Wieczorem leżała na łóżku i próbowała poprzez esemesy zmotywować Oleandrę do postawienia się szefowi. Było to niełatwe i jednostronne, bo Ruda N odpisywała raz na godzinę, albo i rzadziej.
Odłożyła telefon w momencie, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Usiadła, wkładając maskę i wciskając przycisk na bransolecie. Domyśliła się, że to Paradoks, bo on jedyny czekał. Reszta wchodziła jak do siebie.
Otworzyła mu.
- Cześć – uśmiechnął się. – Pomyślałem, że skoro jesteśmy sąsiadami, to może pójdziemy na naradę razem?
- Na naradę? W sprawie czego?
Opuścił wzrok:
- W sprawie wypadku Przypływa. Wiesz, nie wiadomo, kiedy wróci do obowiązków. Słyszałem... – wzdrygnął się lekko. – Podobno amputowano mu dłoń.
Trochę ją to zaskoczyło, ale nie na tyle, by zmieniło to coś na jej twarzy. Okrutnie to zabrzmi, ale zasłużył sobie.
- Może to do ciebie nie dotarło, ale nie jestem mile widziana na naradach, zebraniach, imprezach i innych głupstwach organizowanych przez tamtych. Idź sam, jeśli musisz – powiedziała, mimo to nie zamknęła mu drzwi przed nosem.
- Nie jesteś mile widziana? – powtórzył. – Jak to? Przecież jesteś częścią AŻ, jednym z Adeptów, należysz do tej grupy!
- Ale nie na równi ze wszystkimi – skrzyżowała ramiona, czując niezrozumiały ucisk w piersi. – Jestem tu od czarnej roboty, niczego więcej.
- Kiedy to nie w porządku!
- Te ich zebrania i tak są nudę! Właściwie to dla mnie przywilej, że nie muszę na nich być. Więc w ogóle się tym nie przejmuj.
- Skoro ty nie możesz, to ja też nie pójdę – oznajmił. – Kiedy przyjdą mnie szukać, dowiem się skąd ta niesprawiedliwość.
- A co, masz jakiś kompleks superbohatera? Nie potrzebuję nikogo, żeby się za mnie wstawiał. Sama mogłabym to zrobić, gdybym tylko tego chciała. Ale nie chcę i koniec tematu – ani drgnął. – No cóż, stercz tak sobie dalej – zamierzała zamknąć, ale ją powstrzymał.
- Mogę wejść? – zapytał z nadzieją. – Zostawimy otwarte drzwi, będę wiedział, kiedy przyjdą.
- Skoro musisz – zrobiła mu przejście.
- Masz tu znacznie ciaśniej, niż myślałem – skomentował, rozglądając się po jej pokoju. – Mój jest większy, ale to zapewne ze względu na... Chwila, nie powinienem ci tego mówić – zorientował się. – Powiedziano mi, że ty i ja nie możemy znać tożsamości pozostałych.
- I ty serio czepiałeś się tego, że nie wpuszczają mnie na narady? – spojrzała na niego wilkiem. – Przecież oni wszyscy się znają!
- Wiem, ale... pomyślałem, że może zmieni się to, gdy wreszcie mi zaufają. Może... może powinienem im coś kupić? – zastanawiał się.
- Nie tędy droga – dziwiła się, że w ogóle o czymś takim pomyślał. – Próbując się podlizać, tylko pokażesz, że ci zależy, a co za tym idzie, że mają nad tobą władzę.
- Jako zżyta drużyna mielibyśmy większe szanse pokonać Dympiry.
- Kiedy wreszcie do was dotrze, że nie mamy szans ich pokonać?! Jedyne co robimy to je odganiamy, i to chwilowo. Przeciągamy jedynie koniec.
- Wiem, że masz rację – przyznał niechętnie. – Tańczymy jak nam Dympiry zagrają. Jeśli chcemy je pokonać, musimy wymyślić inny sposób. Tylko jaki?
CZYTASZ
Brakujący Element
Fantasy"Kiedy noc nastanie nad światem, pełnia zaświeci na niebie, księżyc odbije światło słońca i zadecyduje, kto teraz władze sprawuję. Gdy krew spłynie na jego jasną posturę, zwycięstwo Dympirów przypieczętuje, lecz gdy księżyc biały nastanie, mroku to...