Rozdział 40

181 31 11
                                    

Dympiry stały tam jeszcze przez kilka sekund (a może to były minuty?). Ona z kolei zamarła i wpatrywała się w swoje świecące blaskiem Życia nadgarstki przez... zresztą, a kogo to obchodzi? Czas i tak był teraz pojęciem abstrakcyjnym. Nie wiedziała, jak długo tam była, a w głowie słyszała tylko jedno pytanie, na które pomimo upływu czasu nie znajdowała odpowiedzi: Co to znaczy?

Był tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć.

Kasamia biegła i nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, aż nie przekroczyła progu jaskini i nie stanęła twarzą w pseudo-twarz z Życiem. Zatrzymała się z poślizgiem i dyszała, później zastępując dyszenie niemym poruszaniem ustami. Wiedziała co chciała powiedzieć, ale nie znajdowała słów, żeby to zrobić.

Widziała pytające spojrzenie Życia i widziała jak porusza ustami, ale nie słyszała słów. Dźwięki zdawały się docierać do niej przez bardzo grubą, niewidzialną ścianę. Zresztą nie tylko dźwięki – zdała sobie sprawę, kiedy opuściła wzrok i dopiero wtedy zauważyła przytuloną do jej nóg Arię.

Zakręciło jej się w głowie i uniosła drżące dłonie, aby ją uziemić.

Życie podeszła bliżej i oparła dłoń na jej plecach, jakby bała się, że upadnie i chciała ją podtrzymać. Mała Aria z kolei odsunęła się i spoglądała na nią okrągłymi z przerażenia oczami.

Nagle bańka, która otaczała Kasamię pękła i znowu zaczęła słyszeć:

- Spokojnie, oddychaj – jako pierwszy usłyszała głos Życia, a później zaczęło docierać do niej również ciche szlochanie Arii.

- Co TO jest?! – wrzasnęła, a Życie cofnęła się w szoku.

- Spróbuj się uspokoić – spojrzała na nią z dystansem. – Weź głęboki wdech i zapytaj jeszcze raz, tym razem tak, żebym zrozumiała pytanie.

- Zamknij swój durny pysk i powiedz mi CO TO JEST!

- Powiem, tylko co mam ci powiedzieć? O czym ty mówisz?

- CO TO JEST?! – powtórzyła głośniej, niż poprzednie dwa razy, ale tym razem jeszcze uniosła ręce tak, żeby odsłonić rany. – CO TO JEST?!

- Zadrapałaś się? – zgadywała, wciąż wyraźnie zdezorientowana. Oczywiście rany Kasamii już dawno przestały świecić i w ogóle nie wyróżniały się od zwyczajnych zadrapań.

- Nie graj głupiej! Dympir, DYMPIR mnie podrapał!

- Oh... okej?

- Nie! Nie okej! – nie zdawała sobie sprawy, że ją pchnęła, dopóki nie zauważyła, że leży na podłodze. – Moje rany świeciły twoim blaskiem i nie zamieniłam się w kamień!

- To chyba... dobrze, tak? – niepewnie uniosła wzrok.

- NIE! – uderzyła w ścianę za nią. Widocznie znowu zrobiła coś dzięki czemu była bardziej duchem, niż ciałem i przez co nie mogła jej trafić. – Tak nie powinno się stać! Gadaj co jest grane! CO TO ZNACZY?!

Życie patrzała na nią, jak na wariatkę:

- Najpierw się uspokój – prosiła, ale kiedy Kasamia przybliżyła twarz do jej, odwróciła wzrok, a jej światło lekko przygasło. – Dympiry zostały stworzone z połączenia mocy mojej i Wiatru, ja... dlatego nie są w stanie cię skrzywdzić.

- Nic nie rozumiem! – małe czerwone plamki migotały jej przed oczami. – Natychmiast mów dlaczego!

W tym momencie Życie jakby się opamiętała i wstała, zmuszając ją tym samym, żeby się cofnęła. Kasamia nie spuszczała z niej oka, kiedy ta powoli się otrzepywała.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz