Rozdział 78

104 22 26
                                    

Przeraźliwy jęk znowu wydobył się z jej gardła.

Kasamia przysnęła na kozetce w gabinecie Lucyny, podczas trwania narady między nią, a szefem SOON i liderką AŻ. Z maleńkiego pokoiku, słychać było przytłumione odgłosy. Nie wysilała się, żeby usłyszeć o czym mówią. W tej chwili chciała jedynie, żeby świat się zatrzymał, a ból zamarzł w wiecznym lodowcu.

Trudno uwierzyć, że jeszcze wczoraj czuła się świetnie. Wydawało się nawet, że zaczyna już zdrowieć, jednak dzisiaj rano, zupełnie znienacka, obudziła się w takim stanie, że ruszenie małym palcem wydawało się skomplikowane. Mdłości, bóle mięśni, zawroty głowy, a teraz także gorączka i uczucie, jakby krew płonęła jej w żyłach. Wszystko to przybiło ją do łóżka.

Jakby leki przeciwbólowe przestały działać.

Dostrzegła ciemnoszarą głowę zaglądającą przez okno. To Koszmar znalazł ją rano, jako pierwszy. Widząc ją – bliską agonii – pobiegł po pomoc do swojego pana. Wiatr próbował ją uspokoić, ale smutna prawda była taka, że bez mocy Życia był absolutnie bezradny.

W końcu około dziewiątej znalazł ją Herman.

- Dzwoń – usłyszała wyraźnie, bo Feniksa rzuciła to polecenie, otwierając drzwi na oścież. Za nią wyszedł Herman i Lucyna. Feniksa zmierzała w stronę korytarza, a minę miała taką, jakby zamierzała zasztyletować każdego, kto ośmieli się jej sprzeciwić.

- Oboje wiemy, że się nie zgodzi – przekonywał Herman. – Odciął się od tego wszystkiego dawno temu i nie chcę nawet słyszeć o powrocie.

- Nie obchodzi mnie to, dzwoń – spiorunowała go spojrzeniem. Chyba zapomniała, że to on jest szefem, a nie na odwrót. Westchnęła, spuszczając trochę z tonu: – Gryflee to w tej chwili jej jedyna szansa; jeśli on nie pomoże, nikt tego nie zrobi – wyszła.

Zabawne, prawie jakby Feniks to obchodziło.

Jest przytomna – zauważyła Lucyna. – Jak się czujesz?

- Do dupy – wychrypiała.

- Nie czujesz nawet minimalnej ulgi? – zdziwiła się. – Podałam ci najsilniejsze leki przeciwbólowe, jakie miałam!

Kasamia skrzywiła się, mrużąc oczy.

Herman i Lucyna wymienili spojrzenia:

- Dzwoń i powiedz mu jaka jest sytuacja – nakazała kobieta.

- Czemu w ogóle zawracacie sobie głowę, żeby mnie ratować? – wymamrotała, wiercąc się w poszukiwaniu nieistniejącej, bardziej komfortowej pozycji. – Chcieliście, żebym nie przeżyła. Truliście mnie. A Feniksa... Feniks szczególnie życzy mi śmierci.

W swoim stanie Kasamia nie zważała zbytnio na słowa. Nikt ze zgromadzonych jednak nie poświecił jej oskarżeniu większej uwagi.

- To kwestia honoru – rzekł po dłuższej chwili. – Nie moglibyśmy spać spokojnie, gdybyś umarła, a my nie spróbowalibyśmy wszystkiego co w naszej mocy, żeby temu zapobiec.

Słyszała, że wyszedł, a mimo to zapytała:

- A Feniks? – uniosła głowę, ale Lucyna zmusiła ją, by oparła ją z powrotem. – Nie uwierzę, że chodzi o honor. Nie miałaby wyrzutów sumienia, a nienawidzi mnie bardziej, niż obchodzi ją czyjakolwiek opinia.

- Może to nie moja sprawa... – odezwała się cicho. – Ale wydaje mi się, że ma trudności z patrzeniem na twoje cierpienie. Jej matka zmarła kilka lat temu w straszliwej agonii, bo lekarze odmówili leczenia jej przypadłości.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz