Rozdział 32

219 34 8
                                    

Burza nie doceniała swojego szczęścia, jakim był fakt, że przez ostatnie 3 dni nikt jej nie przyłapał i nie zapytał gdzie się wybiera. Doceniła to dopiero teraz, kiedy zatrzymał ją Lukas. Chłopak wprost nie mógł się nadziwić, że chcę iść na spacer w taką pogodę. Sama by się sobie dziwiła, gdyby to wszystko nie była ściema.

Śnieg sięgał po kolana, a co gorsza wciąż nie przestawał prószyć. Wiał lodowaty wiatr, a temperatura na zewnątrz – gdyby miała zgadywać – już dawno zeszła poniżej zera. Nikt, chyba poza Kiko, dzisiaj nie wychodził. Wszyscy pozamykali się w swoich jaskiniach i modlili, aby starczyło im drewna na opał do końca tej piekielnej zimy.

Lukas nienawidził mrozów chyba najbardziej ze wszystkich, a przynajmniej najczęściej to podkreślał. Dlatego też nie mogła ukryć zaskoczenia kiedy zaproponował, że pójdzie z nią. Na samą myśl, pomimo chłodu poczuła jak rozgrzewają się jej policzki.

Bardzo chciała, ale nie mogła wziąć go ze sobą. Kasamia w życiu by jej tego nie wybaczyła. Zresztą, obiecała, że tego nie zrobi, tylko... jak mogła mu odmówić? Wystarczyło jedno spojrzenie i już wiedziała, że nie będzie w stanie.

No bo co jeśli pomyśli, że go nie lubię? Albo że nie chcę spędzać z nim czasu? A co jeśli odmówię, a on zapyta gdzie idę i dlaczego chcę być sama? Co jeśli zacznie podejrzewać, że spiskuję za jego plecami? Co jeśli pójdzie za mną? Czy będzie zawiedziony? Wściekły? Czy nie będzie chciał mnie znać? Przez to wszystko na bank stracę jego zaufanie, oddalimy się i wreszcie wcale nie będziemy ze sobą rozmawiać. Przecież to koniec świata! Nie przeżyję jeśli przestanie się do mnie odzywać!

Naprawdę nie chciała sprawić mu przykrości, ani go zawieść... a może gdyby... gdyby miała wymówkę?

- Pewnie, ale... umm... najpierw skoczę kogoś odwiedzić, obiecałam... umm... obiecałam, że... po prostu komuś coś obiecałam. Zaraz wrócę! – powiedziała i odbiegła tak szybko, jakby goniła ją cała wataha wilków. Piekły ją uszy, ale w duchu dziękowała niebiosom, że nie wychwycił tego oczywistego kłamstwa. Znaczy... okej, może nie do końca kłamstwa. Naprawdę zamierzała kogoś odwiedzić, a konkretnie Kipiti.

Lukas tak bardzo mi ufa, że nawet nie podejrzewa mnie o kłamstwo – pomyślała mimowolnie i nagle poczuła się jeszcze gorzej.

Śnieg sypał coraz mocniej, a to sprawiło, że przez chwilę poczuła się zdezorientowana. Cała kotlina nagle stała się obca i poczuła, że być może wcale nie lubi zimy.

Prychnęła, a następnie potarła zmarznięty nos. Wtedy jednak odnalazła maleńką jaskinię u progu góry. Kipiti postanowiła się tam przenieść, kiedy Satur dał jej kosza. Wcześniej mieszkała w przestronnej grocie wraz piętnastoma współlokatorami.

Zawahała się przed wejściem – może odwiedzanie jej teraz, wcale nie było takim świetnym pomysłem? Zwłaszcza, jeśli chciała prosić ją o przysługę. Może powinna po prostu odejść zanim-

- Wchodzisz czy nie? – Ze środka rozległo się zniecierpliwione wołanie.

- Cześć Kipiti! – zawołała, odkrywając wejście i przeciskając się do środka z wymuszonym uśmiechem. Z zaskoczeniem dostrzegła obok swojej dawnej współlokatorki innego mutantka. – ...i Ester, cześć. Co tu robisz?

- Nic takiego, po prostu rozmawialiśmy – uśmiechnął się do Kipiti,a następnie posłał Burzy porozumiewawcze spojrzenie, wstał i przeszedł obok. Zatrzymał się dopiero przy wyjściu, gdzie swoją drogą było tak wąsko, że dosłownie stykali się łokciami. – Zostawię was same. Do później, Kipiti.

- Do później! – zawołała za nim, a po chwili jej bursztynowe spojrzenie spoczęło na niej. Wydawała się taka... spokojna. – Zgaduję, że masz jakąś sprawę, mów, zamieniam się w słuch.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz