Rozdział 42

182 29 12
                                    

Czasami czuł się jakby był poza światem. Obserwował jak wszystko wokół się zmienia, a nawet pomagał wznosić co niektóre domy i wprowadzać zmiany, ale mimo to tkwił w wrażeniu, że on sam niewiele się zmienił.

Minęła wiosna, potem lato, jesień, zima i znowu wiosna. Kończyło się kolejne ciepłe lato i rozpoczynała deszczowa jesień. Minęło półtorej roku, czyli 17 miesięcy, około 510 dni i zbyt wiele godzin, żeby chciało mu się liczyć, od dnia w którym Kasamia rzekomo mu wybaczyła. Rzekomo, bo za dwa miesiące kończyli 16 lat, a ona nadal ograniczała ich spotkania do minimum. Burza twierdziła, że to i tak postęp, ale to co ich łączyło trudno było nazywać rozmową. Zwykle po prostu wpadali na siebie w lesie (bardziej lub mniej przypadkowo), on mówił, ona tylko pomrukiwała lub kręciła głową w odpowiedzi. Przez całe te 510 dni odezwała się do niego tylko raz i tylko po to, żeby zrugać go za to, że przyszedł do jej jaskini. Nie miał pojęcia czemu, ale zabraniała mu tego robić. Mogli się widywać tylko na neutralnym terytorium; ani u niego, ani u niej.

Z Burzą też nie szło mu o wiele lepiej. Nadal byli tylko przyjaciółmi i powoli zaczynał tracić nadzieję, że kiedykolwiek się to zmieni. Pamiętał jak kilka dni po tym jak Kasamia mu wybaczyła, miał tak dobry humor, że znalazł w sobie motywację by wreszcie wyznać jej swoje uczucia. Zebrał bukiet z najpiękniejszych kwiatów jakie udało mu się znaleźć i poszedł ...tylko po to żeby zobaczyć, jak inny mutant wyznaje jej swoje uczucia i usłyszeć jej odpowiedź, że nie szuka partnera.

Wtedy oczywiście się przestraszył i poddał. Nie przespał kolejnej nocy, tylko po to by nad ranem dojść do wniosku, że po prostu nie chciała spotykać się z tym konkretnym chłopakiem. Zresztą i tak nie dawało mu to spokoju, więc postanowił iść i ją zapytać, ale... następnego dnia okazało się, że Burza była bardziej lubiana, niż mu się wydawało, bo tym razem wpadł na nią, wyrywającą swój ogon z ogona Alfa. Ostatnio wśród mutantów przyjął się zwyczaj, żeby zamiast tradycyjnego „wyznawania uczuć" splatać ze sobą ogony. Przyjaciele i rodzina często trzymali się za ręce, ale ogony splatali ze sobą tylko partnerzy, stąd to się wzięło. Mimo tak ogromnego ułatwienia Lukas nie miał odwagi tego zrobić. Zwłaszcza po tym ile razy był świadkiem, jak Burza kogoś odrzuca. Nie chciał być następny.

Tylko w zeszłym roku widział to z 8 razy i najzwyczajniej w świecie doszedł do wniosku, że Burza nie chcę się z nikim wiązać (przynajmniej na razie) i postanowił dać temu spokój. Czasami miewał dni, gdzie chciał to po prostu z siebie wyrzucić, ale bał się bólu, jaki przynosiłaby pewność, że nie odwzajemnia jego uczuć. Poza tym, jej przyjaźń była dla niego bezcenna i wolałby zamilknąć na wieki, niż ją stracić. Mógł ją kochać – po cichutku i z daleka. Z nadzieją, że któregoś dnia zmieni zdanie.

Usłyszał kroki i obrócił się w idealnym momencie, żeby zobaczyć jak jego zastępczyni wchodzi do jaskini. Naprawdę nie dziwił się, że ma tylu adoratorów; była naprawdę piękna. W jego oczach zawsze była piękna, ale ostatnie 17 miesięcy było dla niej szczególnie łaskawe.

- Lukas, znowu mamy nieproszonych gości – poinformowała.

- Helikopter?

- Helikopter – przytaknęła. – Wciąż jestem przeciwna atakowaniu ich, ale coraz mniej podoba mi się, że latają nad nami i nas nagrywają. Zresztą, sam wiesz jak to wpływała na niektórych... boją się wychodzić.

- Przydałoby się w końcu dowiedzieć dlaczego to robią – zgodził się i natychmiast przypomniało mu się inne dziwne zjawisko. – Tak samo Dympiry, chciałbym się dowiedzieć dlaczego kręcą się po górze Kasamii.

- No cóż... myślę, że to nieduży problem. Kasamia i tak zabija wszystkie na które się natknie, a my mamy dość strat po ostatniej walce z nimi – Dympiry prawie ich nie atakowały. W ciągu ostatniego roku walczyli z nimi ledwie dwa razy. Raz, kiedy przypadkiem natknęli się na nie w lesie, a jeden ciut bardziej narwany mutant (na pewno nie on) je zaatakował. Za drugim razem natknęła się na nie dwójka dzieci, która wymknęła się bez pozwolenia i w strachu zaprowadziła je prosto do kotliny. W tej walce wzięli udział niemal wszyscy z czego 4 poległo i spoczywało teraz przy drzewie, jako kamienne posążki.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz