadziły ją do Kotliny. Bezdyskusyjnie potrzebowała wsparcia, a przypadek chciał, że Kipiti była jedyną, z którą podzieliła się swoimi podejrzeniami i której nie musiała niczego od początku wyjaśniać. Zapewne Ester również to wiedział. Nie była jednak przekonana czy chcę fatygować go do czegoś, co ma związek z Kasamią. Wiedziała, że mogłaby mu zaufać i nie musiałaby się na każdym kroku martwić, że coś przypadkiem wypapla.

Ester nie chciał zabijać.

Kipiti nie miałaby z tym najmniejszego problemu.

Mogła wziąć obu, ale nie miała okazji zaobserwować jak współpracują ze sobą, odkąd zostali parą. Mogliby się wzajemnie rozpraszać. Nie powinna ryzykować, że któreś z nich zostanie złapane. Po tym co powiedziała jej Kasamia, nie miała wątpliwości, że ludzie są w stanie posunąć się do okropnych rzeczy, byle wyciągnąć prawdę.

To sprawiło, że znowu zaczęła analizować – Kipiti była bardziej wytrzymała i uparta, podobnie zresztą, jak Kasamia. Żeby wydobyć prawdę z Estera wystarczyło połaskotać go piórkiem.

Podjęła decyzję.

- Ej, Mora, widziałaś może Kipiti? – zawołała do mutantki, która stała najbliżej. Duże, ciemne oczy Mory natychmiast spoczęły na niej. Skinęła, a następnie wskazała palcem odpowiedni kierunek. – Jasne, dzięki za pomoc – uśmiechnęła się nieśmiało, zanim musiała wrócić do pracy i rozdzielić walczące trzylatki. Trudny wiek, maluchy odkrywały swoje moce i jak nie raniły nimi siebie, to raniły innych.

Po przejściu kilku kroków sylwetka Kipiti zaczęła się powoli wyłaniać. Chyba z kimś rozmawiała, ale nie widziała z kim, bo tego kogoś zasłaniała skała. Usłyszała za to jej słowa:

- Nie, nie widziałam jej od wczoraj i nie, jestem pewna, że tylko poszła sobie na ultra wczesny spacer w blasku księżyca. Owszem, nie powiedziała o tym nikomu, ale ty niepotrzebnie się martwisz – nie usłyszała odpowiedzi tej drugiej osoby, ale była przekonana, że rozmawiają o niej. To sprawiło, że zaniepokoiła się bardziej, bo wiedziała już z kim musi rozmawiać. – No dobra, rozumiem, ale nie uważasz, że to trochę paranoiczne z twojej strony? Burza jest dużą dziewczynką i nie chcę żyć na smyczy. Gdyby chciała, zostałaby z którymś naukowcem.

- Hej, Kipiti! – zawołała udając, że niczego nie podsłuchała.

Blondynka obejrzała się na nią, a zwycięski uśmiech od razu rozkwitł na jej twarzy. Odwróciła się do swojego rozmówcy:

- A nie mówiłam? – prychnęła, a wtedy zza skały wychylił się Lukas. Był wyżej od Kipiti. Siedział na jednym z kamieni, ale zeskoczył na dół w chwili, gdy tylko ją zobaczył; oczy rozbłysły mu ulgą.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz