Po ponad miesiącu nieustannej pracy nad swetrami dla całej osady, Burza w końcu miała więcej czasu dla siebie, ale nie była z tego zadowolona, bo strasznie się nudziła. Wszyscy wokół wydawali się tonąć pod długaśną listą rzeczy do zrobienia, ale kiedy proponowała swoją pomoc, słyszała jedynie gadki w stylu: „Jesteś bardzo miła, ale już dość się napracowałaś i powinnaś odpocząć" czy „Ciesz się wolnym, ja na twoim miejscu bym odpoczywał, a nie rwał się do pracy". Dlatego skończyła tutaj, spacerując bez celu i zamartwiając się o wszystkich wokół.
Martwiła się o Lukasa, bo miał na głowie najwięcej z nich wszystkich i prawie nie miewał czasu na odpoczynek.
Martwiła się o Kipiti, bo całkiem zamknęła się w sobie i nie chciała z nikim rozmawiać. Podobno dlatego, że Satur ją odrzucił.
Martwiła się także o Kasamię, bo od dwóch dni nikt jej nie widział. Nie wychodziła żeby jeść, ani żeby pić. Większość mutantów uważała, że znowu wybyła gdzieś na kilka dni, ale ona nie była tego taka pewna. Siostra Lukasa zachowywała się dziwnie – znaczy dziwniej niż zwykle.
Westchnęła i nagle zdała sobie sprawę, jak daleko się zapuściła. Dotarła prawie do podnóża góry Kasamii, a czuła się niemal tak, jakby to jej podświadomość ją tutaj zaprowadziła.
Zajrzę tam – zdecydowała nagle. – Jeśli plotki są prawdziwe i tak jej nie zastanę, a jeśli nie są... – zamyśliła się. – To może uda mi się z nią porozmawiać i wyciągnąć dlaczego tak się gniewa.
Burza przywołała skrzydła i mniej niż minutę później, stała na półce skalnej przed wejściem.
Powąchała powietrze i z zaskoczeniem odkryła, że poza zapachem poszukiwanej mutantki wyczuwa jeszcze jedną, obcą woń. Miała ona dziwaczny mleczny aromat i wydawała się znajoma. Nie mogła jednak przypomnieć sobie, skąd ją znała.
Przełykając ślinę, przecisnęła się przez szczelinę i zajrzała do środka.
To co zobaczyła było ostatnią rzeczą, jaką spodziewała się tutaj zobaczyć – co za bzdura – w życiu by się tego nie spodziewała! Prędzej obstawiałaby, że zastanie tutaj balujących kosmitów niż... to.
Na materacu przed nią leżała Kasamia – była wychudzona i pobladła jak trup. Przez ułamek sekundy myślała nawet, że nie żyję, ale wtedy dostrzegła, że jej bok wciąż się unosi – i całe szczęście, bo nie miałaby pojęcia co zrobić z niemowlęciem, które aktualnie wyciągało maleńkie rączki i próbowało rzuć ogon matki, gdyby było inaczej.
Kasamia jest... mamą?! Jak to się stało? Przecież... ona... ja... jestem prawie pewna, że mutanci nie mogą rozmnażać się sami z siebie. Cóż, to przynajmniej wyjaśnia dlaczego w ostatnich miesiącach tak bardzo przytyła.
- Że też się nie domyśliłam – wyszeptała. – Teraz kiedy o tym myślę, wydaję się to oczywiste, ale nie pomyślałabym, że... – zabrakło jej słów.
W tym momencie Kasamia strzepnęła uchem, a jej oczy otworzyły się gwałtownie:
- Burza?! – wrzasnęła z zaskoczenia i jakby jeszcze mogła ją ukryć, zakryła córeczkę ogonem. – Co tu robisz? Czego chcesz? – napięła mięśnie, a jej spojrzenie niemal miotało piorunami, mimo to nie wstała, tylko lekko uniosła głowę. – Nieważne, odejdź natychmiast.
Wzrok Burzy skupił się na niemowlęciu – czy jej mózg płatał jej figle? Może tylko się przewidziała, przecież niemożliwe, żeby... – wyjrzała za ogon Kasamii i zamrugała. Tam rzeczywiście było dziecko; przyjrzała mu się skrupulatnie i powąchała:
Blondynka, złote oczy – to brzmiało trochę obco, mimo to miała ten sam charakterystyczny pieprzyk i nos po matce.
Mutantka odchrząknęła głośno, a Burza odskoczyła, kiedy zdała sobie sprawę jak blisko podeszła.
CZYTASZ
Brakujący Element
Fantasy"Kiedy noc nastanie nad światem, pełnia zaświeci na niebie, księżyc odbije światło słońca i zadecyduje, kto teraz władze sprawuję. Gdy krew spłynie na jego jasną posturę, zwycięstwo Dympirów przypieczętuje, lecz gdy księżyc biały nastanie, mroku to...