Rozdział 94

85 18 35
                                    

Wieczorem leżała na łóżku i próbowała poprzez esemesy zmotywować Oleandrę do postawienia się szefowi. Było to niełatwe i jednostronne, bo Ruda N odpisywała raz na godzinę, albo i rzadziej.

Odłożyła telefon w momencie, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Usiadła, wkładając maskę i wciskając przycisk na bransolecie. Domyśliła się, że to Paradoks, bo on jedyny czekał. Reszta wchodziła jak do siebie.

Otworzyła mu.

- Cześć – uśmiechnął się. – Pomyślałem, że skoro jesteśmy sąsiadami, to może pójdziemy na naradę razem?

- Na naradę? W sprawie czego?

Opuścił wzrok:

- W sprawie wypadku Przypływa. Wiesz, nie wiadomo, kiedy wróci do obowiązków. Słyszałem... – wzdrygnął się lekko. – Podobno amputowano mu dłoń.

Trochę ją to zaskoczyło, ale nie na tyle, by zmieniło to coś na jej twarzy. Okrutnie to zabrzmi, ale zasłużył sobie.

- Może to do ciebie nie dotarło, ale nie jestem mile widziana na naradach, zebraniach, imprezach i innych głupstwach organizowanych przez tamtych. Idź sam, jeśli musisz – powiedziała, mimo to nie zamknęła mu drzwi przed nosem.

- Nie jesteś mile widziana? – powtórzył. – Jak to? Przecież jesteś częścią AŻ, jednym z Adeptów, należysz do tej grupy!

- Ale nie na równi ze wszystkimi – skrzyżowała ramiona, czując niezrozumiały ucisk w piersi. – Jestem tu od czarnej roboty, niczego więcej.

- Kiedy to nie w porządku!

- Te ich zebrania i tak są nudę! Właściwie to dla mnie przywilej, że nie muszę na nich być. Więc w ogóle się tym nie przejmuj.

- Skoro ty nie możesz, to ja też nie pójdę – oznajmił. – Kiedy przyjdą mnie szukać, dowiem się skąd ta niesprawiedliwość.

- A co, masz jakiś kompleks superbohatera? Nie potrzebuję nikogo, żeby się za mnie wstawiał. Sama mogłabym to zrobić, gdybym tylko tego chciała. Ale nie chcę i koniec tematu – ani drgnął. – No cóż, stercz tak sobie dalej – zamierzała zamknąć, ale ją powstrzymał.

- Mogę wejść? – zapytał z nadzieją. – Zostawimy otwarte drzwi, będę wiedział, kiedy przyjdą.

- Skoro musisz – zrobiła mu przejście.

- Masz tu znacznie ciaśniej, niż myślałem – skomentował, rozglądając się po jej pokoju. – Mój jest większy, ale to zapewne ze względu na... Chwila, nie powinienem ci tego mówić – zorientował się. – Powiedziano mi, że ty i ja nie możemy znać tożsamości pozostałych.

- I ty serio czepiałeś się tego, że nie wpuszczają mnie na narady? – spojrzała na niego wilkiem. – Przecież oni wszyscy się znają!

- Wiem, ale... pomyślałem, że może zmieni się to, gdy wreszcie mi zaufają. Może... może powinienem im coś kupić? – zastanawiał się.

- Nie tędy droga – dziwiła się, że w ogóle o czymś takim pomyślał. – Próbując się podlizać, tylko pokażesz, że ci zależy, a co za tym idzie, że mają nad tobą władzę.

- Jako zżyta drużyna mielibyśmy większe szanse pokonać Dympiry.

- Kiedy wreszcie do was dotrze, że nie mamy szans ich pokonać?! Jedyne co robimy to je odganiamy, i to chwilowo. Przeciągamy jedynie koniec.

- Wiem, że masz rację – przyznał niechętnie. – Tańczymy jak nam Dympiry zagrają. Jeśli chcemy je pokonać, musimy wymyślić inny sposób. Tylko jaki?

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz