Kasamia przebudziła się zaledwie pół godziny później, bo przez ten okropny ból nie potrafiła nawet spać.
Chwila... a dlaczego boli mnie... Och, racja – dogoniła bieg wydarzeń i uchyliła powieki. Niemowlę wciąż spało w jej ramionach. – Myślałam, że je zabiłam. Widocznie zasnęłam – zrezygnowana rozejrzała się w poszukiwaniu Życia.
Była sama.
Znowu spojrzała na dziecko:
- To nigdy nie powinno się wydarzyć – powiedziała, choć nie potrafiła wykrzesać z siebie gniewu. Potrząsnęła głową, żeby upewnić się, że na pewno nie śpi. – Nie powinnaś się urodzić tylko po to, by umrzeć... ale, jak ja cię nie zabiję, zrobi to ktoś inny – złapała maleństwo za kark. – Przepraszam – szepnęła, ale nie wykonała żadnego ruchu, bo właśnie w tym momencie otworzyło oczy.
Złote. Identyczne jak jej matki. Spoglądała w nie zahipnotyzowana, a potem nie kryjąc bólu, głośno się rozpłakała.
Ostatnim razem, kiedy widziała te oczy były matowe i puste. Zabiłam moją mamę – przełknęła gorzko. – Ale wtedy nie miałam wyboru, teraz mam, ale... nie mogę! Muszę ją zabić, bo inaczej zabiję nas obie. Nie mogę zajmować się dzieckiem, nie będę dla niej dobrą matką! Jestem potworem! To okrutne sprowadzać na świat kolejnego mutanta... Lepiej będzie to zakończyć... TERAZ – postanowiła, ale jej dłonie drżały tak bardzo i... to było trudniejsze, niż wymordowanie wioski niewinnych ludzi – Pfu! Za dużo czasu spędzam z Życiem! Przecież ludzie zawsze są winni. To wszystko przez nich! Gdyby nie oni, nic z tego by się nie wydarzyło!
Zacisnęła powieki, kipiąc ze wściekłości; łzy bezsilności spływały po jej policzkach. Czuła się jak potwór, ale przecież nie miała wyboru... a może miała? Znowu pomyślała o rodzicach i zabolało ją serce.
Nie mam wyboru, zrobię to szybko- – otworzyła szeroko oczy, kiedy poczuła na policzku malutką dłoń.
Ponownie spojrzała na dziecko, bezbronne i na jej łasce, a jednak mimo to ufne – nie oceniało jej. Zapomniała już jak to jest mieć czystą kartę. Zwłaszcza od dnia, w którym zginęli rodzice miała wrażenie, że wszyscy żywią do niej cichy wstręt i widzą w niej jedynie mordercę.
Samotność uderzyła ją ze zdwojoną siłą. Odkąd pamiętała miała jedno marzenie, żeby ich życie było normalne, a rodzina radosna i szczęśliwa. Ale jej rodzina się rozpadła... ona ją zniszczyła. Ludzie odebrali jej to, kawałek po kawałeczku i teraz nie miała nikogo.
Położyła dłoń na dłoni maleństwa, a to wydało z siebie dziwaczny, radosny bełkot. Przyjrzała jej się bliżej. Dziewczynka miała ledwo widoczne blond włoski, złote oczy i ten sam charakterystyczny pieprzyk pod prawym okiem, który ona i całe jej rodzeństwo, odziedziczyli po matce.
To jest moja rodzina – pomyślała mimowolnie. – Krew z krwi.
Może... tylko może... mogłabym cię zatrzymać? – zawahała się. – Może ty byś mnie nie zdradziła? Jesteś moją córką, a czy córka zdradziłaby matkę? Ja bym mojej nie zdradziła. Nie z własnej woli.
Kasamia spróbowała wstać, ale rany zapiekły ją żywym ogniem i skomląc z bólu, upadła z powrotem. Grunt, że dziecku nic się nie stało- – no świetnie, teraz to już na pewno jej nie zabiję. A mama mówiła, że za łatwo się przywiązuję...
Sekundę później znowu poczuła na sobie maleńkie rączki, kiedy dziecko próbowało łapać ją za koszulkę.
Kasamia miała w głowie pustkę, kiedy zastanawiała się po co to robi, ale ostatecznie uznała, że po prostu się nudzi:

CZYTASZ
Brakujący Element
Fantasy"Kiedy noc nastanie nad światem, pełnia zaświeci na niebie, księżyc odbije światło słońca i zadecyduje, kto teraz władze sprawuję. Gdy krew spłynie na jego jasną posturę, zwycięstwo Dympirów przypieczętuje, lecz gdy księżyc biały nastanie, mroku to...