Rozdział 66

129 22 36
                                    

Kasamia czuła przytłaczający ciężar na sercu, kiedy tego samego dnia wieczorem, leżała w łóżku i próbowała spać.

Myślała... wydawało jej się, że wszystko było dobrze. No, może nie dobrze, ale było lepiej. Okazało się jednak, że to tylko iluzja, a ból rzeczywiście powrócił w chwili, kiedy najmniej się tego spodziewała. Dzisiejszy dzień toczył się całkiem normalnie. Po tym jak „wytarła" obraźliwy napis, zadzwoniła do niej Oleandra; przeprosiła za swoje wścibskie pytania i zaproponowała spotkanie w pobliskiej kawiarni (zaznaczając, że nie musi pić kawy i może wziąć herbatę). Herman nie miał nic przeciwko, a kiedy mijała się z ojcem Rudej N, Williamem, wydawał się on o niczym nie wiedzieć. Może faktycznie niepotrzebnie obawiała się, że Oleandra dla niego szpieguje? W każdym razie, po tym krótkim spotkaniu ich relacja wróciła na właściwe tory. Jednak to w drodze powrotnej, kiedy poszły już swoimi drogami, Kasamia wpadła na spacerującą przez park kobietę z małą, energiczną blondyneczką, która tak bardzo przypominała jej Arię, że z tęsknoty niemal zgięła się w pół.

Później wszystko już było okropne, okropne i jeszcze raz okropne.

W SOON panowało jakieś zamieszanie, bo poza Przypływem, Florą i dwoma innymi agentami w porze obiadowej było nieprawdopodobnie pusto. Jakby wszyscy wyjechali na jakieś tajne spotkanie. Nie było nawet pani Mieci, która zwolniła się do domu zaraz po podaniu im brei. Kasamia czuła się niecodziennie samotna, a brak dowództwa, który równał się z brakiem zajęć, sprawiał, że po zmyciu naczyń, nie miała na czym skupić myśli. W rezultacie te nieustannie krążyły wokół Arii.

Jakoś około godziny 17:00 wróciła do pokoju i z tępą pustką w sercu wpatrywała się w ścianę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Niedługo później przyszedł Koszmar, ale w zasadzie to nawet nie wiedziała, kiedy wyszedł.

Od tego czasu, straciła poczucie czasu i leżała. Wiedziała jedynie, że było już ciemno i że mózg nie pozwalał jej spać. A była zmęczona.

Kasamia westchnęła, niepoliczalny raz przekręcając się na drugi bok:

- Nawet gdy zgaśnie we mnie świtu blask... – nuciła sobie cicho słowa kołysanki, którą zazwyczaj śpiewała Arii. Była to ta sama melodia, którą pamiętała z własnego dzieciństwa. – Nie pozwolę ciemności kontrolować mnie – mama zawsze śpiewała im, kiedy nie mogli spać. – A gdy wartość ma ze świtem powróci znów... – w skrajnych przypadkach, kiedy byli zbyt rozbrykani, żeby spać, tata porywał ich do tańca i kręcił się z nimi po całym pokoju, aż padli ze zmęczenia. – Nie poddam się... zwyciężę każdą z burz... – zamknęła oczy i wyobraziła sobie jej rozpromieniony uśmiech i duże złote, jak gwiazdy oczy. – Śpij dobrze, moje złotko – szepnęła w nicość.

Mijał czas, długie sekundy, albo krótkie godziny; nie była do końca pewna. Ale czas mijał, a ona nadal nie mogła spać. Może to ta podejrzana cisza? Zazwyczaj był ktoś na nocnej zmianie, ale dzisiaj wydawało się, że nie było nikogo. To powinno ją ucieszyć.

Kasamia usiadła na skraju łóżka i zacisnęła zęby. I tak nie było sensu zasypiać. Zegar wskazywał 00:20 i za jakieś 40 minut, może więcej zadzwoni, żeby przypomnieć jej, aby zażyła tłumik. Co nie zmienia faktu, że wolała go przyjmować, kiedy była zaspana i ledwo przytomna.

Mrużąc oczy, przeanalizowała pokój wzrokiem. Było tu mało, ale jednak dość miejsca... przez chwilę wahała się czy nie wstać i nie spróbować odtworzyć tamtego tańca, wyobrażając sobie, że ojciec wciąż jest obok niej. Szybko jednak przegnała tę niemądrą myśl z głowy w obawie przed ciężarem wspomnień i bólem, jaki to przyniesie. Dla własnego dobra, naprawdę powinna odciąć się od wszystkiego co przypomina jej o rodzinie. Choć z drugiej strony, czy zmarli krewni nie potraktują tego, jakby chciała się odciąć i wyrzucić wspomnienie o nich do kosza? W końcu wciąż bardzo ich kochała i zależało jej na nich, ale... to bolało.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz