Rozdział 8

338 46 19
                                    

Kasamia obudziła się zdyszana i w panice rozejrzała po pomieszczeniu. Leżała pod oknem, a obok niej leżała jej siostra. Aria miała otwarte oczy i wpatrywała się w sufit. Niebo za oknem dopiero powoli jaśniało.

To był tylko sen - na chwilę obezwładniła ją ulga. - To się nie stało! - już chciała iść i uściskać rodziców, kiedy spostrzegła ślady krwi na koszulce i wszystko wróciło.

To nie był sen.

Eksperyment, amok i śmierć jej rodziców były prawdziwe.

To się stało.

Ona to zrobiła.

Tylko dlaczego nie pamiętała kiedy zasnęła. Kiedy w ogóle położyła się spać?

- Zemdlałaś - usłyszała jej cichy głos. - Zemdlałaś zaraz po tym, jak Lukas wybiegł z sali - odpowiadała, jakby mogła usłyszeć jej myśli.

- Gdzie on jest? - zapytała ledwo wstrzymując łzy.

- Nie szukaj go, musi ochłonąć - przyciągnęła ją do siebie. Kasamia od razu wyczuła, że coś jest nie tak.

- Nienawidzi mnie?

- Nie - nie zawahała się. - Po prostu jest wściekły, ale... nie martw się, w końcu zrozumie, że za tą sytuację należy obwiniać tylko i wyłącznie naukowców.

Kasamia nie odpowiedziała. Po prostu oparła się o nią i tępo wpatrywała w przestrzeń. Część jej umysłu nadal nie potrafiła zaakceptować, że to prawda.

Teraz było już czysto. Z wyjątkiem drobnych przebarwień na kafelkach i zeschłych plamach na jej ubiorze. Można by uwierzyć, że nic się tutaj nie wydarzyło. Ciała również zniknęły, a myśl, że to był ostatni raz kiedy ich widziała, złamał jej serce.

- To nie może być prawda! - krzyknęła. - To się nie stało! Powiedz, że to się nie stało! - spojrzała na siostrę, ale ta z rezygnacją opuściła wzrok. - Proszę... - Aria milczała, tylko jej oczy zaszły łzami. Ona już nawet na nią nie patrzyła. Straciła wszystkich.

Nagle zapragnęła być niewidzialna. Wstała i zrobiła kilka niepewnych kroków przed siebie. Ominęła miejsce w którym... w którym... do tego doszło i szła. Nie miała pojęcia dokąd, ale szła.

W tym momencie, gdyby tylko mogła, chciałaby biec i nigdy więcej się nie zatrzymać. Chciała uciec.

W końcu zatrzymała się obok lustra i spojrzała na swoje odbicie. Wyglądała normalnie. Była czysta, co oznaczało, że Aria albo któryś z naukowców zmył z niej całą krew, kiedy była nieprzytomna. Jedyną dostrzegalną różnicą (poza plamami) były jej włosy, które zwisały luźno wzdłuż ramion, zamiast być spięte w dwa kucyki, jak dotychczas.

Oczy Kasamii zalały się łzami, kiedy zdecydowała, że nigdy więcej ich nie zepnie. To mama zawsze spinała jej włosy. Rodzice dali jej życie, a ona... ona im je odebrała. Nie zasługiwała na nic.

Poczucie winy osiadło na jej piersi, niczym ogromny głaz, a wciąż świeży, unoszący się w powietrzu zapach rodziców i śmierci doprowadzał ją do szaleństwa. Gdzieś w głębi serca wiedziała, że kiedy ten zapach zwietrzeje, nigdy więcej już go nie poczuje. Nigdy więcej już ich nie zobaczy,  nie porozmawia, nie uściska, ani nie usłyszy. Już nigdy więcej ojciec nie będzie łaskotał ją do bólu, tylko po to, żeby uśmiechnęła; już nigdy więcej matka nie ukołysze jej do snu po kolejnym koszmarze. Już nigdy... to był koniec...

Wpatrywała się w swoje odbicie z coraz to większą wściekłością i nienawiścią, aż w końcu nie mogła już znieść nawet jego. Czerwone plamki zamigotały na jej powiekach, a ona zamachnęła się pięścią i uderzyła w sam środek, aż pojawiło się pęknięcie. Potem jeszcze raz i kolejny.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz