Rozdział 68

97 21 24
                                    

Księżyc biegła ulicami, które początkowo roiły się od spanikowanych ludzi (niektórzy próbowali złapać się jej jak koła ratunkowego, ale po tym, jak odesłała kilkoro z siniakami, dali jej spokój), a później całkiem opustoszały. W oddali słychać było krzyki, ale tutaj było wręcz nieznośnie cicho. Słyszała swoje kroki i oddechy, co było okropnie irytujące.

Zbliżała się coraz bardziej do obszaru atakowanego przez Dympiry; może to nie one były jej wrogami, ale i tak powinna zachować czujność, gdyby- coś złapało ją za bark, więc odruchowo odskoczyła, zdzielając to coś z półobrotu. Feniksa zatoczyła się, łapiąc za nos:

- Auć! – pisnęła. – Postanowiłaś wyłamać nosy wszystkim z AŻ?! – to brzmiało bardziej, jak ona. Raczej nie kojarzyła Feniks z piszczącą myszą.

- Nie postanowiłam! I weź się do mnie nie zakradaj! Myślałam, że to Dympir – mogła to zapisać, jako mały sukces. Dała w twarz kolejnej osobie z AŻ i nadal uważano to za przypadek. Chociaż to akurat był przypadek.

- Dympir to by ci akurat za wiele nie zrobił... – przewróciła pomarańczowymi oczami, wciąż kurczowo trzymając się swojego nosa. – Jesteś na nie odporna, zapomniałaś?

- Może i jestem odporna, ale to nie znaczy, że proszę się o kolejną – wskazała na (zakrytą kołnierzem) szramę na szyi.

Feniksa wreszcie puściła swój nos:

- Chyba w porządku – otrząsnęła się. – Chodź, rusz się, tam umierają ludzie! – pobiegła przodem, a Kasamia nie miała innego wyjścia, jak tylko pójść za nią.

Swoją drogą, zabawne, że szły z tego samego kierunku. Czy to możliwe, że ona również była na budowie? Jeżeli tak, to żałowała, że przegapiła okazję rzucenia w nią cegłą (oczywiście przypadkiem).

- O, super, że jesteś! – Przypływ uśmiechnął się do swojej ukochanej, ale jego mina zrzedła, gdy zobaczył Księżyc. – I... – zacisnął zęby. – ...Ty również – naturalnie, powiedział tak tylko dlatego, że z boku stali nieustraszeni reporterzy i kręcili to wszystko. Biedna, mała Flora prawie musiała się rozdwoić, żeby ich wszystkich uchronić. – Mam pomysł, spróbujmy zapędzić je w pułapkę i użyć na nich mocy!

- Jesteś jeszcze większym debilem, niż l wyglądasz! – parsknęła. – Czy tylko ja jedna pamiętam tutaj, że wy nie jesteście na nie odporni?

- Gdyby twoje słowa mogły zabić, w ogóle nie mielibyśmy problemu – Feniksa oparła się plecami o plecy Przypływa i używając mocy przegoniła Dympiry, które próbowały zakraść się do chłopaka od tyłu. – Ale... jako rozsądna przywódczyni muszę przyznać, że nie wiemy, jak zareagują i czy któryś nie dopadnie nas wtedy od tyłu. Potrzebujemy więcej informacji, zanim podejmiemy ryzyko – jej oczy rozszerzyły się, kiedy spoczęły na mutantce. – A ty wciąż tutaj? Bierz się do pracy, ale już! – Kasamia odwróciła się i namierzyła wzrokiem stwora, który gonił pędzącą o lasce staruszkę, gdy ta próbowała dotrzeć do pola siłowego i schować się za Zefirem. Zrobiła pierwszy krok, ale zatrzymała się, słysząc kolejne słowa liderki: – Po ataku porozmawiamy sobie o tobie i Życiu.

Waza sapnął z zaskoczenia:

- Co? Ale Herman powiedział-

- Nie obchodzi mnie co powiedział, zamierzam wycisnąć z niej prawdę, niezależnie od kosztów.

- Chyba śnisz, jeśli myślisz, że COKOLWIEK ci powiem! – pokazała jej język, zanim rzuciła się biegiem, aby odepchnąć Dympira, dosłownie sekundę przed tym, jak jego pazury zdążyły zetknąć się ze starowinką. – Szybciej! Niech pani ucieka! – krzyknęła do niej, gdy równocześnie tarzała się z Dympirem po asfalcie, trochę zbyt dynamicznie machając kończynami, kiedy sam stwór „pacał" ją pazurami, jakby nie wiedział co ze sobą zrobić.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz