Rozdział 105

58 13 17
                                    

Lukas spoglądał ze skały na powracających myśliwych, prowadzących pod ramię swojego towarzysza, który w trakcie polowania został postrzelony i w panice złamał i źle zrósł sobie nogę. Oprócz przyjaciela, przytargali także jednego zająca. A to nie wróżyło za dobrze ich wyjącym z głodu brzuchom.

Zaaferowani hałasem mutanci, zaczęli wyłaniać się ze swoich domków i jaskiń, a poruszone szepty ogarnęły polanę. To nie był pierwszy raz. Niedługo później zapanował prawdziwy chaos. Ciężko było rozeznać się o co w ogóle chodzi, dopóki gwar, nie zmienił się w wrzask i głośny protest.

- To musi się skończyć!

- Mamy tego dość!

- Precz z ludźmi!

- Przez nich wszyscy pomrzemy z głodu!

- Panoszą się jak u siebie!

- Nie będziemy tego dłużej tolerować!

- Zabić ich! Zabić!

- Zabić i wykastrować!

- Musimy pokazać im, gdzie ich miejsce!

Burza stanęła u jego boku, ale nie odzywała się, nie chcąc w jakikolwiek sposób wpłynąć na jego decyzję. On jednak, znał jej poglądy.

Spojrzał po swoich mutantach, po każdym z osobna. Widział ich wykrzywione wściekłością i strachem twarze. Widział ich ból i niezrozumienie, oraz widział to, jak bardzo w ostatnim czasie schudli. Ale też czuł ich siłę. Potęgę, którą się stali.

Odtworzył i przeanalizował w myślach stary plan, który odłożył na bok, gdy w całości poświęcił się oswobodzeniu Arii. Przypomniał sobie ich treningi i oczyma wyobraźni raz jeszcze podziwiał postępy. Uśmiechnął się do siebie, a następnie zawołał o ciszę.

- Mutantki i mutanci, pragniecie zemsty na swych wrogach, którzy wtargnęli na wasz teren i zniewolili was w waszym własnym domu. – tłum wykrzyknął na zgodę. – Znacie mnie i dobrze wiecie, że ja również pragnę zemsty za to, co uczynili mojej siostrze i jej córce. Ludzkie oddziały są teraz znacznie osłabione, w ostatniej walce stracili wielu żołnierzy. Dodatkowo, Nika wciąż jest masowo najeżdżana przez Dympiry – rozejrzał się i z satysfakcją stwierdził, że dostrzega aprobatę na twarzach większości. Także Burza zdawała się słuchać jego przemówienia z zapartym tchem. – Jak wiecie, niestety nie jesteśmy w stanie się przebić i uwolnić mojej siostrzenicy z ich oślizgłych łapsk tutaj, ale możemy zaatakować ich tam, gdzie najbardziej zaboli. W Nice, na oczach zwykłych ludzi, którzy oglądać będą ich sromotną klęskę. Dlatego najedzcie się i wyśpijcie, albowiem wyruszamy o zmierzchu. Jutro o świecie wyrównamy rachunki!

Po jego przemówieniu rozległy się wiwaty, a Lukas poczuł, jakby dzięki nim urósł o kilka centymetrów.

- Jeśli ktoś czuję opory przed walką i woli zostać w Kotlinie, oczywiście ma taką możliwość – dopowiedziała Burza. – Wyznaczę grupę, która zostanie tutaj z najmłodszymi, więc jeśli i tak planowaliście zostać, zgłaszajcie się do mnie.

Fuzja pomachała do Burzy spod żłobka, a gdy miała już jej uwagę, zawołała, prosząc, by podeszła.

- Jeszcze jedno – Lukas ujął jej dłoń, zanim zdążyła się ruszyć. – Czy mogłabyś-

- Jeśli chcesz prosić, abym została, to lepiej ci tutaj przerwę – w oku miała psotny błysk. – Idziesz ty, idę i ja.

- I nie ma dyskusji? – spytał z proszącym grymasem. Wciąż łudził się, że zmieni zdanie i oszczędzi mu największego zmartwienia.

- Nie ma dyskusji – Burza pochyliła się i zakończyła zdanie, krótkim pocałunkiem w usta. – I lepiej się z tym pogódź – odwróciła się i odeszła.


Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz