Rozdział 98

85 14 26
                                    

Spodziewała się wielu rzeczy. Przemyślała wiele scenariuszy, począwszy od tego, że SOON zachowa się honorowo, aż do tego, że zabiją Kasamię. Nie była jednak w stanie przewidzieć, że skoro świt nad Kotliną przeleci helikopter i ostrzela przebywających na zewnątrz mutantów.

Zraniono wielu, z czego większość uratowała jedynie zdolność regeneracji. Postrzelone dzieci płakały, gdyż nie potrafiły jeszcze użyć tej konkretnej mocy. Trzeba było trzech, aby jedno przytrzymać, podczas wyciągania kuli, gdy ktoś inny używał na nich mocy.

Niestety były też ofiary śmiertelne. Czterech, opłakiwanych teraz przez zrozpaczone rodziny.

Po incydencie mutanci podzielili się na dwie grupy. Pierwszą stanowili ci, którzy chcieli natychmiast stanąć do walki, a drugą ci, którzy ukryli się głęboko w górskich jaskiniach i odmawiali wyjścia.

Lukas oczywiście musiał być w tej pierwszej grupie, choć podczas zamachu nie został nawet draśnięty. Był głęboko pogrążony we śnie i nawet przeraźliwy hałas z zewnątrz nie zdołał go wybudzić. Dopiero Burza zdołała. A konkretnie zapach jej krwi. Przybiegła się schować, po tym jak dwukrotnie postrzelono ją w bark – tylko jedna kula przeleciała na wylot.

Wciąż jeszcze drżała, obciążona strachem i poczuciem winy, gdy zanurzała dwa palce w ciepłej ranię. Wydarła pocisk i czym prędzej użyła mocy. Wtedy jej rozbiegany wzrok napotkał spojrzenie Lukasa.

- Co tam się dzieję? – zapytał, pędząc do wyjścia. Nie zdołał przez nie wyjrzeć, bo w tym momencie do środka wbiegło dwóch innych, nieświadomie udzielając mu odpowiedzi.

- Strzelają! Strzelają! – krzyczeli, kryjąc się za stalagnatem. Oboje krwawili i mieli stłuczenia, świadczące o tym, że po drodze wielokrotnie się potykali.

Lukas tym bardziej próbował się wydostać, ale Burza rzuciła się naprzód i przytrzymała go od tyłu, przyciskając jego plecy do piersi.

- Co ty wyprawiasz? Puść mnie, żebym mógł-

- Nie możesz tam wyjść! Nie słyszysz, co się dzieję?! – przyzwała dodatkową siłę, by utrzymać go w miejscu. – Zabiją cię!

- Atakują moich mutantów, muszę-

- Co? Dać się zabić?! – pociągnęła odrobinę za mocno. Stracili równowagę i runęli razem na ziemię. – Nic nie zrobisz, proszę, musimy to przeczekać.

- Burza! – Lukas przetoczył się i podniósł, by dłużej jej nie przygniatać. – Ktoś musi ich powstrzymać.

- Ale dlaczego ty? Dlaczego zawsze ty?!

- Jestem ich przywódcą – próbował odejść, więc złapała go za rękę. – Burza, błagam cię, nie mamy na to czasu, tam giną mutanci.

- To nic nie da, zabiją cię, zanim dolecisz!

Lukas wyprostował się nagle, a jego zwierzęce uszy odwróciły się, nasłuchując czegoś z tyłu. Razem z nim wsłuchała się w odgłosy z zewnątrz i odkryła, że słabną. Helikopter odlatywał. Wybiegli na zewnątrz w momencie, gdy ogromna maszyna leciała już w kierunku bagnisk. Na niebie w oddali – małe, niczym muchy – krążyły kolejne.

SOON ściągnęło wsparcie.

Będą walczyć.

Lukas przywołał skrzydła.

Burza skoczyła na niego i zrzuciła go z powrotem.

- Nie! – zawołała. – Nie widzisz ilu ich jest?! Nie możesz tam lecieć!

- Nie spodziewają się kontrataku tak szybko, jeżeli-

- Jeżeli co?! – krzyknęła mu w twarz, zarówno głos jak i spojrzenie miała pełne rozpaczy. Lukas nie miał jak się cofnąć, bo wciąż przyszpilała go do ziemi. – Przestań być tak lekkomyślny. Życie ci niemiłe?

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz