Lukas i Burza siedzieli na skałach od zewnętrznej strony Kotliny i obserwowali niebo. Odcienie różu i pomarańczu odbijały się im w oczach, gdy chłonęli widok, jakby był to ich ostatni, wspólny zachód słońca. I mógł być, oboje zdawali sobie z tego sprawę. Dlatego szukali spokoju, nie chcąc spędzić ostatnich chwil życia na przestrachu i gonitwie.
Masował kciukiem grzbiet jej dłoni, od czasu do czaru, zerkając na twarz. Była widocznie smutna i on również. Nie zamierzał jej jednak na siłę uszczęśliwiać. Wbrew swojemu wyobrażeniu tego, jak powinno wyglądać ich życie i jak powinni czuć się po odkryciu, że kochają się ze wzajemnością, wierzył, że tak jest najlepiej. Nawet jeśli miały być to jego ostatnie chwile, był szczęśliwy. Szczęśliwie-smutny.
Gdyby płakał, byłyby to łzy zarówno szczęścia, jak i smutku. Dwie zjednoczone emocje, tworzące coś, jak mogłoby się zdawać, niemożliwego.
Burza nie sprzeciwiła się, gdy cofnął dłoń. Zmienił pozycję i położył się, kładąc głowę na jej udach. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się słabo. Wsunęła palce w jego włosy i bawiła się kosmykami, patrząc przed siebie.
Lukas skupił się na jej dotyku i realnej obecności, tak ciepłej, tak kochającej i tak bliskiej. Wspólnym mianownikiem jego dobrych snów było to, że zbyt często przeistaczały się w koszmar. W jakiś niewyjaśniony sposób, wpłynęło to także na jego rzeczywistość, gdzie koszmar przeistoczył się w piękny sen, który za chwilę stać miał się tragedią.
Gdy ostatnie promienie słońca schowały się za horyzontem, wstali i spojrzeli na siebie w wymownym milczeniu.
Musiał wierzyć, że starczy im siły. Poddając się przed rozpoczęciem walki, niczego nie wygra.
Choćby mieli skończyć podziurawieni od pocisków jak ser, musieli pamiętać tylko o jednym: nie dać się bólowi. Jeśli nie zostaną trafieni w któreś z miejsc natychmiastowej śmierci, nic im nie będzie. Tyle że przynęta stawiała siebie na celowniku. Wcześniej czuł się beznadziejnie, nie dbał co się z nim stanie, a teraz... teraz bał się o siebie i o Burzę. Żeby jakoś się zabezpieczyć, zdecydowali, że założą znalezione hełmy i kamizelki kuloodporne, ale to przecież nie gwarantowało przeżycia.
Przechodząc, zwrócił uwagę na ludzkie dzieci (o których imiona do tej pory nie zapytał), wyraźnie niespokojne i trzymające się za ręce wraz z małymi mutantami. Ci, którzy z jakiegoś powodu odmówili walki, mieli zostać i je chronić. W razie przegranej, poleciał im oddać je ludziom i jak najszybciej się ewakuować.
Przywódcy założyli swoje osłony i skierowali się na miejsce spotkania.
Mutanci podzielili się już na oddziały, zupełnie jak prosił, a gdy tylko pojawił się między nimi i dał sygnał, dwa z nich – jeden pod dowództwem Akiry, a drugi Estera – udały się w ustalone miejsce.
Pozostałe dwa, większe zostały wraz z nim i Burzą na polanie i gdy wyruszyli, towarzyszyli im przez całą drogę, dopiero na bagnach zostali w tyle. Lukas i Burza z kolei unieśli ręce w geście poddania i wyszli na spotkanie Skarbimirowi i kilku innym nieznajomym generałom.
- Zabrałeś armię – zauważył Skarbimir, tasując go spojrzeniem.
- Ty również.
Żaden nie przerwał kontaktu wzrokowego.
- Chyba wszyscy zgodzimy się, że już za późno na rozmowy pokojowe. – Zgromadzeni generałowie mu przytaknęli. – My nie zamierzamy oddać wam potomkini Kasamii, a wy z pewnością nie zamierzacie oddać nam naszych.
- To nie musi się tak kończyć. – Żaden nie zwrócił uwagi na Burzę, póki nie dodała: – I nie, mylisz się, oddamy je wam.
Generałowie wymienili zaskoczone spojrzenia, a przez ludzką armię przelała się fala szeptów. Burza skinęła Lukasowi.
CZYTASZ
Brakujący Element
Fantasy"Kiedy noc nastanie nad światem, pełnia zaświeci na niebie, księżyc odbije światło słońca i zadecyduje, kto teraz władze sprawuję. Gdy krew spłynie na jego jasną posturę, zwycięstwo Dympirów przypieczętuje, lecz gdy księżyc biały nastanie, mroku to...