Rozdział 41

162 30 11
                                    

Burza nie widziała Lukasa odkąd obiecał, że załatwi kogoś do ochrony ludzkich dzieci, a to było przecież dobre 16 godzin temu – nie żeby liczyła.

Od tego czasu nikt go nie widział, kiedy zaś nie wrócił do północy, zmartwiła się jeszcze bardziej i w rezultacie nie potrafiła spać. Próbowała, ale wierciła się jedynie i przewracała z boku na bok, powtarzając przy tym, że Lukas jest wolnym mutantem i nie musi spowiadać jej się ze wszystkiego co robi. W końcu na chwilę przed wschodem słońca, zrezygnowała i poszła go poszukać. W razie czego powie po prostu, że wybrała się na wczesny spacer.

Kręciła się po lesie jakieś pół godziny, nim wreszcie natrafiła na jego zapach i znalazła go w unikanym przez większość miejscu. Konkretnie w ruinach ich dawnego więzienia. Początkowo przeszedł ją dreszcz, a do umysłu napłynęły obrazy śmierdzących leków, bata, ognia i spadającej na nią płonącej kolumny. Na samo wspomnienie zadrapało ją w gardle, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Mimo to przymusiła je, żeby dostać się do Lukasa. Kiedy go znalazła klęczał na pokrytych sadzą kaflach (którą swoją drogą, sam był już nieźle umorusany) i spoglądał na ruiny smutnymi, ale i jednocześnie pełnymi nadziei oczami, jakby między tymi skałami mógł znaleźć wszystkie odpowiedzi.

Delikatnie oparła dłoń na jego ramieniu, ale nie zareagował. Dopiero, kiedy wypowiedziała jego imię, spojrzał na nią, a kąciki jego ust poszybowały do góry.

Wyglądał teraz tak spokojnie, ale wciąż smutno.

Nie była pewna czy chciał rozmawiać, więc w milczeniu przykucnęła obok, a sadza pokryła również jej ubrania. Jej dłoń niezłomnie spoczywała na jego ramieniu, a jedynym dźwiękiem przez dłuższy czas była symfonia ich cichych oddechów. Mimo to, otaczająca ich cisza wcale nie była nieprzyjemna, co spowodowało, że jej serce zalało się szczególnym uczuciem. Większość życia spędziła w przekonaniu, że jeśli chcę być lubiana musi dużo i szybko mówić, inaczej rozmówca straci nią zainteresowanie. Dopiero kiedy poznała Lukasa zdała sobie sprawę jak błędne było owe przekonanie. Okazało się, że z odpowiednią osobą nawet cisza potrafiła być budująca, a czasami i nawet zabawna.

Chętnie wyznałaby teraz swoje uczucia, ale nie chciała mu dokładać problemów. Jego szczęście było dla niej dużo ważniejsze, niż jej własne i naprawdę nie miało znaczenia, że to było wręcz idealne miejsce na pierwszy pocałunek. Widziała to całkiem wyraźnie – wschód słońca, oni pośród ruin, w miejscu gdzie tamtego pamiętnego dnia się w nim zakochała... Nie! Nieważne, jak idealne by to nie było, bo się nie wydarzy. To nie był odpowiedni moment.

- Byłem dziś u Kasamii – odezwał się w końcu, wyrywając Burzę ze świata fantazji, w którym nieplanowanie się znalazła. Nie powiedział nic więcej, więc musiała zgadywać, co poszło nie tak:

- Nie przejmuj się, kiedyś na pewno ci wybaczy.

- Wybaczyła mi...

- To świetnie, Lukas! Tak się cieszę, że wreszcie- – zamilkła, kiedy dotarło do niej jak nieadekwatnie był przygnębiony. – Nie rozumiem, nie cieszysz się? Przecież tego chciałeś.

Albo to ona się stresowała, albo to on bardzo długo myślał nad odpowiedzią:

- Wybaczyła mi, ale... to nie wyglądało tak, jak to sobie wyobrażałem. Brzmiało to raczej tak, jakby chciała się mnie stamtąd pozbyć. Zresztą, to i tak nie jest mój największy problem.

- Lukas, to nieważne – dotknęła jego policzka i delikatnie nakierowała, żeby na nią spojrzał. – Wybaczyła ci. Chyba nie oczekiwałeś, że od razu rzuci ci się w ramiona? Teraz twoja w tym głowa, żeby odbudować to co było kiedyś, ale bez nacisku. Małymi kroczkami, a nim się obejrzysz znowu będziecie świetnymi przyjaciółmi.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz