Rozdział 44

158 27 6
                                    

- Więcej was już matka nie miała? – wyszeptała ze zgrozą, wpatrując się w całe oddziały uzbrojonych żołnierzy, czekających jedynie na to, żeby odebrać jej życie.

Wokół góry krążyły trzy, albo i nawet cztery helikoptery, a zalatujący od dołu zapach benzyny sugerował o ciężarówkach i innych wozach pancernych, czekających na dole. Minie trochę czasu, zanim uda im się tu wdrapać, nawet jeśli mieli te swoje gadżety i latające plecaki.

Wycofała się z powrotem do środka, dźwignęła Arię i zaniosła ją pod sam tunel. Mała mutantka wyraźnie wyczuła jej panikę:

- Co się dzieję? – pisnęła i podskoczyła, kiedy góra niegroźnie się zatrzęsła. Prawdopodobnie próbowali wykurzyć ją ze środka.

- Nic dobrego, musisz się ukryć – nigdy wcześniej nie atakowali aż tak bezpośrednio. Owszem, zdarzało się, że wysyłali żołnierzy do jej jaskini, ale nigdy nie był to zmasowany atak. Na tego typu akcje natrafiała głównie w lesie. – Posłuchaj – dla wzmocnienia efektu złapała ją za barki. – Przyszły potwory, a ty za nic w świecie nie możesz dać się im złapać.

- A ty? Co z tobą? Mamo...

- Spróbuję je stąd przegonić – oznajmiła i z kolejnym wstrząsem pchnęła ją do tunelu. – Nie wolno ci stamtąd wychodzić. Zostań w środku dopóki nie wrócę – powtórzyła z naciskiem.

- Ale...

- Żadnych ale! Szybko! – pchnęła ją głębiej, kiedy jej ucho wychwyciło świst, świadczący o tym, że ktoś właśnie spuszcza się tutaj na linię. Przez jej umysł przetoczył się najczarniejszy scenariusz. Zamknęła oczy i wyszeptała w tunel. – Pamiętaj proszę, że cię kocham.

Powolne, ciężkie kroki – groźba – zbliżały się niewzruszone w stronę wejścia. Jeśli teraz wyjdzie, zestrzelą ją. Wspięła się więc po ścianie i ukryła w rogu sufitu. Uporczywie trzymała się wystających kamieni i starała się pozostać możliwie nieruchomo, żeby nie narobić hałasu.

Do jaskini wmaszerowała pulchna, starsza kobieta w kamizelce kuloodpornej i z bronią w gotowości:

- Kasamio, wiemy, że tu jesteś – powiedziała donośnym, równym głosem. – Możesz się pokazać. Nie chcemy twojej krzywdy.

Kasamia nie potrafiła powstrzymać przewrócenia oczami:

- Tak, a to jest pistolet na plastikowe kulki – sarknęła, kobieta zaś podskoczyła i odwróciła się twarzą do niej.

- Nie, na strzałki usypiające – wystrzeliła, ale trafiła w ścianę, bo właśnie w tym momencie Kasamia zmieniła postać. Odbiła się i jako kot wylądowała pod jej stopami. Niestety nie było to lądowanie pełne gracji, jakie zaplanowała, ponieważ w trakcie skoku przeszedł ją skurcz i upadła na brzuch. Wyglądała żałośnie. Głupie nadużycie mocy.

- A czy wygląda na to, żebym nie dosypiała? – wykorzystała chwilę jej nieuwagi i zmieniła się w lwice, łapą wytrącając jej broń.

Kobieta sapnęła z przerażenia i zakryła się rękami:

- Nie musimy walczyć – błagała.

- Wszyscy tak mówią, kiedy mają zginąć – odwarknęła. Przez cały ten czas nie spuszczała jej z oka. Wtedy jednak coś ukuło ją w biodro i syknęła. W wejściu stało trzech innych żołnierzy, a z jej ciała sterczała strzałka usypiająca. Zakręciło jej się w głowie i w jednej chwili zwiotczały łapy – Co robić? Co... masa!

Szybko przywołała większą masę, a zawroty głowy momentalnie minęły. Odzyskała czucie w łapach i nie zmarnowała ani sekundy. Od razu skoczyła na kobietę i pchnęła ją na pozostałych. Przewrócili się, a kobieta dostała strzałką usypiającą w czoło.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz