Rozdział 109

66 14 27
                                    

Szpony, które trzymały ją w miejscu zaczęły odpuszczać w momencie, gdy ich czoła się rozłączyły. Przekonany, że go nie zaatakuję, Wiatr odwrócił się plecami i gwizdnięciem przywołał Dympiry; przybyła czwórka, z czego jeden był jej dobrze znany. Koszmar spojrzał na nią dużymi, zaniepokojonymi oczami, ale nie ruszył się z miejsca. Stał u boku swojego pana, zmrożony równie mocno, jak ona wcześniej.

- Przed świtem macie przypuścić atak na laboratorium, w którym przetrzymywana jest córka Kasamii – mówił, ignorując ją. – Wszystkie Dympiry, które zrodziły się z jej zbrodni mają zebrać się i zaatakować. Nie oszczędzajcie nikogo. A ty, Koszmarze – wymówił prześmiewczo. – Poprowadzisz braci i własnoręcznie zabijesz Arię.

- Nie! – wrzasnęła, przypadając do Wiatru i szarpiąc go w żałosnych próbach zmuszenia, by na nią spojrzał. – Odwołaj to! Nie wolno ci!

Wiatr strzepnął ją z siebie jak okruchy z fartucha i kontynuował przemowę, udzielając Dympirom dalszych wskazówek. Kasamia krzyczała, uderzała i szarpała, ale nie reagował.

Była taka bezsilna. Tak potwornie bezsilnie-bezsilna.

- Wiatr, proszę, jeśli zostało w tobie coś z bohatera, którym kiedyś byłeś, nie rób tego, nie zabijaj niewinnego dziecka – próbowała przemówić mu do rozumu. – Proszę cię, ona nic nie zrobiła!

Żywioł zesztywniał, odwracając się powoli i kierując na nią wzrok. Zadarł brodę, po czym oznajmił:

- To ty ją zabiłaś – i tyle, żadnych wyjaśnień, żadnych „ale", niczego czego mogłaby się chwycić.

Pieprzyć honor.

Zalana łzami, padła na kolana i błagała go o wybaczenie. Przyrzekała, że się pomyliła, obiecywała dozgonną lojalność i pokorną wdzięczność, byle tylko zostawił jej córkę.

- Ukarz mnie – oparła czoło o podłogę u jego stóp. – Tylko ją oszczędź. Błagam... zrobię co zechcesz, zabiję, spalę świat, t-tylko – pociągnęła nosem – jej nie krzywdź.

Przez długie minuty jej łkania wypełniały ciszę. W końcu Wiatr spojrzał na nią. Podniósł jej podbródek jednym palcem, jego usta zaś wykrzywił chłodny, usatysfakcjonowany uśmiech.

- Miło mi to słyszeć – rzekł. – Ale twoje słowa nie cofną przewinień. Zawiniłaś, toteż powinnaś ponieść karę – patrząc jej w oczy, rozkazał Dympirom: – Zabić – a ją zmroził w miejscu, by nie mogła ruszyć w pogoń. – Nie martw się, Księżycu, jeśli to nie tylko czcze słowa i rzeczywiście będziesz mi wierna i doprowadzisz to wszystko do końca, przywrócę ją do życia, razem z resztą twoich bliskich.

- Nie! Nie! – zalała się łzami, bezowocnie próbując wyrwać się z więzów. – Ty potworze! Gnido! Jeśli choćby włos jej z głowy spadnie, nie tylko do ciebie nie dołączę, ale dopilnuję, żeby każdy twój plan zawodził, będę stać ci na drodze, aż do dnia, w którym osobiście odeślę cię byś po wieczność smażył się w piekle!

Wiatr uśmiechnął się zuchwale, pochylając nad nią.

- Odradzałbym – ujął jej twarz w dłonie i trzymał tak, aż zdążyła pomyśleć, że zamierza skręcić jej kark. – Dobranoc – szepnął.

Ciemność pochłonęła ją natychmiast. Zdążyła jeszcze poczuć, jak jej ciało osuwa się bezwładnie na ziemię, ale nie zarejestrowała bólu.

Przed sobą widziała tajną bazę SOON. Nie miała pojęcia, jak się tu znalazła, ale pamiętała o groźbach Wiatru. Rozejrzała się, finalnie nikogo nie dostrzegając, tylko ciemny budynek na tle odrobinę mniej ciemnego nieba.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz