Rozdział 93

104 21 29
                                    

Kasamia wbiła pazury w ciemne drewno biurka, zostawiając na nim jaśniejsze ślady po pazurach. Była przekonana, że przyjdzie, opowie z grubsza co zaszło i będzie mogła wrócić do... czegokolwiek, na co najdzie ją ochota, a stało się tak, że tkwiła tu już drugą godzinę.

Agent, którego imienia nie zapamiętała, przesłuchał najpierw Paradoksa, później ją, następnie przesłuchał ich razem, a teraz znowu tylko ją.

- Czy zapamiętałaś jakieś znaki szczególne pojazdu, którym uciekli sprawcy? – zapytał po raz dziesiąty.

- Posiadał koła – warknęła przez zęby, zamiast powtarzać, że był czarny i miał zasłoniętą rejestrację.

- Yhm – odnotował. – Ile osób was zaatakowało?

- Pytałeś o to z pierdyliard razy! – mężczyzna milczał z nieporuszonym wyrazem twarzy. – Sześciu.

- Czy rozpoznałaś, któregoś z nich?

- Nie – skłamała. – Ci ludzie byli mi obcy.

- Czy podejrzewasz dlaczego napastnicy chcieli cię porwać?

Wskazała swój niebieski kombinezon, ale chyba nie załapał.

- Jestem z AŻ, to chyba oczywiste. Uważają, że to przez nas Dympiry atakują Nikę. Zapewne chcieli nas zapakować i wręczyć im na granicy, jak jakiś prezent. Albo po prostu zabić, to też jest opcja.

Zapisał to w swoim zeszyciku.

- Czy masz jakiś wrogów?

- Cały świat – wywróciła oczami, huśtając się na krześle.

- Czy masz podejrzenia co do tożsamości, któregoś z nich?

- Ile razy mam powtarzać, że nie?! To mógł być każdy, nawet ty!

- Już kończymy – zapewniał.

- Obiecujesz mi to od dwudziestu minut.

- Więc twierdzisz, że wszyscy ubrani byli na czarno, mieli zasłonięte twarze i kaptury? – kontynuował, zupełnie nieprzejęty jej wybuchem. – Oraz, że wszyscy byli szczupli i zwinni, zgadza się?

- Tak.

- Dobrze, dobrze... – odnotował. Z piąty raz pisał dokładnie to samo.

- Uważaj, bo ci stron zabraknie.

- Słucham? – uniósł wzrok.

- Nic, nic. Kończmy już to szaleństwo – sprawdziła godzinę. – Nie chcę przegapić obiadu.

- Myślę, że mam już wszystkie niezbędne informacje...

- Nareszcie! Żywiołom nich będą dzięki.

Spiorunował ją wzrokiem.

- Możesz odejść.

Z nieopisaną ulgą, wyszła na korytarz. Zdziwiła się jednak i zaniepokoiła, widząc, że Paradoks nadal czekał przed wejściem. Naprawdę miała nadzieję, że to koniec tego cyrku.

Uniósł wzrok znad ekranu telefonu.

- I jak, dadzą już spokój? – zapytał.

Obejrzała się na niego, nie kryjąc zaskoczenia.

- Chcesz mi powiedzieć, że stałeś tutaj, cały ten czas, nie mając tej pewności? Jesteś ty, chłopaku, normalny?

- I tak nie mam tu za wiele do zrobienia – wsunął telefon do kieszeni i wzruszył ramionami. – Czekałem na ciebie.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz