Rozdział 7

497 48 43
                                    

Kasamia skradała się przez ciemny i niepokojąco cichy las. Nie było śladu po owadach, a jedynym słyszalnym dźwiękiem było echo jej kroków. Zupełnie jakby była sama na świecie.

Wkrótce opuściła gęste zarośla i gruby baldachim drzew, których liście zasłaniały jej widok na niebo i wyszła na niewielką przyleśną polanę.

Po drodze zajrzała w każdy krzak i pod każdy kamień, ale znów, po raz kolejny nie mogła przypomnieć sobie czego szukała. Nie wiedziała, ale była z tego powodu bardzo niespokojna. Niespokojna, ale głęboko w środku, bo jej twarz nie okazywała emocji.

Nagle jej spojrzenie powędrowało do dziwnie umiejscowionego krzewu na samym środku polany. W przeciwieństwie do pozostałych nie rosły na nim żadne kwiaty, ale... zmrużyła oczy, żeby lepiej się przyjrzeć... trujące jagody! - nie była do końca pewna, skąd to wiedziała, ale wiedziała.

Przykucnęła i ostrożnie rozchyliła jego gałązki. Pośrodku leżał kamień, który zaświecił na jej widok nieziemskim, żółtawym światłem. Wyciągnęła do niego rękę, ale cofnęła ją w ostatniej chwili.

To niemożliwe - pomyślała, bo przed jej nogami leżał jeden z fragmentów zniszczonego kryształu. - To niemożliwe - skandował jej umysł. - Przecież cię zniszczono... fragment Życia został zniszczony!

Poczuła na sobie czyjeś spojrzenie i prędko obejrzała się w tamtą stronę. Tuż za jej plecami stała sama Życie.

Ich spojrzenia się spotkały i trwały tak przez chwilę, która mogła trwać zarówno 1000 lat, jak i mrugnięcie okiem. W końcu Życie uniosła palec, a Kasamia podążyła za nim spojrzeniem.

Księżyc.

Widziała księżyc.

Mrugnęła, a kiedy tylko otworzyła oczy nie była już na tajemniczej polanie, a w laboratorium pod oknem, gdzie zasnęła.

- To był tylko sen... - jej głos był ledwie szeptem, a niepokój znacząco przyśpieszył bicie jej serca.

Może to przez te całą sprawę z imieniem, które nadała jej Burza, albo natłokiem wrażeń poprzedniego dnia, ale... po raz pierwszy odnalazła we śnie to czego szukała. Wciąż nie wiedziała czego szukała, ale gdzieś głęboko w środku poczuła, że to znalazła.

Ale co to było? - ta myśl szybko została zastąpiona przez inną - Dlaczego akurat księżyc? Co to znaczy? Dlaczego księżyc? - nie dawało jej to spokoju.

Wstała i skierowała kroki w stronę odległego kąta pokoju. Nie potrafiła już znieść chaosu myśli, który rozpętał się w jej głowie.

- Lukas! - szepnęła ostro i nerwowo obejrzała się na rodziców. Lepiej, żeby się teraz nie obudzili. - Lukas wstawaj! - szturchnęła go i czekała, kiedy on mamrotał coś niespójnego pod nosem. - Lukas, nie śpij! - pchnęła go.

- Czego chcesz? - skrzywił się, ale nie otworzył oczu. - Daj mi spać... - wymamrotał i uchylił jedno oko. - Kasamia, jest środek nocy, ty psychopatko! - warknął, przewracając się na drugi bok.

- Chcę o coś zapytać - powiedziała, przysuwając się bliżej.

- No to pytaj!

- Co to księżyc? - zapytała, a Lukas spojrzał na nią, jak na wariatkę. - Znaczy... co według ciebie oznacza - doprecyzowała.

- Że jest późno i mam iść spać - zamknął oczy, dając jej do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną.

- Nieważne - parsknęła zirytowana. - Zapomnij, że w ogóle pytałam - wstała i niepewna co ze sobą zrobić, wróciła pod okno.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz