Zniszczona.
Tak właśnie się czuła.
Myślała, że nie można odczuć straty bardziej, niż wtedy, gdy ktoś umrze. Okazywało się jednak, że utrata kogoś za życia była o wiele gorsza.
A to wszystko jej wina.
Aria niemalże wprost nazwała ją potworem.
Kasamia próbowała wmawiać sobie, że ona wcale tak nie myśli, ale poddała się, bo przecież znała prawdę. Prawdę wypisaną w jej spojrzeniu, słowach i ranach.
- Wszystko zrobiłam nie tak – trzęsła się skulona w cieniu pod biurkiem, co jakiś czas, odzywając się strwożonym głosem. Dotarła już do tego momentu, gdzie myśli po prostu nie chciały zostać w głowie. – Ona mnie nienawidzi. Ma rację, jestem potworem. Ale on też jest potworem – zazgrzytała zębami. – Rozejrzyj się, wszyscy jesteśmy potworami. Nikt nie zasługuje na ocalenie. Wszyscy jesteśmy potworami.
Przez całą noc nie zmrużyła oka, ani nie wstała z podłogi. Płakała, krzyczała, uderzała we wszystko, aż z jej pięści polała się krew. Później zawładnęło nią milczenie i choćby chciała nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Milczały także jej myśli. Nad ranem przeniosła się tutaj, żeby uciec przez światłem. Uwielbiała ciemność. Nikt nie musiał oglądać jej w takim stanie. Wstydziła się siebie.
Jestem błędem.
Cały ten świat jest błędem.
Błędy trzeba wymazywać, albo naprawiać.
Nie jestem w stanie naprawić świata.
Nie jestem w stanie naprawić siebie.
- Czy mogę zginąć? – spojrzała na swoje posiniaczone palce. – Tyle razy ocierałam się o śmierć, śmiałam się jej w twarz... może ona również mnie nie chce? Może muszę żyć dla tej przeklętej przepowiedni? Muszę żyć. Nie powinnam żyć. Nie potrafię żyć. To nie ma sensu. Ona mnie nienawidzi. Ona nie chce mnie znać. – Światło sięgnęło ku niej. Odwróciła się do niego plecami. – A co myśli o mnie moja córka? To przeze mnie tam trafiła. To przeze mnie ją... – zamarła, widząc ją przed oczyma.
Kocham cię, mamusiu – to było wspomnienie, ale tak wyraźne, jakby jej córeczka naprawdę tu była i uśmiechała się do niej. Zamrugała, podnosząc się tak gwałtownie, że uderzyła głową o deskę. Usłyszała ciche szuranie. Wizja się rozpłynęła, a Kasamia masując obolałe miejsce, wyczołgała się spod biurka. Wiatr siedział na nim, palcem tocząc kolorowe długopisy.
Spojrzał na nią:
- Aż wstyd, że musiałem ci przypominać, Księżycu.
- Jak długo tu jesteś?
- Parę minut – uśmiechnął się z żalem. – Załamałaś się. Że też nie chciałem wierzyć Koszmarowi, kiedy obudził mnie z tego powodu w środku nocy. Byłem przekonany, że jesteś silniejsza; że jesteś wojowniczką... Nie możesz się tak załamywać z powodu jednej opinii.
- Nie obchodzi mnie, co myślą o mnie inni, ale obchodzi mnie, co myśli ona. Zresztą, po co przyszedłeś? Myślałam, że masz mnie gdzieś. W końcu w ogóle nie musiałabym się przejmować, gdybyś po prostu wziął i przywrócił jej pamięć tak, jak obiecałeś – skrzyżowała ramiona.
- Niczego nie obiecywałem – stwierdził. – Och, nie patrz tak na mnie, przecież niczego ci nie odmawiam, ale dbam o zachowanie równowagi.
- Co mam zrobić?
- Wystarczy, że powiesz „tak".
- I skażę cały świat na zagładę? – Aria tylko utwierdzi się w przekonaniu, że jestem potworem. Poczuła niesmak.
CZYTASZ
Brakujący Element
Viễn tưởng"Kiedy noc nastanie nad światem, pełnia zaświeci na niebie, księżyc odbije światło słońca i zadecyduje, kto teraz władze sprawuję. Gdy krew spłynie na jego jasną posturę, zwycięstwo Dympirów przypieczętuje, lecz gdy księżyc biały nastanie, mroku to...